[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Taksówka zjawiła się w końcu i szybko wsiedliśmy do niej. Była ciasna niczym sukienka Margot.
Nie mogłem wziąć głębszego oddechu, bo pękłaby w szwach. Kierowca, jakiś emigrant, jak
zorientowałem się w pierwszej chwili po jego be be akcencie, nie byłby zadowolony. Podróż nie
była jedr nak długa. Przejechaliśmy przez dzielnice nudne jak kurorty dla rencistów i za siedmioma
mostami, za siedmioma McDonaldami byliśmy na miejscu.
Taniec oświetlonych szyldów, fajerwerki neonów, tętniąca w powietrzu muzyka oraz tłum
rozbawionych ludzi wprowadziły mnie w wyjątkowo dobry nastrój. Jeszcze przed chwilą byłem
budzącym się z zimowego snu niedzwiedziem, a już teraz jestem skłonnym do figli wiewiórem.
Zmierzamy w pośpiechu do któregoś z naszych ulubionych barów.
Ciasno tak, że czuję się, jak moja własna fiszka, włożona między stronice  Kapitału" Marksa,
niewiedząca, czy jeszcze kiedyś będzie potrzebna i zastanawiająca się, czy przypadkiem o niej nie
zapomniałem. Wolę być jednak samym dziełem, a nie nędzną fiszką, więc rozpycham się, jak
 Kapitał" na półce, pociągając za sobą Margot w stronę baru, jak pewne idee pociągnęły studentów
w sześćdziesiątym ósmym na barykady Paryża. Podąża za mną bez oporu. Zostaliśmy w końcu
dostrzeżeni przez znajomego barmana. Szybko dostaliśmy to. czego chcieliśmy.
- A zatem jesteśmy! - woła uradowana.
- Tak, w soboty zawsze tu było bardzo tłoczno. Widzę, że nic się nie zmienia. Dzień hulanki i
swawoli. Kury wydojone, krowy nakarmione, a my na disco - odpowiadam.
- Wiesz, w tygodniu rzeczywiście trudno znalezć czas. Nie każdy urządził się tak, jak ty -
przemówiła, sącząc martini gin.
- Rozumiem.
- O! - krzyknęła i rozłożyła ręce w powitalnym geście zapaśnika.
Podchodzi do nas jakiś facet. Ubrany jest w ciemną marynarkę i czarny
podkoszulek, zupełnie tak samo jak ja. Za długo się dzisiaj ubierałem, żeby nie być w ogóle tym
zainteresowany. Włosy ma przystrzyżone krótko i równo, jakby jego fryzjer nie wiedział, że głowa
to nie trawiasty kort tenisowy Wimbledonu.
-Wspaniale dzisiaj wyglądasz Margot! - odzywa się i obejmuje ją wpół.
- Ona zawsze wspaniale wygląda! - prostuję go.
- A tak, rzeczywiście. Najmocniej przepraszam. Właśnie to miałem na myśli - już zmusiłem
go do tłumaczeń, ale wybrnął z tego na cztery. Wiem. że nie chciał być niegrzeczny, ale takim
powitaniem mógł sobie przecież napytać biedy, gdyby tylko w głowie kobiety, nawet takiej, którą
osobiście lubię, było chociaż trochę analitycznego oleju. Margot nawet nie zauważyła jednak, że
tak ją witając, ten facet był wręcz chamski. Zachował się tak, jakby chcąc zjeść krowę, zabrał się
do niej od kopyt.
-Chris, poznaj! To jest 01iver. 01iver! Poznaj Chrisa. To ten sam gość, o którym ci tyłe
opowiadałam - przedstawiła nas sobie.
- Cieszę się, że mogę poznać - już się do mnie przymila.
- Miło mi - odpowiadam, ale dodaję - przepraszam was na chwilę. Muszę do toalety, a zresztą
widziałem kogoś znajomego, tam w drugim kącie. Chciałbym sprawdzić.
- Nie ma sprawy. Tylko wróć tu do mnie, Chris - odpowiedziała Margot.
Nie miałem dzisiaj ochoty na autoprezentację i nie chciałem spotykać
jakichś nowych obcych. I tak nie zapamiętałbym imienia, a przynajmniej mam taką nadzieję. Niech
sobie pogadają. Ja przynajmniej trochę odpocznę od Margot. Mam z nią przecież spędzić jeszcze
całą noc, a może nawet jutrzejsze przedpołudnie. Wystarczająco dużo czasu, żeby przelecieć ją
kilkakrotnie. Wystarczająco dużo czasu, żeby znudzić się nią na następne pół roku.
Takie spotkania są dla mnie czasami radosne, a czasami frustrujące, jak była dla mnie zabawa w
piaskownicy w okresie dzieciństwa. Niekiedy ulepione zamki z piasku były powodem do mojej
dumy, a niekiedy rozpadały się, zanim ktokolwiek zdążył je docenić. Na dodatek zawsze
znajdowało się kilku amatorów moich zabawek. Dzieci z reguły wolą się bawić cudzą zabawką niż
swoją własną. Albo przynajmniej zgłaszają obiekcje, że bawisz się w inny sposób niż one.
Niezależnie od tego, zawsze znajdzie się jakiś powód, żeby kogoś kopnąć albo z kolei dozgonnie
się zaprzyjaznić. 1 wszystko byłoby w porządku, gdybyś mógł przewidzieć, że nie będziesz tym
kopanym, albo pod warunkiem że lubisz pogrzeby.
Z drinkiem w dłoni przechadzałem się po knajpie. Przystanąłem za filarem, żeby Margot i jej
znajomy mnie nie zauważyli. Miałem chwilę na osobistego papierosa. Na dość małym parkiecie
tańczyło zaledwie kilka par, ale i tak robiło to wrażenie niesłychanego tłoku. Tańczący jakoś nigdy
mnie nie zachwycali. Te gibania i podskoki, obroty i te nienaturalne figo fago czasami mnie nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl