[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czterdziestu dwóch punktów. - Coop nagle zdał sobie sprawę, że się popisuje. Jak jakiś
nieopierzony nastolatek usiłujący zrobić wrażenie na najładniejszej koleżance z klasy.
Zmarszczył brwi, patrząc na samochodziki i zaczął przesuwać jeden z nich po stole.
- Keenan mówił, że wspaniale naśladujesz silnik samochodu.
- Tak, ma się ten talent.
Zoe zdała sobie sprawę z tego, że się zawstydził, i miała ochotę go uściskać.
- Coś ci powiem. Może zaczniemy od jednego dnia? Wtedy zadecydujesz, czy dasz
sobie radę...
Jego oczy zalśniły.
- Myślę, że dam sobie radę z chudym dzieciakiem i paroma jego kolegami.
- Dobrze. Jeśli dojdziesz do wniosku, że nie chcesz się tym zajmować, nie będę miała
pretensji, zgoda?
- Zgoda. Kiedy chciałabyś zacząć?
- Najchętniej od jutra.
- W porządku. - A więc to ustalili. Teraz należało przejść do innych spraw. - Co byś
powiedziała na kolację?
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Hmm. Jasne. Mieliśmy zjeść kurczaka. Chyba go usmażę.
- Nie. - Zrobił krok do przodu, więc Zoe się cofnęła. - Może wyszlibyśmy na kolację?
Ty i ja.
- No cóż... - Niezła odpowiedz, pomyślała. Bardzo zwięzła. - Dzisiaj pracuję.
- No to jutro.
- Naprawdę się nie umawiam.
- Zauważyłem. Przed czym tak uciekasz, Zoe?
- Przed tobą. - Zła na siebie, machnęła ręką w jego kierunku, a Coop chwycił ją i
przycisnął do piersi. - Nie chcę umawiać się na randki. Znowu cokolwiek zaczynać. Mam
bardzo ważne powody.
- Kiedyś będziesz musiała mi o nich opowiedzieć.
- Wyciągnął rękę, przejechał nią po jej włosach i ściągnął gumkę, którymi je związała.
- Chyba nie będziesz mnie znowu całował...
- Jasne, że będę. - Dotknął jej warg ustami, żeby to udowodnić. Nie zamykał oczu, gdy
pieścił jej dolną wargę, badał ją językiem, drażnił się i uwodził.
- Masz niesamowite usta.
Zabrakło jej tchu. Kiedy łapała powietrze, niemal nic nie widziała. Pragnęła tylko
tego. Wydawało się, że jej życie zależy od pocałunku Coopa. To niesprawiedliwe, pomyślała
oszołomiona, gdy zaczęła poddawać się pragnieniu. Minęło zbyt wiele czasu, przekonywała
samą siebie. Z pewnością reagowała w ten sposób, ponieważ już od tak dawna nie pozwalała
sobie na bycie kobietą.
Pod wpływem jego dotyku roztapiała się jak wosk.
Nie miał pojęcia, że dotyk jej szczupłego ciała będzie tak erotycznie działał na niego.
Zamierzał ją tylko pocałować, sprawdzić ich oboje, ale jego ręce już sięgały dalej, pieściły,
badały.
Dotyk twardych, pełnych odcisków dłoni na jej nagiej skórze sprawił, że osunęła się
na kolana.
- Muszę pomyśleć.
- Pomyślisz pózniej. - Przycisnął wargi do jej szyi.
To było cudowne, tak cudowne, że znowu poczuła ból. Zbyt dobrze jednak wiedziała,
co wynika z kojenia takiego bólu.
- Coop, nie możemy tego zrobić.
- Owszem, możemy. Udowodnię ci. Roześmiała się, co zabrzmiało niemal jak jęk, i
odwróciła głowę.
- Kręci mi się w głowie. Musisz przestać. Czy ty w ogóle masz pojęcie, co ze mną
robisz?
- Nawet nie zacząłem. Chodz na górę, chodz ze mną na górę, Zoe. Chcę czuć cię przy
sobie. Chcę znalezć się w tobie.
- Ja też chcę. - Zadrżała, gdy pragnienie eksplodowało w niej niczym bomba. - Coop,
muszę najpierw pomyśleć. Od lat z nikim nie byłam.
Jego usta zatrzymały się, gwałtownie przerywając szybką podróż po jej szyi. Odsunął
się powoli, żeby na nią popatrzeć. Oczy Zoe były zamglone, usta zaś spuchnięte i pełne.
- Z nikim?
- Z nikim. - Przełknęła ślinę i modliła się o to, by wrócił jej rozsądek, zanim zedrze z
niego ubranie. - Ostatni raz jeszcze przed narodzinami Keenana. Czuję się tak, jak gdyby
wszystkie te pragnienia wyschły we mnie... są zupełnie jak suche, zwiędłe liście. Ale
wystarczy przystawić do nich zapałkę i wtedy już nie wiadomo, jak to opanować.
- Wciąż kochasz ojca swego dziecka - powiedział ostrożnie Coop.
- Nie. - Roześmiałaby się, gdyby nie była taka wstrząśnięta. - On nie ma z tym nic
wspólnego. To znaczy ma, ale... Muszę usiąść. - Podeszła niepewnie do krzesła. -
Wiedziałam, że to się stanie. Wiedziałam to od pierwszej chwili, w której cię ujrzałam. Nie
było nikogo, bo nikogo nie chciałam. Bo liczył się dla mnie tylko Keenan. Mam plany. - To
zabrzmiało jak oskarżenie. Jej oczy pociemniały. - Cholera, mam plany. Chcę się znowu
uczyć. Pewnego dnia mam zamiar otworzyć własną kwiaciarnię. - Jej głos zaczął się łamać,
co go zaniepokoiło.
- Zoe...
- Wszystko szło tak dobrze. - Nie dawała sobie przerwać. - Kupiłam dom. Chciałam,
żeby Keenan miał dom, własne podwórko, sąsiadów. Wszyscy mówili, że zwariowałam, że
nigdy mi się nie uda, że pożałuję, że ze wszystkiego zrezygnowałam i chcę wychować
dziecko sama. Ale ja niczego nie żałuję. Keenan to najlepsze, co mogło mi się w życiu
przytrafić. Odwaliłam kawał dobrej roboty. Keenan jest szczęśliwy, bystry, zabawny i
cudowny. Cieszymy się swoim życiem i wiem, że może nam być jeszcze lepiej. Nikogo nie
potrzebowałam. I... O Boże, zakochałam się w tobie.
Dłoń, którą właśnie uniósł, żeby niezręcznie pogłaskać ją po głowie, zamarła.
- Co?
- Co za bałagan. Co za bałagan. - Wyciągnęła z kosza małą skarpetkę i wytarła nią
oczy. - Może to hormony. To możliwe, wiesz. Bo kiedy wróciłam z pracy, a ty spałeś z nim
na sofie, to było takie słodkie. A potem zacząłeś mnie całować i wszystko we mnie oszalało.
A potem stałeś na podwórzu i byłeś taki mądry i męski, pokazywałeś Keenanowi, jak odbić tę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl