[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zgromadzone na dole towarzystwo zaczęło krzykliwie
wymieniać swe uwagi.
W dużej wygodnej sypialni, zapewne najlepszej w całym
hotelu, Sheldon Harcourt właśnie sączył kieliszek brandy i
wcale nie przypominał nieprzytomnej ofiary napaści, za jaką
pragnął uchodzić, kiedy go niesiono na górę. W pokoju byli
tylko Cerissa i Bobo, Francine bowiem udała się do
sąsiedniego pokoju, żeby dopilnować sterty bagaży
przyniesionych przez służbę hotelową.
- Zrobiliśmy teatralne wejście! - zauważył Sheldon.
- To dzięki tym napastnikom! - odrzekła Cerissa, a po
chwili dodała innym już tonem: - Czy bardzo pana boli?
Doktor powinien się wkrótce pojawić.
- Już się o wiele lepiej czuję - odezwał się Sheldon.
- Zaraz po zranieniu był pan bliski utraty przytomności.
Bardzo się przestraszyłam!
- Gdyby wszystkie inne sposoby zawiodły, postaram się
dla ciebie o rolę w teatrze. Twoje odezwanie o ojcu na
stopniach gilotyny było bardzo wzruszające i zrobiło zapewne
odpowiednie wrażenie!
- Przecież postanowiliśmy, że to właśnie powiem - rzekła
Cerissa.
- To ty postanowiłaś - odpowiedział - ale nic się nie
przejmuj. Jeszcze długo będą mieli o czym rozmawiać, a
przecież o to ci chodziło.
- Czy słyszał pan kiedy o lordzie Ralphie Travellyanie?
- Nie, nigdy - odrzekł Sheldon - lecz mogę zapytać o
niego doktora. A teraz bądz tak dobra i przejdz do swojego
pokoju i trochę odpocznij, ponieważ Bobo chce mnie położyć
do łóżka.
- Nie będzie pan potrzebował mojej pomocy? - zapytała
Cerissa zadziornie.
- Zrób, co ci powiedziałem - uciął Sheldon.
Ponieważ dobrze wiedziała, że nic tu po niej, gdyż Bobo
potrafi lepiej zaopiekować się chorym, wyszła z pokoju.
Doktor jakoś długo się nie pokazywał, gdyż został wezwany
do innego pacjenta na drugi koniec Bath, a kiedy w końcu
przybył, Sheldon miał już temperaturę. Czyszczenie rany,
mimo iż okazała się powierzchowna, było bardzo bolesne i
czuł dla siebie pogardę, że jest tak mało odporny na cierpienie.
Z wdzięcznością przyjął przygotowane przez lekarza
laudanum, które nie tylko stanowiło środek nasenny, ale też
uśmierzający ból.
- Teraz chory powinien odpoczywać - powiedział lekarz
do Cerissy.
Przyjmowała go w przydzielonym do ich dyspozycji
saloniku. Wyglądała młodo, ale nieco powagi dodawał jej
czarny strój z nielicznymi białymi akcentami. Wiedząc, jak
bardzo lekarze lubią plotkować, nie przepuściła okazji i niby
przypadkiem udzieliła doktorowi Price'owi wielu informacji
na temat własnej osoby. Była przekonana, że nie upłynie wiele
czasu, a należący do wysokich sfer pacjenci doktora dowiedzą
się o egzekucji ojca, o splądrowaniu ich zamku, o zagrabieniu
lub zniszczeniu wielu bezcennych dzieł sztuki należących do
rodziny.
- Bardzo pani współczuję, hrabianko - powiedział doktor
Price, sącząc wyśmienite porto, które przyjął bez chwili
wahania.
- Całe szczęście, że mój ojciec zostawił mi w Anglii sporo
pieniędzy - wyjaśniła Cerissa pewna, że i ta wiadomość
wkrótce się rozniesie. - Inni emigranci znajdują się w dużo
gorszej sytuacji. - Uśmiechnęła się do doktora i dodała: - Mam
też szczęście posiadać opiekuna. Pan Harcourt był bardzo
bliskim przyjacielem mojego ojca. Ponieważ przebywał w tym
czasie we Francji, mógł mnie zabrać do waszego pięknego
kraju.
- To istotnie bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności -
odrzekł doktor. - Odnoszę jednak wrażenie, że pan Harcourt
jest zbyt młody, żeby brać na siebie obowiązki opiekuna tak
pięknej młodej damy.
Cerissa rzuciła mu spojrzenie swoich niewinnych oczu.
- On tylko tak młodo wygląda - odrzekła. - W
rzeczywistości jest człowiekiem poważnym. Jest niemalże
rówieśnikiem mojego ojca. Przyjaznili się od wielu lat, a ja
zwykłam uważać go za swojego wuja.
- Czemu przyjechaliście państwo do Bath? - zapytał
doktor Price, popijając porto.
- Mój opiekun wiedział, że często zimą męczy mnie
kaszel - odpowiedziała Cerissa. - A ponadto nie chciałam
pojawić się w Londynie będąc w żałobie, bo i tak nie
mogłabym uczestniczyć w zabawach i przyjęciach. -
Westchnęła głęboko i dodała: - I wcale tego nie żałuję.
- To zrozumiałe - odpowiedział doktor Price. - A
jednocześnie nie możemy pozwolić, żeby pani się
zamartwiała. Musimy panią skusić do przebywania w
towarzystwie. Właśnie zaczyna się sezon i byłoby błędem,
gdyby pani nie korzystała z rozrywek, jakie może pani
zaoferować Bath.
- Bardzo pan dla mnie uprzejmy - uśmiechnęła się Cerissa
- ale czuję się tak, jakby wraz z wyjazdem z Francji skończyła
się dla mnie młodość.
Mówiła tonem pełnym patosu i doktor miał gardło
ściśnięte ze wzruszenia, kiedy się żegnali.
- Przyjdę jutro, żeby obejrzeć pacjenta - obiecał. - A pani
niech się położy i niczym nie martwi. Zapewne posiłki będą
państwu dostarczane na górę.
- Oczywiście - odpowiedziała Cerissa, jakby było to
oczywiste. - Musi mi pan powiedzieć, jak mam się troszczyć o
mojego biednego opiekuna. Nie chcę się zajmować żadnymi
rozrywkami, dopóki on nie poczuje się lepiej.
- A więc muszę sprawić, żeby jak najszybciej wyzdrowiał
- postanowił doktor.
- Jestem panu bardzo wdzięczna - rzekła Cerissa tonem
chwytającym za serce.
Złożyła przed doktorem piękny ukłon, co bardzo go ujęło.
Kiedy się oddalił, przejęty wiadomościami, którymi chciał się
podzielić ze swoimi pacjentami, Cerissa pobiegła do pokoju
Sheldona. Zastała go pogrążonego w drzemce, niezdolnego do
wysłuchania tego, co miała mu do powiedzenia.
- Niech się panienka nie niepokoi - uspokajał ją Bobo. -
Wprawdzie chory cierpiał, kiedy doktor badał go i opatrywał
ranę, ale nie minie kilka dni, a będzie zdrów jak ryba!
Niepocieszona Cerissa udała się do pokoju Francine.
- Bobo mówi, że wielmożny pan nie będzie wstawał z
łóżka przez kilka dni.
- Zatem najlepiej będzie, jeśli i panienka odpocznie -
odrzekła Francine. - Jest zapewne zmęczona tak jak my
wszyscy po tej koszmarnej podróży.
- Tylko ostatni etap był straszny - rzekła Cerissa. - Lubię
być z wielmożnym panem. To bardzo zabawne przebywać w
towarzystwie mężczyzny, Francine!
- Im szybciej panienka znajdzie sobie męża, tym lepiej! -
zamruczała Francine. - Z tego, co widziałam, kiedyśmy tutaj
przyjechali, połów może być obfity i będzie w czym wybierać.
- Anglicy są wyżsi i przystojniejsi od Francuzów -
zauważyła Cerissa. - Prezentują się świetnie, lecz są
apodyktyczni, uważają, że cały świat powinien się kręcić
wokół nich. - Francine wymamrotała coś, czego Cerissa nie
dosłyszała, więc po chwili mówiła dalej: - To byłoby
wspaniale zostać Angielką, Francine, i nosić angielskie
nazwisko.
- Niech więc się panienka pośpieszy - rzekła Francine. -
Będzie to łatwiejsze, kiedy panienka znów zacznie ładnie
wyglądać.
- Co to znaczy znów? - zapytała Cerissa. - A co jest ze
mną teraz nie w porządku?
- Znać po panience znużenie podróżą - wyjaśniła
Francine. - Musi panienka dobrze wypocząć.
Cerissa ziewnęła.
- To nawet kusząca perspektywa, a Bath może sobie
poczekać! Mogę przecież rozmawiać z wielmożnym panem.
- Ale on nie nadaje się teraz do rozmowy, trzeba zostawić
go w spokoju!
Rozbierając się Cerissa pomyślała, że Francine także jest
zmęczona. Zwiadczyła o tym jej drażliwość.
Rozdział 4 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl