[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jak siÄ™ nazywa?
- W tym rzecz... Nie znam jego nazwiska. Jestem mu winien pieniÄ…dze, bo
przegrałem zakład, a on wyznaczył mi tu spotkanie. Drobny facet, około trzydziestki
piątki, ubrany w skórzaną wiatrówkę i skórzaną czapkę. Oczy niebieskie, spiczasty
nos. >-1 dziura w głowie, siostro, dziura w głowie.
- Chyba wiem, o kogo panu chodzi. Nazywa siÄ™ Eddie i jakoÅ› tam dalej. Czasami
wstępuje na drinka, ale dziś go nie było.
- Tu mi wyznaczył spotkanie. O której zwykle przychodzi?
- Jeszcze pózniej, około północy. Jest kierowcą ciężarówki, prawda?
- Tak, granatowej.
- To ta sama - powiedziała. - Widziałam ją na parkingu. Był tutaj parę dni temu,
zamówił z naszego telefonu zamiejscową. Dokładnie mówiąc trzy dni temu. Szef nie
był zachwycony, bo nigdy nie wiadomo, ile wziąć, jak rozmowa trwa ponad trzy
minuty, ale Eddie powiedział, że będzie mówił na koszt tamtego, więc szef mu
pozwolił. Ile jest mu pan winien?
- Mnóstwo. Nie wie pani, gdzie dzwonił?
- Nie. To zresztą nie mój interes. A pański?
-'Ja chcę się z nim tylko skontaktować. Wówczas mógłbym mu przesłać pieniądze.
- Może je pan zostawić u szefa, jak pan chce.
- Gdzie on jest?
- To Chico. Za barem.
Mężczyzna siedzący przy jednym ze stolików postu-
kał szklanką o blat, więc oddaliła się stąpając ostrożnie. Ja przeszedłem do baru.
Twarz barmana, od łysiny na czole do obwisłej szczęki, była okropnie długa i chuda.
Noc prezydowania za pustą ladą jeszcze bardziej ją chyba wydłużyła.
- Co podać?
- Piwo.
Szczęka opadła mu jeszcze trochę niżej.
- Wschodnie czy zachodnie?
- Wschodnie.
- To będzie trzydzieści pięć z muzyką. - Szczęka wróciła na dawną pozycję. -
Zapewniamy muzykÄ™.
- Czy mogę dostać kanapkę?
- Pewnie - odrzekł prawie wesoło. - Jaką?
- Z bekonem i jajkiem.
- Okej. - Przez otwarte drzwi dał znak kelnerce.
- Rozglądam się za facetem, któremu na imię Eddie - powiedziałem. - Za tym, co
wtedy zamawiał do mnie zamiejscową.
- Pan z Las Vegas?
- Prosto stamtÄ…d.
- Jak interesy w Las Vegas?
- Dość kiepsko.
- O, to marnie - rzekł rozradowany. - Czemu go pan szuka?
- Jestem mu winien trochę pieniędzy. Mieszka gdzieś tutaj?
- Taak. Chyba tak. Ale nie wiem gdzie. Wstępował raz czy dwa razy z babką,
blondynką. Pewnie żona. O ile wiem, może przyjść i dzisiaj. Niech pan zaczeka.
- Dziękuję, chętnie.
Przeniosłem piwo na stolik pod oknem, przez które mogłem obserwować parking i
główne wejście. Po chwili kelnerka postawiła przede mną kanapkę. Ociągała się z
odejściem, choć zapłaciłem i dałem napiwek.
- Zostawi pan pieniÄ…dze u szefa?
141
140
- Właśnie tak sobie myślę. Chcę być pewny, że je otrzyma.
- Zżera pana uczciwość, co?
- Wie pani, co się dzieje z bukmacherami, którzy nie płacą.
- Pan rai tak jakoś wyglądał na bukmachera. -Pochyliła się ku mnie z nagłą
natarczywością. - Niech pan słucha. Mam przyjaciółkę, ona chodzi z chłopakiem, co
objeżdża konie, i ona mówi, że on mówi, że jutro w trzeciej gonitwie Jinx to
pewniak. Stawiałby pan na pewniaka czy na porządek?
- Niech pani nie wydaje pieniędzy - odparłem. - Ich się nie pobije.
- Stawiam tylko napiwki. Ten chłopak, wielbiciel mojej przyjaciółki, mówi, że Jinx to
pewniak.
- Niech pani ich nie wydaje. Sceptycznie zesznurowała usta.
- Zmieszny z pana bukmacher.
- Zgoda. - Wręczyłem jej dwa banknoty jednodola-rowe. - Niech pani postawi na
Jinxa i sama siÄ™ przekona.
Popatrzyła na mnie z gniewnym zdziwieniem.
- O rany, dziękuję panu, ale ja nie prosiłam o forsę.
- Lepsze to niż przegrywać własną.
Prawie od dwunastu godzin nie miałem nic w ustach i kanapka mi smakowała. Zanim
skończyłem jeść, zajechało kilka samochodów. Zmiejąc się i rozmawiając weszła
młodzieżowa paczka i przy barze zapanowało ożywienie. Potem na parking skręcił
czarny wóz, czarny czterodrzwiowy Ford z czerwonym policyjnym reflektorem
sterczÄ…cym przy szybie niby skaleczony kciuk.
Wysiadł z niego mężczyzna w cywilnym ubraniu, które nosił tak ostentacyjnie, jakby
to był strój sędziego na meczu baseballowym. Na prawym biodrze kurtkę wydymał
rewolwer. Kiedy nowo przybyły wkroczył w krąg światła padającego od drzwi,
dojrzałem jego twarz. Był to zastępca szeryfa z Santa Teresa. Wstałem
szybko i zniknąłem za drzwiami męskiej toalety w drugim końcu baru, zamykając je
na zasuwkę. Opuściłem deskę i usiadłem, żeby się zastanowić nad własną
krótkowzrocznością. Nie powinienem był zostawiać kartonika z zapałkami w
kieszeni Eddie'ego jak mu tam.
Osiem czy dziesięć minut poświęciłem na odczytywanie napisów pokrywających
bielone Å›ciany. ,,John «Szmaciarz» Latino, zwyciÄ™zca na 120 przez pÅ‚otki, szkoÅ‚a
średnia w Dearborn, Michigan, 1946",  Franklin P. Schneider, okręg Osage,
Oklahoma, głuchoniemy, dziękuję". Resztę stanowiły zwykłe klozetowe graffiti
urozmaicone prymitywnymi rysunkami kreskowymi.
Goła żarówka pod sufitem świeciła mi w oczy. Przeskoczyłem myślami na inny temat
i zasnąłem w pozycji siedzącej. Bielony korytarz prowadził ukośnie w głąb ziemi, a
ja szedłem nim do podziemnej rzeki nieczystości, która przepływała pod miastem.
Nie miałem odwrotu. Trzeba było w bród przedostać się przez ekskrementy. Na
szczęście wziąłem ze sobą szczudła. Dzięki nim przeprawiłem się czysty, owinięty w
celofan, na pomost po drugiej stronie rzeki. Odrzuciłem szczudła - były to zarazem
kule - wstępując na chromowane schody ruchome, lśniące niczym paszcza śmierci.
Gładko i pewnie uniosły mnie poprzez wszystkie strefy zła do umajonej różami
furtki, którą otwarło mi dziewczę w lnianej szacie, śpiewając Home, Sweet Home.
Wyszedłem na brukowany plac, po czym furtka zatrzasnęła się za mną. Choć był to
plac w środku miasta, znajdowałem się na nim sam. O tej bardzo póznej godzinie
tramwaje już nie kursowały. %7łółty blask pojedynczej latarni padał na wygładzony
stopami chodnik. Kiedy się poruszyłem, moje kroki rozbrzmiały samot-ym echem, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl