[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stary wyjął fajkę z zębów i spytał:
 A pan kto? Marynarz?
 Marynarzem także kiedyś byłem, ale takie tam miałem komplikacje, wie pan,
jacy są ludzie. Naplotkowali na mnie. Bóg wie, co nagadali. Musiałem zrezygnować z
pracy, we flocie. Teraz kombinuję na lądzie. Handluje się trochę.
 Po co pan do mnie przyszedł?  spytał Wakus.
 No, przecież powiedziałem. Chciałem panu oddać te igły, a przy okazji chciałem
się dowiedzieć, ile by kosztował tatuaż.
 Ja panu żadnego tatuażu robić nie będę. Niech pan idzie gdzie indziej. Ja się tym
nie zajmuję. Czasami komuś znajomemu... A te igły mi niepotrzebne. Nic o nich nie
wiem. Nikogo o nie nie prosiłem. Pomylił się pan.
Downar stał niezdecydowany. Nie wiedział, co by tu wykombinować, żeby pozyskać
zaufanie starego.
 Jak pan nie chce tych igieł, to nie, ale nie wiem, co z nimi mam zrobić.
Pomówmy o czym innym. Wolałbym tylko w cztery oczy.
 Przy żonie może pan wszystko mówić. Ona i tak niespełna rozumu. Od czasu
wojny jej to zostało.
Downar usiadł na ławce i powiedział cicho, pochylając się do starego:
 Mam tu jednego gościa, którego trzeba przerzucić na tamtą stronę. Kupę forsy
zapłaci.
 Daj mi pan święty spokój!  żachnął się Wakus.  Ja się takimi sprawami nie
zajmuję. Idz pan do diabła i nie zawracaj mi pan głowy.
Downar wstał i otrzepał spodnie,
 Nie, to nie. Szkoda. Dobry interes. Widzę, że z panem nic nie załatwię. Do
widzenia panu, panie Wakus. Bądz pan zdrów. A te igły zabierz pan sobie, bo jak nie,
to wrzucę je do morza. Nic mi po nich.
*
Downar odbył w sopockiej komendzie krótką naradę, na której ustalono, że
wywiadowcy wezmą pod obserwację starego Wakusa i jego żonę. O człowieku
posługującym się przezwiskiem Wikary nikt tu nie słyszał.
 Wikary, Wikary... nie, nie spotkaliśmy się tu z takim facetem. Jedzcie do Gdyni,
do Gdańska, tam prędzej się czegoś dowiecie między marynarzami.
I Downar pojechał.
W Gdańsku także nie zdobył żadnych informacji ani w komendzie wojewódzkiej,
ani w portowych knajpach. Dopiero w Gdyni...
Porucznik Wronecki, szczupły, ruchliwy brunet ze starannie przystrzyżonym
małym wąsikiem, pomyślał chwilę i powiedział:
 Zdaje mi się, towarzyszu, że już kiedyś mieliśmy do czynienia z gościem, który
używał pseudo Wikary. Nie jestem pewien. Musiałbym sprawdzić w archiwum.
 Błagam was, sprawdzcie jak najszybciej. To bardzo ważne.
 Postaram się. Przyjdzcie jutro.
Na drugi dzień z samego rana Downar z bijącym sercem wchodził do gdyńskiej
komendy, jakby go tam czekał trudny egzamin. Czuł coś w rodzaju tremy.
Twarz porucznika Wroneckiego rozjaśniła się szerokim uśmiechem.
 Okazuje się, że mam jeszcze niezłą pamięć. Wyobrazcie sobie, że odkopałem akta
Wikarego.  Wyjął kartkę papieru, pokrytą maszynowym pismem, i przeczytał: 
Marian Bosiewicz urodzony 23 pazdziernika 1924 roku w Bydgoszczy, syn Witolda i
Heleny Morawskiej. Ukończył seminarium duchowne. W latach 1945 1949
sprawował funkcje wikarego we wsi Stara Wólka w województwie lubelskim. W roku
1950 zrzuca suknie duchowne dla jakiejś dziewczyny i wyjeżdża z nią na Wybrzeże.
Do roku 1952 pracuje w Centrali Rybnej. Zostaje zwolniony w związku z jakimiś
malwersacjami. Nic mu jednak nie udowodniono. W roku 1953 zaczyna pracować we
flocie handlowej. Odbywa szereg rejsów w charakterze ochmistrza. Zostaje
przyłapany na szmuglu i zwolniony z floty. Odsiaduje rok więzienia. Podczas
następnych lat nigdzie nie pracuje. W roku 1957 zostaje zatrzymany przez milicję w
związku z handlem narkotykami. Po przesłuchaniu zwolniony z powodu braku
dowodów winy.
 Daktyloskopowany?  spytał Downar.
 Oczywiście. Możecie otrzymać piękne odbitki wszystkich dziesięciu palców.
 Macie jego zdjęcia?
 Tak. Zaraz wam pokażę.
Porucznik wyjął z szarej koperty kilka fotografii. Downar przez chwilę przyglądał
się szerokiej, mięsistej twarzy, okolonej półkolistą, ciemną brodą.
 Zdjęcia sprzed dziesięciu lat. Trudno byłoby dzisiaj go zidentyfikować.
 Szczególnie jeżeli zgolił brodę  uśmiechnął się Wronecki.
 Czy w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie mieliście już z nim do czynienia?
 Nie.
 I oczywiście nie znacie jego adresu.
 Wtedy mieszkał w Orłowie, a teraz...
 Muszę go koniecznie wytropić  powiedział Downar.  Liczę na waszą pomoc.
 Zrobimy, co będzie w naszej mocy, towarzyszu majorze. Nie będzie to łatwe.
Musimy się liczyć z tym, że facet zmienił nazwisko i legitymuje się fałszywym albo
skradzionym dowodem osobistym. Tak czy inaczej poszukamy go na Wybrzeżu.
Downar wstał.
 Na razie to chyba byłoby wszystko. Chciałbym dostać od was ze dwie podobizny
Wikarego i jego adres sprzed dziesięciu lat. Ja mieszkam w Sopocie, w Grand Hotelu.
W razie czego dajcie mi znać. Pamiętajcie, że występuję oficjalnie jako dziennikarz
telewizyjny. Nazwisko bez zmian. I jeszcze jedna sprawa. Zawiadomcie mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl