[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozumiem.
- Po prostu zostałaś obrabowana - powiedział z naciskiem.
-Wczoraj rano wzięła klucz do sejfu i odniosła go wieczorem, żebyś
nie zauważyła, że go nie masz i żeby nic cię nie zaniepokoiło.
Mogłabyś dopiero pod koniec lata, wyjeżdżając stąd, stwierdzić w
banku, że nie ma kosztowności.
- Przecież to niemożliwe, żeby ich tam nie było -jęknęła załamana,
wiedząc, że rozwiały się marzeni? mamy i jej własne.
- Chodz. - Wziął ją za łokieć i skierował w stronę drzwi.
Kiedy stali już na ganku, odwróciła się, by popatrzeć na
wzruszający napis na wycieraczce  Witaj" i nagle spostrzegła, że od
spodu wystaje różowa koperta. Podniosła ją. Była zaadresowana do
niej.
Kochana Kelly, właśnie dostałam wiadomość, że zachorował mój
brat w Kansas i muszę jechać mu pomóc. Pędzę tam! Wrócę, jak tylko
będę mogła. Napiszę do ciebie. Przecież muszę też zabrać koty!
Uważaj na siebie.
Zciskam Mavis
126
RS
- Wyjechała - stwierdziła drżącym głosem, patrząc bezradnie
Zane'owi w oczy. - Muszę jeszcze sprawdzić, co z tym kluczem do
sejfu. - Otworzyła torebkę, wyciągnęła portfel i zajrzała do niego. -
Klucz jest. Może się mylisz?
- Mówiłem ci przecież, że na pewno go odniosła i z powrotem
schowała ci do portfela - powiedział stanowczo. - %7łebyś niczego nie
podejrzewała. Moim zdaniem kosztowności zniknęły. Ona zresztą
też.
- Jeśli rzeczywiście je wzięła...
Nie mogła mówić dalej, była prawie załamana, zrobiło jej się
niedobrze. Trzy tysiące dolarów! Marzenia mamy, która całe życie
tak ciężko pracowała, nigdy się nie spełnią. Jej marzenia, że będzie
mogła zająć się tylko pisaniem, też się rozwiały. A przecież teraz,
kiedy Zane jej uprzytomnił, że musi zacząć wszystko od nowa, tym
bardziej chciałaby się zająć tylko pisaniem. Popatrzyła mu w oczy,
lecz nie mogła nic z nich wyczytać.
-Może klejnoty nie zniknęły - mruknęła jakby modląc się, żeby to
była prawda.
Okazało się to jednak tylko pobożnym życzeniem. Zane zawiózł ją
do banku i tam w obecności prezesa, który stał obok z bardzo
poważną miną, i dwóch detektywów otworzyła sejf. Był pusty.
Kosztowności zniknęły razem z Mavis Pruer. Z tą małą, słodką,
dobrotliwą kobietką o siwych włosach i ze złamaną nogą. Dokonała
tego, co wydawało się niemożliwe. Okazała się oszustką, fałszerzem i
złodziejką. Zniknęła z całym majątkiem Kelly i jej matki.
Po złożeniu zeznań na posterunku policji Zane zabrał ją na kawę
do małej kafejki na placu.
- Nie rozumiem - stwierdziła Kelly - dlaczego nie ukradła ich
wtedy Jimmie'emu?
- Może właśnie po to przyjechała, ale już tu na miejscu
dowiedziała się, że on nie żyje.
-Ale chodzi mi o to, dlaczego nie ukradła ich w zeszłym roku?
- Może próbowała? Może odjechała w pośpiechu, bo ktoś ją
nakrył. Może w ogóle zaczęła tu przyjeżdżać po to, by przed czymś
127
RS
uciec albo zrobić sobie tu kryjówkę. Bo ta kobieta nie po raz
pierwszy weszła w konflikt z prawem. Jest zawodowcem. Pewnie od
lat uprawia ten proceder.
Kelly milczała. Jak ma powiedzieć Cissie o tej niesamowitej
stracie? Ukryła twarz w dłoniach.
- Posłuchaj - powiedział szorstko - może ją niedługo złapią i
odzyskacie klejnoty. Nie martw się. Tymczasem, jak mówiłem, kupię
ten cholerny dom. Potem mogę go komuś sprzedać. To nie taki
wielki interes, ale nie wrócisz do domu z pustymi rękami.
- Wcale nie jadę do domu - zaoponowała.- Zresztą nie chodzi tylko
o domek Jimmie'ego, chodzi o koty i psa.
Pies wpuścił złodziejkę i jeszcze pewnie merdał do niej ogonem,
lecz mimo to Kelly nie potrafiła myśleć o nim z nienawiścią. Był to po
prostu pies, który zbytnio łaknął miłości.
-Zajmę się tym - mruknął Zane. - Wszystkim się zajmę.
- Nie potrzebuję twojej łaski - zaprotestowała.
Powiedziała prawdę. Nie chciała od niego żadnych uprzejmości,
niczego. Tylko żeby zostawił ją w spokoju.
- To nie żadna łaska - rzucił. - Zrobię to dla własnego spokoju.
Jesteś dzieckiem przyzwyczajonym do życia w mieście. Tu czujesz
się nieswojo. Musisz więc wrócić do domu i swojego bezpiecznego
życia z matką. Jesteś tu właściwie przez chwilę, a już podtruwano
cię, niemal nie utonęłaś, a potem cię obrabowano.
- Ja... - zaczęła z wypiekami na twarzy, odsuwając filiżankę po
kawie. - Ja...
- Poza tym - przerwał jej - nie tylko przyciągnęłaś do siebie
złodziejkę, ale też tego wariata Hardesty'ego, a ja nie będę ciągle się
martwił, co on może wymyślić, i nie będę cię pilnował. Ani Jimmie,
ani twoja mama by nie chcieli, żebyś się znajdowała w takiej sytuacji.
I ja też sobie tego nie życzę.
- Po pierwsze - mruknęła, powstrzymując łzy - nie nazywaj mnie
dzieckiem. Po drugie, dam sobie radę sama...
- Dla mnie jesteś dzieckiem. - Na jego twarzy pojawił się okrutny
grymas. - I nie chcę, byś się tu kręciła. Dociera to do ciebie? Musisz
128
RS
jechać do domu. To przyniesie mi ogromną ulgę. Ja jestem
zawodowcem i muszę wykonywać swoją robotę, a ty amatorką,
która wszystko mi psuje.
Wciągnęła głęboko powietrze. Nagle uprzytomniła sobie coś, co
przyprawiało ją o mdłości.
- Wiem... wiem, że masz prawo być wściekły. Niewłaściwie cię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl