[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stracone, nikt nań prawie nie patrzał, nikt woni tej nie ocenił. W barbarzyń-
skim owym towarzystwie nikt do tych rzeczy wyszukanych, przedziwnych,
taką dystynkcją nacechowanych najmniejszej nie zdawał się przywiązywać
wagi. Baronówna była roztargniona i wczorajszy mały spór, który powinien
jej był dać do myślenia, nie wpłynął wcale na jej postępowanie.
Toteż ilekroć w ciągu tego dnia hrabia przyzwoicie mógł się absentować,
wychodził i spędzał smętne samotności godziny ze swym hawańskim cyga-
rem.
Nie umiał sobie tego wytłumaczyć, dlaczego najszczególniej wstrętliwym
dlań był pan Adolf Nieczujski. Pierwsze wrażenie jego grubych butów i po-
miętego surduta zatrzeć się w nim nie mogło. Nie zbliżył się też wcale do nie-
go, a sama przytomność gościa tego w salonie niecierpliwiła go niewymownie.
Zwiększali zły humor hrabia Ildefons i Leliwa.
W jednej z tych wycieczek na górę do swojego apartamentu hrabia Roman,
który znał dobrze hrabiego Ildefonsa, chociaż tytułu jego nierad był za rów-
noważny ze swoim uważać, nie postrzegł się, iż Bramiński po cichu za nim
wymknął. Dopiero na wschodach go zobaczył.
Nie pozwolisz mi też hrabia u siebie cygara wypalić? zapytał Ildefons.
A bardzo proszÄ™, comment donc182, bardzo proszÄ™.
Prośba ta była zimna, lecz wystarczająca, hrabia Bramiński wszedł.
Dobywał już własne cygaro, gdy hrabia Roman uroczyście go powstrzymał,
było to uchybieniem przeciwko formom.
Za pozwoleniem odezwał się mam przyjemność hrabiego przyjmować
u mnie, zatem proszÄ™ na moje cygaro.
Tu nastąpiło wydobycie różnych cygarnic zawierających wszelkie cygara do
wyboru, hrabia Ildefons wziÄ…Å‚ pierwsze z brzegu i siedli milczÄ…cy.
Rozmowę trudno było rozpocząć. Zagadł ją przybyły pytając o zdrowie
stryja, na co, nie sądząc potrzebnym ukrywać wcale, odpowiedział hrabia
Roman, iż się znacznie polepszyło i na spodziewaną prędko konwalescen-
cjÄ…183 rachujÄ… z przyspieszeniem wesela.
Oznajmienie tak otwarte o weselu fatalnie podziałało na gościa, który po-
czął się przypatrywać cygaru swemu, mocno je ciągnąc, i po rozmyśle dodał:
Więc to tedy już pewne?
Alboż hrabia wątpiłeś?
Nie, ale nie wiedziałem, iż to już stanowczo, to jest, że to ostatecznie al-
bo, że się tak wyrażę, finalnie postanowione.
Termin nawet oznaczony.
182
c o m m e n t d o n c (fr.) - jakżeżby
183
k o n w a l e s c e n c j a (Å‚ac.) - rekonwalescencja, okres zdrowienia po
przebytej chorobie
95
Ildefons głową tylko poruszył.
A termin ten? zapytał.
Bardzo bliski ogólnikiem go zbywając odezwał się hrabia Roman.
Znaczyło to nic innego nad: wynoście się, bo tu nie macie co robić.
Bramiński miał wiele rezygnacji, westchnął.
çøNie pozostaje, jak powinszować dodaÅ‚.
Roman się skłonił nieco.
Pan nie wie, co tu Leliwów sprowadziło? zapytał. Było to pytanie niedy-
skretne, gdyż mogło utkwić w samym hrabi Ildefonsie, który usta zaciął
usłyszawszy je.
Ja myślę rzekł że prosta ciekawość.
A! odparł hrabia tak, zapewne, boć nie można przypuszczać, aby tu
kto w innych zamiarach przybywał, mnie nieprzyjaznych i nieprzyjemnych.
Mam słowo baronównej, śmiesznym by było starać się jej postanowienie za-
chwiać. Nie przypuszczam.
Kochany hrabio odezwał się Ildefons nieco dotknięty jużciż trudno
wzbronić sąsiadom przyjemności poznania dziedziczki Gromów.
Ale tak jest przerwał Roman chociaż dla mnie właśnie w tych chwi-
lach przedślubnych milsze by było sam na sam.
Ildefons, nie dopalone położywszy cygaro, milczący zabierał się do wyjścia.
Cóż to? nie dopalicie cygara?
Dziękuję, muszę na dół powracać rzekł Ildefons kłaniając się z daleka.
Daliście mi naukę, z której muszę korzystać.
Nie powinniście tego brać do siebie. Ależ przecie... ale zmiłuj się...
Nie gniewam się bynajmniej roześmiał się Ildefons lecz trudno to było
inaczej zrozumieć.
Sztywnie dosyć skłoniwszy się, wyszedł. Roman został, postrzegłszy się
dopiero, iż niedorzeczność popełnił. Pogniewał się na siebie, lecz nigdy na
tego przyjaciela nie zwykł był gniewać się długo przebaczył mu chwilę unie-
sienia.
Ale bo też mi dokuczają! pomyślał w duchu trudno wytrwać.
Ildefons, schodząc ze schodów, gorzko się uśmiechał:
Po diabłaż było prosić tego Nieczujskiego, jeśli już tak rzeczy stoją.
Chmurny wrócił do salonu, wyszukał kapelusz i rękawiczki i po angielsku,
bez pożegnania, się wymknął.
Leliwowie na utrapienie hrabiego Romana zostali na herbatę. Baronówna
nawet, może trochę złośliwie mszcząc się na narzeczonym, rozmowniejszą
była niż zwykle i pana Modesta zdawała się przyjmować wcale dobrze. Nie
zajmował ją, ale przynajmniej zabawiał.
Już ciemnym mrokiem odjechali.
Hrabia Roman siedział w salonie właśnie i z odcieniem ironii zapytał baro-
nównę, czy jej też pan Modest się podobał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]