[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gotowych koszulek, bo straciła kontrolę nad ich produkcją. Alejandro nie
odpowiadał na jej telefony i nie zdołała nawiązać z nim kontaktu. Czy
cokolwiek mogło zmienić tę fatalną sytuację?
S
R
Alejandro uniósł głowę i wsłuchał się w ryk tysięcy kibiców na
trybunach. Ostatnie chwile przed rozpoczęciem meczu zawsze były najgorsze,
ale nigdy nie czuł takiego napięcia, jak teraz. Siedział sam w półmroku
gościnnej loży dla VIP-ów i prawie żałował, że nie przygotowuje się do
wyjścia na boisko. W dłoniach trzymał kartkę grubego, niebieskiego papieru z
notatnika, z obu stron zapisanego strzelistymi literami. List od Henry'ego
Calthorpe'a dotarł do niego za pośrednictwem biura Argentyńskiego Związku
Rugby, kiedy Alejandro przyjechał na zebranie zarządu. Tego dnia członkowie
podejmowali decyzję o wyborze sponsorów.
List poruszył go do głębi i pewnie dlatego złożył dość nieprzemyślaną,
być może błędną ofertę.
Odetchnął głęboko i ukrył twarz w dłoniach. Jak to możliwe, że z
powodu Tamsin Calthorpe tracił panowanie nad sobą? Zawsze szczycił się
zimną krwią, a tymczasem w ostatniej chwili zaproponował ogromną sumę na
rzecz drużyny i w ten sposób stał się jej głównym sponsorem.
Cały czas miał przed oczami zdumione twarze członków zarządu, kiedy
wyjawił swoją propozycję. Do pewnego stopnia rozruszał nudne zebranie, a
wszyscy obecni skrzętnie zapisali w notatnikach, że koniecznie muszą polecieć
na mecz w Twickenham.
Teraz nadeszła chwila prawdy. Postanowił położyć na szali dumę i
reputację, najwyżej zrobi z siebie idiotę na oczach całego świata. Trudno.
Przecież jeśli Tamsin go nie chce, jeśli nie przyszła, to i tak jest skończony.
- Wszystko przez te hormony - jęknęła Serena i oparła się o ścianę na
korytarzu. - Nie pamiętam, o której loży mówił. Obejrzałaś już tamte drzwi?
- Nie ma na nich wizytówki, więc pewnie ta loża jest pusta - oświadczyła
Tamsin cierpliwie. - Lepiej wróćmy do sali zarządu...
- Nie! Tamsin, koniecznie zajrzyj do tej loży. Szybciej, bo przegapimy
S
R
początek.
Z boiska dobiegała muzyka orkiestry.
- Już dobrze, poczekaj - westchnęła Tamsin ugodowo i uchyliła drzwi. W
półmroku niewiele widziała, więc zrobiła krok naprzód. - No proszę, nikogo
tutaj...
Nagle wstrzymała oddech, bo przy wielkiej szybie dostrzegła sylwetkę
mężczyzny o szerokich ramionach i wąskich biodrach, zupełnie jak u...
- Znaczę dla ciebie tak niewiele, że już mnie nie zauważasz? - spytał
znajomy, niski głos.
W jednej sekundzie stężałe ciało Tamsin ożyło. Jej policzki odzyskały
rumieńce, a ciało przeszył przyjemny dreszcz.
Kiedy mężczyzna się zbliżył i ujrzała jego twarz, świat wokół niej
zawirował.
Nie mogła uwierzyć, że jest tutaj, przy niej. Dopiero po chwili
zorientowała się, że patrzy mu prosto w oczy i wstydliwie opuściła wzrok.
- Przepraszam... Po prostu myślałam, że ta loża jest pusta. - Podskoczyła
nerwowo, kiedy ciężkie drzwi cicho zamknęły się za jej plecami. - Nawet nie
podejrzewałam, że przyjechałeś. Gdybym wiedziała, nie przyszłabym na mecz.
Chciała wyjść, ale chwycił ją za rękę.
- To by oznaczało, że przyleciałem z Argentyny na próżno.
- Przyleciałeś obejrzeć mecz - mruknęła i skierowała wzrok na rozległą,
skąpaną w promieniach słońca płytę boiska.
- Nie, jestem tutaj wyłącznie z twojego powodu.
Zaśmiała się bez przekonania.
- Wystarczyło, żebyś oddzwonił.
Położył dłonie na jej ramionach i zmarszczył czoło.
S
R
- Miałem oddzwonić? Nie wiedziałem, że telefonowałaś.
Tamsin skinęła głową.
- Zostawiłam wiadomość Giselle.
Przewrócił oczami i wepchnął ręce do kieszeni.
- To musiało być dawno temu. Zwolniłem Giselle kilka dni po twoim
wyjezdzie. - Podszedł do okna. - Co miała mi przekazać?
- Miała powiedzieć ci, że przepraszam. Przykro mi, że wyciągnęłam
pochopne wnioski. Powinnam była ci zaufać.
- Giselle najwyrazniej nie potrafiła zapamiętać tak skomplikowanej
informacji - zakpił. - Mówiłaś jej coś jeszcze?
- Tak. - Niepewnie zbliżyła się do niego. - Prosiłam, żeby przekazała ci
wyrazy wdzięczności za to, co zrobiłeś dla mojej firmy. Byłam taka głupia, jak
mogłam nie widzieć, co kombinuje Sally? Bez ciebie straciłabym wszystko. -
Machinalnie rozmasowała łokieć dłonią.
- I to już wszystko? A nie dodałaś przypadkiem, że kochasz mnie do
szaleństwa i nie możesz beze mnie żyć?
Wyprostowała się oburzona.
- Nie śmiej się ze mnie! %7łebyś wiedział, tak właśnie jest. Ale bez obaw,
ani słowem nie wspomniałam o swoich niemądrych uczuciach. Wiem, że
potraktowałam cię zle i przysporzyłam ci cierpień. Zachowałam się
niewybaczalnie, to moja wina. Potem wiele się zdarzyło i już na pewno nigdy
nie będziemy... - Umilkła, nie mogła już wykrztusić ani słowa.
Alejandro uśmiechnął się do niej z czułością, wziął ją za rękę i
zaprowadził na prywatny balkon przy loży.
- W takim razie czeka mnie upokorzenie na oczach ogromnej
publiczności - westchnął.
Na murawę właśnie wychodziły obie drużyny. Alejandro bardzo powoli
S
R
doprowadził Tamsin do balustrady i popatrzył na jej twarz, skierowaną w
stronę rugbistów.
Krzyknęła z niedowierzaniem, a wśród kibiców zapanował nieopisany
entuzjazm, kiedy sportowcy odwracali się po kolei ku loży Alejandra.
Na koszulkach, w miejscu przeznaczonym na logo sponsora, każdy z nich
miał wypisane inne słowo. Kiedy odwrócił się piętnasty zawodnik, który
zademonstrował tylko znak zapytania, zdanie było kompletne:
TAMSIN CALTHORPE OGROMNIE CI KOCHAM I PROSZ
%7łEBYZ WYSZAA ZA MNIE ZA M%7ł DOBRZE?
Sportowcy stali nieruchomo i bohatersko demonstrowali wyznanie
miłości, a tłum ucichł. Tamsin ze łzami w oczach popatrzyła na Alejandra.
- Nie masz pojęcia, ile musiałem się nagimnastykować, żeby wyszło mi
dokładnie czternaście słów i znak zapytania - wyznał, objął jej twarz dłońmi i
pocałował ją w usta.
Po minucie oderwał od niej wargi i spojrzał na nią oczami zamglonymi z
bólu i miłości.
- Wcale nie chcę przerywać, ale czy masz świadomość, że oprócz mnie
jeszcze osiemdziesiąt tysięcy ludzi czeka na odpowiedz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl