[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tej sytuacji chyba będę musiał zabrać te kwiaty.
- Ach, nie. Dałeś mi je, zanim ustaliliśmy reguły. - Abra wstała, bardzo z siebie
zadowolona. - Ja stawiam pizzę, a ty bilety do kina.
Wyglądało na to, \e odtąd wszystko pójdzie jak z płatka. Przez kilka następnych dni
Abra wcią\ gratulowała sobie w duchu, \e tak dyplomatycznie to wszystko rozegrała, ku
obopólnemu zadowoleniu. Oczywiście zdarzały się starcia, gdy sprzeczali się na temat
projektu i budowy. Kiedy jednak spotykali się po pracy, zgodnie szli na kolację albo do kina.
Nawet je\eli chwilami Abra pragnęła czegoś więcej, starała się o tym nie myśleć.
Stopniowo dowiadywała się coraz więcej o Codym - o farmie, na której dorastał, o
wysiłkach, które podjął, by zdobyć wykształcenie. Wprawdzie Cody nie mówił jej wprost o
biedzie w rodzinnym domu i o cię\kiej pracy, ale z czasem nauczyła się czytać między
wierszami.
Odtąd zaczęła na niego patrzeć inaczej. Wcześniej widziała w nim tylko pewnego
siebie współwłaściciela jednego z najlepszych biur architektonicznych w kraju. Nie brała pod
uwagę tego, \e podobnie jak ona, osiągnął aktualny status o własnych siłach. Teraz szanowała
w nim nie tylko ambicję, ale pracowitość i wytrwałość.
Wolała milczeć na temat swojego \ycia prywatnego. Natomiast chętnie opowiadała o
latach przepracowanych u Thornwaya i o podziwie, jakim darzyła człowieka, który dał jej
szansę. Nigdy jednak nie wspominała swojego dzieciństwa czy rodziny. Cody odnotował to,
ale o nic nie pytał. Rodząca się między nimi więz była jeszcze zbyt krucha. Nie chciał
nalegać, póki nie wzmocni się fundament, na jakim miał się oprzeć ich związek.
O ile Abra była zadowolona z siebie i z układu, na jaki oboje wcześniej się zgodzili,
Cody z ka\dym dniem czuł się coraz bardziej sfrustrowany. Z trudem opierał się pokusie,
\eby dotknąć Abry - choćby tylko pogłaskać jej policzek, przejechać dłonią po włosach czy
potrzymać za rękę. Zdawał sobie sprawę z tego, \e pierwsza próba będzie zarazem ostatnia.
Czasami miał ochotę w ogóle się wycofać i zaprzestać tych platonicznych zalotów. Sęk w
tym, \e nie potrafił. Spotkania z Abrą stały się nałogiem, z którym nie był w stanie zerwać.
W gruncie rzeczy zaczynał podejrzewać, \e ten, kto wymyślił przysłowie, \e  lepszy
rydz ni\ nic , nie znał się na rzeczy.
Abra, trzymając się pod boki, obserwowała pilnie ekipę in\ynierów i robotników,
pracującą nad mechanizmem rozsuwanego dachu. Szkielet był ju\ gotowy, a samo szkło
miało zostać zainstalowane pod koniec tygodnia. Słońce paliło niemiłosiernie, a ona
doglądała projektu jak zatroskana kwoka.
- Kochanie!
- Mama? - Zmarszczyła brwi, ale po chwili zdołała się uśmiechnąć. - Co tu robisz?
- Tyle mi opowiadałaś o budowie, \e postanowiłam ją w końcu obejrzeć. - Jessie
poprawiła zalotnie kask. - Udało mi się namówić pana Blakermana, \eby dał mi dłu\szą
przerwę na lunch. - Ujęła córkę pod rękę. - Abra, to cudowne miejsce. Absolutnie cudowne.
Co to za dziwne domki, które wyglądają jak szałasy z patyków?
- To tak zwane cabanas.
- Ach, wszystko jedno. A ten wielki budynek, który zobaczyłam na początku. Coś
niewiarygodnego! Wygląda jak zamczysko z dwudziestego czwartego wieku.
- To chyba mówi samo za siebie.
- W \yciu czegoś takiego nie widziałam. Jest taki tajemniczy i majestatyczny. Jak
otaczająca go pustynia.
Abra spojrzała z uwagą na matkę.
- Naprawdę?
- O tak. Kiedy to po raz pierwszy ujrzałam, nie mogłam uwierzyć, \e moja mała
córeczka bierze udział w czymś tak... wspaniałym. - Jessie zajrzała do pustego basenu,
wyło\onego mozaiką z kafelków, a jej wzrok spoczął na chwilę z uznaniem na opalonych
torsach robotników. - O, basen ma kształt półksię\yca. Zwietny pomysł. Widzę, \e dominują
tu łuki i kopuły. To pomaga stworzyć nastrój relaksu, nie uwa\asz? I tak powinno być.
Jakkolwiek by było, to przecie\ ośrodek wypoczynkowy.
- Chyba masz rację - mruknęła Abra. Musiała przyznać, choć niechętnie, \e argumenty
matki zaczynają do niej przemawiać.
- A co to takiego, tam w górze? Abra spojrzała na szklany strop.
- To ruchomy, rozsuwany dach. Szkło będzie przyciemnione, \eby filtrować
promienie słoneczne.
- Cudownie! Chciałabym to zobaczyć, kiedy ju\ wszystko będzie gotowe. Masz trochę
czasu, \eby mnie oprowadzić? Bo jak nie, to sama się przejdę.
- Nie mogę w tej chwili stąd odejść. Gdybyś zechciała. ..
- O, patrz, idzie ten twój architekt. - Jessie bezwiednie wygładziła spódnicę, a jej
spojrzenie spoczęło na ni\szym, tę\szym mę\czyznie, towarzyszącym Cody'emu. - Kim jest
ten elegancki starszy pań za twoim ukochanym?
- On nie jest moim ukochanym. - Abra szybko rozejrzała się wokoło, \eby sprawdzić, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl