[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedzieć: otóż obiecuję ci, że nie pozostanę w domu pana
Carstairsa ani minuty dłużej niż to konieczne. Natychmiast
gdy przekażę mu Oriona i, mam nadzieję, gdy otrzymam czek,
pojadę do domu naszej Mabel, nie rozmawiając z nikim po
drodze.
Mabel była starą kobietą, która przez wiele lat prowadziła
sklep we wsi. Uwielbiała lady Milborne, a jednym z
najwcześniejszych wspomnień Salriny były lizaki, jakie
dostawała od Mabel, bo tak ją powszechnie we wsi nazywano,
nie z nazwiska. Prowadziła sklep aż do chwili, gdy przejął go
jej syn, a ona przeniosła się do małego domku w Little
Widicot, małej wioski na gruntach hrabiego Fleetwooda, u
którego syn przedtem pracował.
- Wieś nie będzie już ta sama bez Mabel - mówiła wtedy
lady Milborne, a potem, kiedy miała wolną chwilę, jezdziła
konno odwiedzić Mabel w jej domku, a Salrina towarzyszyła
jej na swym kucyku.
- Mabel nie tylko ucieszy się, że przyjechałam, tatusiu -
ciągnęła Salrina, zanim ojciec zdążył wtrącić słowo - ale
zasypie mnie pytaniami o ciebie i na pewno bardzo się
zmartwi na wieść, że masz zwichniętą nogę.
- Nie zmartwi się tym ani w połowie tak bardzo jak ja -
odparł lord Milborne. - Ale słuchaj, Salrino, myślałem jeszcze
o twojej podróży.
Salrina czekała: nie miała żadnych nowych argumentów,
żeby go przekonać, iż nic jej nie grozi. Ale ojciec ją
zaskoczył.
- Zdajesz sobie sprawę, że robisz coś, czego nie powinnaś
- rzekł - więc jeśli ktoś zapyta cię o nazwisko, nie mów, kim
jesteś.
Salrina otworzyła szeroko oczy.
- Ale dlaczego, ojcze? - spytała.
- Ponieważ zaszkodziłoby twojej reputacji, gdyby w
naszej okolicy, bliżej lub dalej, rozeszła się wieść, że widziano
cię, jak jechałaś konno bez stajennego czy jakiejś innej
eskorty.
- Rozumiem - zgodziła się Salrina. - Bardzo łatwo mi
przyjdzie w razie czego podać inne nazwisko niż Milborne.
Może jakieś przychodzi ci do głowy?
- Wymień, jakie chcesz - odparł ojciec z irytacją - ale nie
życzę sobie, aby o tobie plotkowano, rozumiesz?
Salrina pomyślała, że ludzie, których zdanie może mieć
jakieś znaczenie, raczej się tą sprawą nie zainteresują lub nie
będą nawet podejrzewać, że jest ona córką lorda. Orientowała
się, że gdyby ich było stać na związane z tym wydatki, już
dawno byłaby przedstawiona królowi i królowej w pałacu
Buckingham, a jako młoda dama wchodząca w świat byłaby
zapraszana na bale, przyjęcia i inne towarzyskie spotkania.
W dodatku tak się złożyło, że w sąsiedztwie było niewiele
dużych domów szlacheckich, a i te zamieszkiwały starsze
osoby, rzadko wydające przyjęcia i nie utrzymujące
stosunków ze zubożałym domem lorda Milborne.
Pewnego razu na krótko przed swoją śmiercią matka
Salriny powiedziała:
- Chciałabym, abyśmy mieli w rodzinie choć jedną bogatą
osobę, która mogłaby cię zaprosić do Londynu lub wydać dla
ciebie bal w swoim majątku.
- A gdzie są nasi krewni? - spytała wtedy Salrina.
- Sama czasami zadaję sobie to pytanie - odparła lady
Milborne. - Brat twojego ojca, najbogatszy w rodzinie, jest
wojskowym i walczy w tej chwili w armii Wellingtona. -
Zawahała się i dodała prędko: - Ale nie mów o nim przy ojcu,
bo jego denerwuje, że sam nie może walczyć, choć tego
pragnie.
- Dlaczego nie może? - spytała Salrina.
- Ponieważ - tłumaczyła jej matka - musiałby zostawić
nas tutaj bez środków do życia. A ja właściwie jestem rada, że
nie stać nas na to, aby pojechał i mnie opuścił.
Głoś jej zadrżał i łzy pokazały się w oczach, a Salrina
zrozumiała, jak bardzo jej matka bala się, że ojciec uprze się i
wstąpi do armii. Zrozumiała również, że matka, choć
zadowolona ze swego losu, dla córki pragnęła czegoś więcej.
Pojęła teraz jednak troskę ojca i rzekła:
- Nie martw się, tatusiu. Zapomnę na jakiś czas, że jestem
 jaśnie wielmożna", i jeśli mnie ktoś zapyta o nazwisko,
powiem, że nazywam się Milton. To nazwisko podobne do
naszego, a zapamiętam je łatwo, bo dopiero co przeczytałam
Miltona Raj odzyskany.
Ojciec roześmiał się:
- Może to ten, który my odzyskamy, jeśli bezpiecznie
wrócisz z trzystoma gwineami.
- Otóż to, tatusiu. Urządzimy sobie ucztę pierwszego
wieczora, gdy tylko je przywiozę. 1 zapłacimy długi Tavisowi.
Gdy będę przekazywała konia Carstairsowi, zastanów się,
czym cię uraczyć: befsztykiem, udzcem baranim czy cielęciną.
- Pomyślę o tym, gdy już wyjedziesz - uśmiechnął się
ojciec.
- Dbaj o siebie, tatusiu najdroższy - przykazywała mu
Salrina - i nie przemęczaj nogi, bo leczenie będzie trwało
dłużej, jeśli ją zaniedbasz.
- Tyranizujesz mnie jak zawsze. Ale będzie mi ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl