[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zbudzi" jà dopiero delikatnym dotkni´ciem ramienia kr´py, siwy cz"o-
wiek w zielonym i bogato srebrem zdobionym mundurze:  Nu, die-
woczka, a wam szto nada?
Powiedzia"a, podanie wr´czy"a. Wzià", ale pokr´ci" g"owà:  Úycia
nie znasz, dziecko drogie. Narzeczona dopiero, a juÝ chce za nim w te
dale. Nie biespakojsia, on sobie tam innà znalaz", dawno juÝ! Po cóÝ ci
to rozczarowanie?
Nie ustàpi"a. Nalega"a. Pojecha"a i dojecha"a. Ch"odno by"o tam bar-
dzo, g"odno, póki nie Êciàgnà" ich do miasta O. (którego spory szmat
sam pobudowa"), najstarszy brat Puma  architekt H. Wrócili po wie-
lu latach (juÝ bez H., którego zb"àkana kula zabi"a w 1917 roku, bez je-
go Ýony, którà zabi" tyfus, za to z 3-letnià ich córeczkà  niezmiernie
- 45 -
rozÝalonà, Ýe ze swych 40 strojnych lalek, zabraç moÝe tylko jednà
i najmniejszà)  przez miasto z wysokà skarpà, gdzie sami dziecka do-
czekali, ale gonieni przez nawa"´ ze wschodu nad Ba"tyk umkn´li.
Pum zrealizowa" swoje marzenie: wzià" si´ za transport, spedycj´.
Pum mia" kur´. By"a to jakaÊ dziwna kura, bo w domu nigdy si´ nie
pokazywa"a, natomiast rodzina i goÊcie mówili o niej cz´sto i z uzna-
niem, Ýe w tak m"odym wieku (mia" nieco powyÝej trzydziestki) 
i juÝ. Ta kura nazywa"a si´ pro (razem wi´c: prokura), z jej racji Pum
by" prokurentem, podpisywa" co i rusz jakieÊ bardzo waÝne papiery,
które mu goniec do domu nieraz i póênym wieczorem przynosi", no
i nieêle wskutek tego zarabia". Dosz"o do tego, Ýe Helgi i Hildy na nie-
dziele mia"y po prostu wychodne, a my  ca"à domowà trójkà  podà-
ÝaliÊmy (Ýeby si´ Pam nie m´czy"a) na obiad do wspania"ego hotelu
Continental. Zapach ÊwieÝej, siekanej pietruszki w z"otookim rosole,
ciel´cy kotlecik (Ýadne tam go"´bie!) z zielonym groszkiem, wiÊniowy
kompot na deser i pe"en szacunku uk"on przysadzistego  "ysonia , pa-
na N., który  jako w"aÊciciel  godnie przechadza" si´ po obu restau-
racyjnych salach. NiewymyÊlne to by"y wspania"oÊci  ale pami´tne.
A póêniej sz"o si´ na ciastka do cukierni (tegoÝ pana N.) o dêwi´cznej
nazwie Elita. Drog´ wprawdzie zagradza"y grube, rudow"ose i powo-
li pe"zajàce po ca"ym chodniku liszki, na widok których dostawa"o si´
z obrzydzenia g´siej skórki, ale Pum bra" na r´ce i zwyci´sko przekra-
czaliÊmy przeszkody. A w jasnokremowym wn´trzu tak aromatycznie
pachnia"a kawa (dla dzieci by" w wysokich szklankach na nóÝce sok
malinowy z bàbelkami) i moÝna by"o wybieraç przy ladzie  babk´
Êmietankowà (kruchà, z jajecznym kremem wewnàtrz), napoleonk´,
bez´ z bità Êmietanà (aÝ mdlàcà od s"odkoÊci) albo zawsze wilgotnà
wewnàtrz szarlotk´. JeÊli trafia" si´ w niej jab"eczny domek (Êrodek
jab"ka) wo"aç trzeba by"o od razu:  Zabierz, bo  Micha" !
 Micha"  nieszcz´sny i rodowodu nieustalonego  by" synonimem
wszelkiej paszy niejadalnej, toteÝ Pam i Pum zgodnie usuwali go co
pr´dzej z talerzyka.
To sà jeszcze dobre czasy. Pum hoduje starannie t´ swojà osobliwà
kur´ w firmie MORPOL i entuzjazmuje si´ widokami na przysz"oÊç,
o których cz´sto rozpowiada w domu: morze  spedycja  towary 
okno na Êwiat!
- 46 -
Jedziemy. WyjeÝdÝamy. MoÝe to wreszcie pomoÝe naszej Pam. Je-
dziemy do Francji. D"ugo, ci´Ýko, nudno. Po szkarlatynie dziecko ma
(jednak  komplikacja!) jakieÊ k"opoty z b"´dnikiem. Zwyk"ym tram-
wajem kawa"ek przejechaç: juÝ mdli. O taksówkach  ani mowy. A cóÝ
dopiero tyli szmat pociàgiem. Towarzyszy im wi´c w drodze nieza-
wodny, emaliowany  garnuszek z uszkiem, co stoi (w domu, ale nie
tu!) pod "óÝkiem i do niego wylewajà si´ ca"e fontanny szczerej, jak-
Ýe gorzkiej Ýó"ci. ParyÝ. Dworzec. I Pum, który kl´ka przed schorowa-
nym dzieckiem, prosi, b"aga, zaklina, obiecuje:  Ten pan szofer tak-
sówki da ci takà Êlicznà niespodziank´!
Trzeba wi´c dzielnie prze"knàç gorzkà Êlin´, szczelnie zamknàç
oczy i jechaç. Szofer dotrzyma" s"owa: pod hotelowà poduszkà jest na-
zajutrz rano ca"y sznur róÝowych korali i srebrna portmonetka z drob-
niute’kich, "a’cuszkowych ogniwek z pieniàÝkiem w Êrodku. T´ zdo-
bycz dyskontuje si´ natychmiast na wielkich bulwarach, bezceremo-
nialnie uciekajàc towarzyszàcej dziecku bonie do pierwszej lepszej bo-
2
ulangerie1:  Bonjour, madame! Je veux un gateau!
Wanilià pachnà kruche ciastka. Ciemnà zielenià bulwary. KwaÊno 
woda  wisi (bo juÝ jesteÊmy w Vichy). Nie pomog"a ta kuracja. Wró- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl