[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak, ale ciasto powinno chwilę postać, więc nie ma pośpiechu.
Ashild wyjęła ze spiżarki mąkę i śmietanę. Dziś nie chciała na niczym
oszczędzać. Nie zdążyła zrobić żadnych odświętnych przekąsek, bo za pózno
się dowiedziała o przyjezdzie Knuta.
- Ashild, jest tu ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać - zawołał nagle Ole
przez drzwi. - Jens ma poważne plany.
Ashild zdumiała się. Czego Jens może od niej chcieć? Chyba tylko jednego,
pomyślała, ściągając z głowy chustkę. Ostatnio wiele osób ją o to prosiło. Jak
tak dalej pójdzie, będzie miała więcej gości niż Ole.
- Dzień dobry, witamy rzadkiego gościa - uśmiechnęła się do Jensa. Jens
miał już dwadzieścia lat i był dorodnym młodzieńcem, szkoda, że to nie on
miał odziedziczyć Hulbak, tylko jego leniwy starszy brat, który na to nie
zasługiwał. Tak przynajmniej powiedziała kiedyś ich matka.
- Tak, nieczęsto bywam w tej okolicy. - Jens pozdrowił ją i ukłonił się
uprzejmie. - Ale teraz mam narzeczoną.
- No to poradzicie sobie beze mnie - zaśmiał się Ole. - Idę już.
- Może wejdziesz i napijesz się kawy? - zapytała Ashild zgodnie z
obyczajem.
- Nie, nie, dziękuję, wstałem właśnie od obiadu. - Jens uśmiechnął się
nieśmiało.
- Zastanawiałem się tylko, czy... Słyszałem, że umiesz robić różne ładne
rzeczy ze srebra. Czy to prawda?
- Staram się. Ale robię głównie drobiazgi - broszki, wisiorki.
- Pomyśleć tylko, że mamy własnego złotnika we wsi!
- Nie mów tak! - Ashild była szczerze zakłopotana. - Mam po prostu w
domu trochę narzędzi, więc postanowiłam spróbować.
- I udało ci się. Widziałem broszkę, którą Karen Groset dostała od męża, gdy
urodziła mu pierwsze dziecko. Prześliczna.
- Dziękuję, cieszę się, że ci się podobała.
- Chciałem zapytać, czy nie zrobiłabyś dla mnie podobnej. Podarowałbym ją
mojej narzeczonej.
- Więc zamierzasz się ożenić?
- Tak, jesteśmy zaręczeni. - Jens nieco zarumieniony, uśmiechał się z dumą.
- Ona odziedziczy gospodarstwo w Al, więc tam się przeniesiemy.
- To świetnie. - Ashild szczerze się ucieszyła. - Postaram się zrobić ci
broszkę, ale chyba nie chcesz, żeby była dokładnie taka sama jak tamta? Każda
kobieta lubi mieć coś specjalnego, czego inne nie mają.
- Tak, tak. - Jens pokiwał głową z zapałem. Ma się rozumieć, że chciał
podarować ukochanej coś szczególnego.
- Będę się starać. Pewnie chciałbyś ją mieć przed latem?
- Tak, jak najszybciej.
- Dam ci znać, kiedy będziesz mógł przyjść i ją obejrzeć. Nie wiadomo, czy
ci się to spodoba. Jeśli nie, to nie zapłacisz.
- Bardzo dziękuję. Na pewno będzie przepiękna. Dziękuję.
Ashild uśmiechnęła się i pożegnała z Jensem. Młodzieniec podbiegł lekkim
krokiem do swojego konia. Od razu widać było, że jest naprawdę zakochany.
Oby tylko Knut czegoś takiego doświadczył, westchnęła. I nagle zrozumiała,
dokąd Ole się wybrał tak niespodziewanie. Nie zdziwiłoby jej wcale, gdyby się
okazało, że odwiedził Skogstada. Nic nie ucieszyłoby Ashild bardziej niż
prośba Knuta o broszkę dla jego narzeczonej.
Ashild nie bardzo rozumiała, skąd takie zainteresowanie jej pracami.
Wydawało jej się, że to na razie tylko nie całkiem udane próby. Ale plotki
rozchodziły się szybciej niż mogła przypuścić i już miała sporo zamówień.
Coraz częściej powierzała domowe obowiązki Emmie i Sebjorg, by móc pójść
do swego warsztatu. Mogła tam siedzieć całymi godzinami, bawiąc się nowymi
formami.
Przygotowując ciasto na placki, zastanawiała się, jak zdoła wykonać
wszystkie zamówienia. Broszka dla dziecka z Rusten, szpilka do spódnicy dla
Kirkeboen, broszki dla Jordheim i Kirkeboen... i jeszcze ta dla Jensa. Na
szczęście nie wszystkim tak się spieszyło. Postanowiła więc zacząć od broszki
dla Jensa. Przypominała wszystkim, że nie jest fachowcem i że mogą być
niezadowoleni z jej prac. Ale wszyscy byli zadowoleni z ozdób, która od niej
dostawali. Ashild nie żądała za nie zbyt wiele. Była zadowolona, jeśli zwrócił
się jej koszt srebra i zostało jeszcze parę koron, bo dzięki temu mogła rozwijać
swoje zainteresowania i nic ją to nie kosztowało. W Hemsedal nie wypadało
przecież tracić czasu na coś, co nie przynosi żadnych korzyści.
Ashild była dziś szczęśliwa. Dziś miał wrócić jej syn, dostała nowe zlecenie.
Dziewczęta były zdrowe, Ole czuł się coraz lepiej. Tak, ten wiosenny dzień był
naprawdę udany.
Emilie przechodziła właśnie przez podwórze w Skogstad, gdy Ole wysiadł z
wozu. Dziewczyna miała na ramieniu koszyk z prowiantem. Gdy zobaczyła
Olego, przystanęła i dygnęła nisko.
- Ojciec jest w stodole - wyjaśniła, nim Ole zdążył zadać pytanie. - A jak
twoje zdrowie?
- Dziękuję. Da się przeżyć. - Ole spodziewał się, że jeszcze nie raz usłyszy
to pytanie. Wszyscy słyszeli o jego chorobie, więc nic dziwnego, że je
zadawali.
- Dobrze wyglądasz. - Emilie uśmiechnęła się do gościa.
- Ashild o mnie dba - zaśmiał się Ole. - Widzę, że się spieszysz?
- Niosę trochę chrupkiego chleba swojej babce - wyjaśniła Emilie. - Widzi
coraz gorzej i trudno jej podołać wszystkim obowiązkom.
- A co u ciebie, Emilie?
- Tej zimy pracowałam u pastora. Dbałam o jego dom, gdy tu przyjeżdżał. A
nowy pastor bywa w Hemsedal częściej niż jakikolwiek poprzedni.
- Tak, to dobry znak. Miejmy nadzieję, że nadal tak będzie.
Ole ukrył uśmiech. Domyślił się, że Emilie słyszała plotki o pastorze i
Emmie i próbowała właśnie wybadać, czy są prawdziwe.
- Knut wraca dziś do domu. - Ole zdjął czapkę i przeczesał dłonią włosy. -
Milo by było, gdybyś któregoś dnia zajrzała do Rudningen ze swoimi
rodzicami. Posłuchamy razem opowieści z Christianii i z Kopenhagi.
Emilie zarumieniła się i odwróciła wzrok, ale przystała na propozycję. Ole
nie wiedział jednak, czy jej zakłopotanie wynikało z tego, że nie chce się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]