[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aż do ery wielkich gadów? Przeszył go dreszcz oczekiwania i jednocześnie
zdał sobie sprawę, nie po raz pierwszy, że wszystko potoczyło się jak najlepiej.
Oto dowód - pokój idealnie pasujący do człowieka o jego talentach.
Nagle jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody; uświadomił sobie,
że dużo czasu upłynie, zanim stanie się takim człowiekiem. Nie było się czym
chełpić. Musi wrócić do przeszłości, dostać się w tryby czasu niczym odłamek
żelaza, czym być może uszkodzi delikatny mechanizm raz na zawsze. To był
tylko wycinek przyszłości, jej przejaw, równie trwały jak bańka mydlana.
Nagle w lustrze dostrzegł swoje odbicie i aż się cofnął, tak bardzo zaskoczył
go ten widok. Spoglądała na niego udręczona, mizerna, nie ogolona twarz.
Odruchowo dotknął policzka, tracąc dopiero co odzyskany optymizm.
Na uprzątniętym biurku leżała zapisana kartka papieru. Biorąc ją do
ręki, zauważył, że na drugim końcu blatu stoi butelka porto, a obok czysta
szklanka. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy przypomniał sobie, jak
wcześniej snuł naiwne plany o zabraniu z przyszłości kilku butelek wina. Do
diabła z przenoszeniem czegokolwiek w przeszłość. Nie będzie czekał.
Spróbuje od razu. - Na zdrowie! - zawołał i wypił.
Usadowił się wygodnie w fotelu, by przeczytać notatkę.
Uprzątnąłem dokładnie silos - czytał - bo inaczej zmaterializowałbyś
się w samym środku auta i wywołał czort wie jaką eksplozję. Przestań się tak
chełpić. Wyglądasz jak półtora nieszczęścia. Masz pojechać do Oxfordu i
spotkać się tam z profesorem Flemingiem. Może i jest idiotą, ale ma to, czego
szukasz. Można powiedzieć, że my z Flemingiem jesteśmy przyjaciółmi. Jedz
tam natychmiast, a potem zmykaj i więcej nie wracaj. Migasz się od zrobienia
czegoś, co i tak musisz zrobić. Specjalnie wyszukujesz przeszkody. Zrób coś
ze sobą, na litość Boską. Niedobrze się robi na twój widok .
Lekko oburzony St. Ives odłożył kartkę z powrotem na biurko i
wychylił do końca szklaneczkę porto. Ta notatka wprawiła go w podły nastrój.
Jak on może zwracać się do niego takim tonem? Czyżby nie wiedział, do kogo
kieruje te słowa? Coś zaniepokoiło St. Ivesa, ale co? Rozejrzał się wokół,
wyczuwając, że tamten on, rozbity na pojedyncze atomy, krąży gdzieś w
pobliżu, śmiejąc się z niego. Może te niewidzialne cząstki osiadły na
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 144
wiszących nad jego głową kościach pterodaktyla, który patrzył na niego
śmiesznie małymi, pustymi oczodołami. Profesorowi skojarzył się on z
pewnym nauczycielem z czasów dzieciństwa, którego nos przypominał ptasi
dziób.
St. Ives pogrzebał w szufladzie biurka w poszukiwaniu pióra. Zamierzał
napisać parę słów w odpowiedzi. Ale co właściwie miałby w ten sposób
przekazać? Parę obelg? Coś zupełnie oczywistego? Jakiś oklepany banał? Co
on, terazniejszy on, wiedział takiego, czego tamten przyszły St. Ives wiedzieć
nie mógł? Może znałby nawet treść notatki i po zmaterializowaniu się
roześmiałby na jej widok - nawet nie musiałby jej czytać. St. Ives,
zniechęcony, odłożył pióro; czuł do siebie coś w rodzaju pogardy za swoją
bezradność.
Nagle w drzwiach stanął Hasbro.
- Dzień dobry - powiedział, nie okazując na widok St. Ivesa
najmniejszego zdziwienia i położył na otomanie garnitur.
- Hasbro! - krzyknął St. Ives i skoczył ku niemu, by go uściskać. Jego
służący był teraz znacznie starszy. Jakżeby mogło być inaczej? Jednak wciąż
wydawał się w pełni sił. Widząc go tak szczupłym i dziarskim pomimo siwych
włosów, St. Ivesowi zrobiło się przykro z powodu własnego opłakanego
wyglądu.
- Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz - powiedział profesor.
- Oczywiście, że nie, sir. Nikt nie jest. To ubranie powinno jednak
pasować.
- Jak dobrze znów cię widzieć - nie wytrzymał St. Ives. - Nie
wyobrażasz sobie...
- Bardzo dobrze, sir. Otrzymałem instrukcje, by przystrzyc panu włosy.
- Hasbro przyjrzał się uważnie St. Ivesowi, mrużąc przy tym nieco oczy, jakby
to, co zobaczył, nie sprostało jego oczekiwaniom. Wyszedł z pokoju bez
słowa, pozostawiając profesora w niewymownym zdumieniu. Wkrótce wrócił
z dzbanem wody i dużą miską.
- Będzie pan musiał dokonać ablucji w dość prymitywnych warunkach i
do tego szybko - oznajmił. - Obawiam się, że absolutnie nie będzie pan mógł
wejść do pozostałych pokoi w tym domu. Otrzymałem bardzo precyzyjne
instrukcje. Mamy natychmiast udać się do Oxfordu i jak najszybciej stamtąd
wrócić, ograniczając rozmowę do minimum. Mam dwa bilety na pociąg.
Musimy do niego wsiąść dokładnie za pięćdziesiąt cztery minuty.
- No tak - odrzekł St. Ives - ty przecież wiesz najlepiej. Pośpiesznie
zrzucił koszulę, wyszorował twarz nad miską, a w końcu namydlił włosy i
zanurzył głowę w wodzie. Wkrótce na powrót zasiadł w fotelu, a Hasbro
przystąpił do golenia jego brody.
- Powiedz mi zatem - nie rezygnował St. Ives - co się dzieje. Czy... czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]