[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Firkin  szepnął Beczka.  Co ja właściwie zrobiłem?
 Uszczypnąłeś mnie  zabrzmiała beznamiętna odpowiedz.
Jak na razie w porządku, pomyślał Beczka.
 A co ty wtedy zrobiłeś?
 Walnąłem cię  odparł Firkin, patrząc na wprost.  Zdaje się, że w ucho.
Beczka był teraz zadowolony. Dwukrotnie przeleciał w pamięci punkty od a)
do e), wziął głęboki oddech i błysnął na czerwono, potem biało.
Pomyślał, że najwyższy czas sprawdzić f). Miał nadzieję, że się myli.
 Firkin  wyszeptał.
 Hę?  nadeszła odpowiedz ze strony świecącego na czerwono, potem na
biało nieobecnego duchem Firkina.
 Co widzisz? Na tej polance. To znaczy co dokładnie, widzisz?
 Eee. . . tam?  Firkin zdawał się zmagać ze sobą.
 Tak.
Czerwone, potem białe.
 Na drugim końcu polanki?
Beczka wiedział, że jego przyjaciel również ją widzi.
 Tak. . . ta mała chata.
W porządku, doszedł do wniosku Beczka. Czas na kłopotliwe pytanie.
 Firkin, zastanów się dokładnie, zanim odpowiesz. Czy ewentualnie dostrze-
gasz coś choćby odrobinę dziwnego w związku z tą chatką?
Drugi chłopiec nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią, rzuciło mu
się to w oczy, gdy tylko wkroczyli na polankę.
 Cóż, zazwyczaj nie spotyka się chatek z oknami zrobionymi z. . . z. . . 
Słowa uwięzły mu w gardle. Stał, przestępując z nogi na nogę niczym igła po
zarysowanej płycie.
Beczka dokończył za niego szeptem:
 . . . cukru.
 Tak.
 . . . i drzwiami z marcepanu. . .
 Ta. . .
 . . . i lukrowanym dachem. . .
 T. . .
 . . . oraz ścianami z piernika.
Na twarzy Firkina pojawił się dziwny grymas. Błysnął na czerwono, potem na
biało.
71
 Też to widzisz  powiedział.  Cha, cha, cha  co za ulga! Cha, my-
ślałem, że. . . cha. . . wariuję. . . Kompletnie, kompletnie wariuję. To znaczy, co
za myśl, żeby ściany były zrobione z. . . pier. . . pier. . . pier. . . to śmieszne. . . To
znaczy, co na przykład, jeśli pada deszcz?. . . Cha. . . cha. . . To jest nieprawda. . .
bajeczki. . . fantazje. . . zupełnie nieprawdziwe, to. . .
Odwrócił się i pierwszy raz, odkąd weszli na polanę, spojrzał Beczce prosto
w oczy. Jego przyjaciel był śmiertelnie poważny. Jednocześnie zaświecili na czer-
wono, potem biało.
 Powiedz mi, że nie jest prawdziwa.
Oczy Firkina miały błagalny wyraz. Potrząsnął ramionami Beczki.
Beczka nie był pewien. Jego przyjaciel dopiero co potwierdził, że widzi to
samo, ale wciąż coś nie dawało mu spokoju. Coś zdecydowanie nie w porządku.
Czerwone, potem białe.
Beczka miał słabe, a jednak istotne przeczucie, że chatka ta nie była taką sobie,
ot, normalną, przeciętną, niedawno odnowioną, wartą bliższego zainteresowania
piernikową rezydencją, jednakże powody tych podejrzeń chwilowo mu umykały.
 Powiedz mi, że nie jest prawdziwa  powtórzył Firkin.  Nie może być.
To tylko jedna z tych rzeczy, o których opowiadał nam Franek. Jedna z głupawych
bajek. . .
Czerwone, potem białe.
Beczka przywołał w pamięci obraz wykreowany dla nich przez Francka. Nagle
coś zaskoczyło.
 Firkin, zastanów się dobrze, zanim odpowiesz. Czy przypominasz sobie,
żeby w historiach opowiadanych nam przez Francka pojawiał się, choćby przelot-
nie, ten wielki czerwony neon migający nad drzwiami?
 Eee. . . Ten z napisem JEDZ U VLADA?
 Tak.
 Cóż, teraz kiedy o tym wspomniałeś. . .
 . . . I znak  PYTAJ O PROMOCJE ?
 . . . noo. . .
 . . . i WPADNIJ NA JEDZENIE TWOJEGO %7łYCIA?
 Mówiąc szczerze, nie.
Wąska strużka aromatycznego zapachu opuściła chatkę i poszybowała przez
polankę. Zdawała się wiedzieć, dokąd podąża. Sprytna woń.
Czerwone, potem białe.
 Dziwne, nie?  ciągnął Beczka.  Przegapić takie szczegóły  to niepo-
dobne do Francka. Wydaje się, że powinien o tym wspomnieć, w końcu wie, jak
bardzo lubię jedzenie.
Wciągnął nosem powietrze. Aromatyczne palce wtargnęły do nozdrzy i ję-
ły pieścić jego zmysł powonienia. Beczka bezwiednie zrobił dwa kroki naprzód,
pierwszy czerwony, a drugi  biały.
72
 Jak cudownie pachnie. . .
Jego brzuch zaburczał przytakująco. Aromatyczne palce tymczasem sięgnęły
i chwyciły Firkina. On także bezwolnie ruszył naprzód.
 . . . a ja umieram z głodu.
 W odległości wielu mil nie ma pewnie niczego innego. . .
Brzuch Firkin zaburczał, podkreślając prawdziwość ich słów.
 . . . torba jest pusta. . .
 . . . i przeszliśmy dzisiaj kawał drogi. . .
W zamroczeniu przecięli polanę, zapominając o podejrzeniach i błyskając
miarowo na czerwono i biało.
Przed nimi, cicho, otwarły się drzwi osadzone na dobrze naoliwionych zawia-
sach.
 . . . naprawdę przydałby nam się odpoczynek. . .
 . . . i coś do zjedzenia. . .
 . . . proszę przodem.  Firkin skłonił się nisko tuż przy drzwiach.
 Ależ dziękuję!
Przeszli nad ozdobioną słowem Wilkommen wycieraczką i wkroczyli do nie-
mal zupełnie opuszczonej chałupy.
* * *
W kwaterze szefa cranachańskich Spraw Wewnętrznych panował straszliwy
bałagan. W ciągu kilku dni, które minęły od spotkania z królem Grimzynem, przez
jego biurko przewaliło się mnóstwo roboty. Fisk pracował jak człowiek pewny, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl