[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dałam jej całą swoją miłość.
Wróciłam do studia prosto na wielkie zebranie. Pózniej każdy wydział
otrzymał dokument krytykujący Konfucjusza. Pomiędzy wierszami
można było wyczytać krytykę premiera Zhou. Robotnicy mieli
dowiedzieć się o jego chorobie, konflikcie z towarzyszką Jiang Qing.
Powinniśmy zwątpić w jego lojalność wobec Mao. Kiedy przyszła kolej
na mnie, przeczytałam bez zainteresowania. Nie obchodził mnie jakiś
Zhou. Nudziło mnie to. Poproszono lud o uwagi. Lud wypowiadał uwagi.
Uwagi były bzdurne.  Chiny na zawsze muszą pozostać czerwone". Od
tych słów rozpoczynał każdy mówca.
Na podwórku zobaczyłam siatkę pełną martwych żółwi i podobnych do
węży brązowozielonych ryb. Był poniedziałek rano i polecono mi
przynieść materiały do nauki z księgarni, która mieściła się niedaleko
domu rodziców. Postanowiłam wpaść do domu. Ponieważ byłam w nie-
łasce, nikt ze studia nie zauważy mojej nieobecności. Zsiadłam z roweru i
zastanawiałam się, kto mógł przynieść te żółwie i ryby. Sąsiadka
zawołała do mnie:  Znajoma czeka na ciebie przy schodach, już od paru
godzin!"
Zastanawiałam się, kto to może być. Próbowałam postawić rower na
nóżce i zaczęłam zgadywać. %7łółwie i ryby pachniały farmą Czerwonego
Ognia. Oparłam rower o ścianę i wpadłam do środka. Zobaczyłam, jak
podnosi się ze schodów. Yan, moja komendantka, wyglądała jak panna
młoda. Nowa fryzura  włosy ścięte do uszu. Nowiutki żakiet koloru
indygo i czerwona koszula z wyłożonym kołnierzykiem,
ciemnoniebieskie spodnie i para nowiutkich, czarnych butów o ściętych
noskach. Wyglądała stanowczo i spokojnie. Była nadal blada, ale nie
widać było po niej smutku. Patrzyła na mnie i próbowała przyjść do
siebie. Przywitała się. Po drżeniu jej głosu poznałam, jak bardzo mnie
pragnie. Podeszłam i wzięłam ją za ręce. Teraz wiedziała, że i ja pragnę
jej równie silnie.
 Nie spodziewałam się ciebie"  powiedziałam. Odrzekła:  Właśnie
skończyłam żniwa. Dziś rano oczyściłam dla ciebie żółwie i ryby.
Złapałam je wczoraj".
Wpatrywałam się w nią. Starałam się zauważyć, jak bardzo zmieniła się
od czasu, kiedy ją widziałam po raz ostatni. Chciałam się dowiedzieć, czy
wiedzie jej się dobrze. Odwróciła się ode mnie i burknęła:  Tylko martwe
ryby i żółwie tak się gapią". Zaprowadziłam Yan do mieszkania.
Otworzyłam drzwi i posadziłam ją na werandzie. Nalałam jej filiżankę
herbaty. Patrzyłam na nią. Nie wiedziałam, jak rozpocząć rozmowę.
Powiedziałam, że dobrze wygląda. Odparła:  A bo ja wiem. Nic mnie
ostatnio nie obchodzi". Znów zapadła cisza. Rozejrzała się dookoła i
wskazała portret Mao na ścianie.  Niezły, kto to malował?"  Kwitnąca.
To była jej praca domowa". Yan westchnęła i powiedziała, że zawsze
chciała malować, ale zrezygnowała, bo nos Mao nigdy jej nie wychodził
prosto. Pokazała na drewniane łóżko i oceniła, że jest duże. Wyjaśniłam,
że spałyśmy tutaj z Kwitnącą, ale teraz ona przyjeżdża tylko na niedziele.
Yan zapytała o zdrowie mojej matki. Odparłam, że bez zmian. Nie dają
jej wolnych dni, więc codziennie chodzi do pracy. Chodzi, choruje, a
kiedy tętno podnosi się jej ponad sto dziesięć, lekarz daje jej zwolnienie
na jeden dzień. Wraca do domu. Odpoczywa. Następnego dnia musi iść
do pracy. Błędne koło.  Lekarze to palanty"  stwierdziła Yan.
 Wszystko przez żądzę władzy. Każdy chciałby pokazać, że ma władzę".
Zapytałam, czy widziała na farmie moją siostrę Koral. Odpowiedziała, że
raz.  Przenosiła cegły wraz z drużyną. Była powolna, wlokła się z tyłu.
Nie jest taka silna jak ty". Powiedziałam, że wiem, a nawet pamiętam, jak
matka opowiadała mi, że Koral była słaba od niemowlęctwa. Wstała na
nogi, dopiero gdy skończyła dwa lata. Opiekunka, którą matka zatrudniła,
kradła kartki na żywność Koral i wysyłała je do siebie, na wieś, dla
własnych dzieci. Zapytałam Yan, czy mogłaby pomóc mojej siostrze.
Odparła:  Daj spokój. Koral nie jest jedyna, która siedzi w tym więzieniu.
Spójrz na mnie. Jestem stara". Przyjrzała się sobie w lustrze. Popatrzyłam
przez chwilę na jej odbicie. Poprawiając kołnierzyk dodała:  %7łycie idzie
naprzód, nie da się ukryć". Spytałam, co u Leoparda. Yan rzuciła mi
szybkie spojrzenie i rzekła:  Właśnie umarł mu ojciec. Przyjechał do
Szanghaju na pogrzeb".  Przyjechałaś z nim?"  zapytałam.  A kim ja
jestem według ciebie? Synową zmarłego? Leopard wyjechał pierwszy, a
ja dopiero dzisiaj".  Chodzisz z nim, prawda?" Zamilkła. Sączyła herbatę
i oglądała słoje
drewna na blacie stołu, potem popatrzyła na gazetę. Po chwili powie-
działa:  Wiesz, że między nami nigdy nic nie było. To stara sprawa.
Najlepsze lata minęły mi bez niego. Stracił je. Niech żałuje. Oczywiście,
pisałam do niego listy. Jak mogę mówić, że między nami nic nie było? Ty
dostarczałaś mu moje listy, prawda? Potem wyjechałaś na dobre, a on się
do mnie zwrócił. To znaczy przysłał list. Poprosił mnie o spotkanie w
cegielni. Napisał, że zawsze mnie pragnął. Obawiał się po prostu nacisku
politycznego. Jego sekretarka miała na niego oko. Pamiętasz tę niską,
tęgą dziewczynę, o której mi mówiłaś? Tę, która pojawiała się zawsze,
kiedy ty przekazywałaś listy Leopardowi?"  Tak, pamiętam" 
powiedziałam. Pamiętałam Starą Wong.  Jego kompania teraz kiepsko
sobie radzi"  ciągnęła Yan.  Obrabiają pola bliżej morza. Są bardziej
zasolone niż nasze. Stracił nawet ziarno siewne. Pozwolił żołnierzom je
zjeść. Nie mieli co posiać. Jest w gorszej sytuacji niż ja. Więc, wiesz,
gadaliśmy o tym wszystkim. Powiedział, że uwielbiał moje listy. Moje
listy! Na Buddę! Moje listy. Oczywiście przyznałam się, że żadnego nie
napisałam. Wiesz, zmusił mnie. Opowiedziałam mu o tobie. No, nie, nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl