[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejsca na miÅ‚ość. Nie teraz. UsiadÅ‚a na kanapie, zamknÄ™­
ła oczy. Natrętne myśli otuliły ją jak ciężka, nabrzmiała
wilgocią mgła.
Było już pózno, gdy dotarła do domu. Dobrze, że dała
się wyciągnąć na świąteczną kolację. Indyk był przepysz-
62 NORA ROBERTS
ny, Lisa i Mark tryskali humorem. Starała się robić dobrą
minÄ™ do zÅ‚ej gry, by nie psuć im nastroju. Nie miaÅ‚a ape­
tytu; wykorzystaÅ‚a pretekst, że musi dbać o figurÄ™. Wie­
czór był bardzo miły, ale kiedy już zamknęła za sobą
drzwi, odetchnęła z ulgą. Wreszcie nie musi udawać, że
wszystko jest Å›wietnie. SzÅ‚a powiesić pÅ‚aszcz, gdy za­
dzwonił telefon.
- Słucham - odezwała się znużonym tonem.
- Cześć, Hillary. Nie było cię?
Nie musiał się przedstawiać. Od razu poznała go po
gÅ‚osie. Szczęście, że przez telefon nie sÅ‚ychać, jak szaleÅ„­
czo bije jej serce.
- Witam, panie Bardoff - powiedziaÅ‚a z udanym chÅ‚o­
dem. - Czy zawsze wydzwania pan po nocy do swoich
pracowników?
- CoÅ› nie jesteÅ›my w humorze - zareplikowaÅ‚ spokoj­
nie. - Miałaś przyjemny dzień?
- Bardzo - skłamała. - Właśnie wróciłam do domu.
Byłam na kolacji. A ty?
- Też miałem miły wieczór. Przepadam za indykiem.
- Dzwonisz, żeby porównać menu, czy może masz
jakiś inny cel? - zapytała ostrzej, niż zamierzała.
- Co byÅ› powiedziaÅ‚a na Å›wiÄ…tecznego drinka, oczywi­
ście jeśli jeszcze masz tę butelkę szkockiej?
- Och... - zaniemówiÅ‚a. Ogarnęła jÄ… panika. ChrzÄ…k­
nęła, by zyskać na czasie. - Nie, to znaczy tak - wybąkała.
- Mam tę whisky, ale już jest pózno i...
- Boisz się? - przerwał jej łagodnie.
- Ależ skÄ…d! - obruszyÅ‚a siÄ™. - Po prostu jestem zmÄ™­
czona. Właśnie miałam iść do łóżka.
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 63
- Naprawdę? - W jego głosie brzmiało nieukrywane
rozbawienie.
- Naprawdę. - Poczuła, że się rumieni. Ogarnęła ją
złość na siebie. - Czy ty musisz ciągle się ze mnie nabijać?
- Przepraszam. - W jego tonie nie byÅ‚o ani krzty skru­
chy. - No dobrze, nie będę robić zamachu na twoje zapasy.
- UmilkÅ‚, po chwili dodaÅ‚: - Dobranoc, Hillary. Do zoba­
czenia w poniedziałek. Dobrej nocy.
- Dobranoc - wymamrotaÅ‚a, przepeÅ‚niona nagÅ‚ym ża­
lem. Odłożyła słuchawkę, rozejrzała się po salonie. Bez
Breta tak tu pusto, tak smutno. Westchnęła, odgarnęła
włosy. Przecież nie zadzwoni do niego, zresztą nawet nie
wie, gdzie go szukać.
Dobrze, że tak się stało, przekonywała się w duchu.
Musi trzymać się od niego z daleka. Im mniej kontaktów,
tym lepiej. Jeśli chce przestać o nim myśleć, powinna
zachować dystans. Wtedy Bret szybko siÄ™ zniechÄ™ci. ZwÅ‚a­
szcza że ktoś inny chętnie go pocieszy. Charlene w sam
raz do niego pasuje, dużo bardziej niż ja, przemawiała do
siebie, jeszcze boleśniej rozdrapując rany. Ja nawet nie
mogÄ™ siÄ™ z niÄ… równać, i to pod żadnym wzglÄ™dem. Char­
lene z pewnością zna francuski, orientuje się w gatunkach
win i nie plecie trzy po trzy, nawet gdy wypije więcej niż
kieliszek szampana.
W sobotę umówiły się z Lisa na lunch. Hillary miała
nadzieję, że wyjście do restauracji poprawi jej humor. Gdy
przyjechała, sala była pełna. Dostrzegła Lisę siedzącą przy
małym stoliku. Pomachała do niej i ruszyła przez tłum.
- Przepraszam, że się spózniłam - uśmiechnęła się
64 NORA ROBERTS
przepraszająco, sięgając po kartę. - Był straszny korek.
W ogóle ledwie złapałam taksówkę. Naczekałam się i wy-
marzłam. Czuje się, że zima tuż-tuż.
- Zima? - z uśmiechem zdziwiła się Lisa. - Ja ciągle
mam wrażenie, że jest wiosna.
- To miłość tak na ciebie podziałała. Wytrąciła cię
z równowagi - zaśmiała się Hillary. - Ale nawet jeśli
z twoją głową coś jest przez to nie tak, cała reszta kwitnie.
Wyglądasz olśniewająco, aż bije od ciebie blask.
Lisa uśmiechnęła się promiennie.
- Wiem, że od kilku tygodni nie chodzę po ziemi -
przyznała. - Pewnie już nie możesz na mnie patrzeć.
- Nie mów głupstw. Gdy widzę, jak promieniejesz, od
razu robi mi się lżej na sercu.
Zamówiły potrawy, zajęły się rozmową.
- Powinnam znalezć sobie na koleżankÄ™ brzydulÄ™ z ha­
czykowatym nosem - nieoczekiwanie zmieniła temat
Lisa.
Hillary na chwilę przestała jeść.
- Możesz powtórzyć? - zapytała.
- Nie masz pojÄ™cia, jaki facet wÅ‚aÅ›nie wszedÅ‚. Po pro­
stu boski! Ale na mnie nawet nie zerknÄ…Å‚. Jest wpatrzony
w ciebie.
- Pewnie kogoÅ› szuka - podsunęła spokojnie. - Umó­
wił się tu z kimś.
- Akurat. Jest z panienkÄ… uwieszonÄ… na jego ramieniu
- zareplikowaÅ‚a Lisa, nie odrywajÄ…c wzroku od sali. - Hil­
lary, on przez cały czas na ciebie patrzy! Nie, nie odwracaj
się! - syknęła, bo zaciekawiona Hillary poruszyła głową.
- O Boże, on tutaj idzie!
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 65
- Zachowujesz siÄ™, jakbyÅ› zobaczyÅ‚a ducha - spokoj­
nie odrzekÅ‚a Hillary, rozÅ›mieszona zachowaniem kole­
żanki.
- Cześć, Hillary! Ciągle wpadamy na siebie, co?
Oczy Hillary rozszerzyły się ze zdumienia. Popatrzyła
na równie zdumioną Lisę, przeniosła wzrok na stojącego
przy stoliku mężczyznę. Bret uśmiechał się filuternie.
- Cześć-odpowiedziała bez tchu. Była tak poruszona,
że brakowało jej powietrza. Popatrzyła na rudowłosą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl