[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świeżość jej cery, piękny rysunek ust i błękitne oczy.
Zaledwie kilka minut spędzone w towarzystwie tej atrakcyjnej dziewczyny
uświadomiły mu siłę jej uroku. Nawet nie próbował się okłamywać - ona
naprawdę mu się podobała.
Zatapiał swe uwodzicielskie spojrzenia w jej oczach, z niejakim
zdziwieniem stwierdzając, że bynajmniej nie robi to na niej większego
wrażenia.
Heima zachowywała się bardzo swobodnie podczas rozmowy. Jego
komplementy, czasami nawet nieco zbyt poufałe, pokrywała rozbawionym
uśmieszkiem. Mimo to wciąż patrzyła na niego przyjaznie. ,Jak siostra na
niesfornego brata, który w gruncie rzeczy nadal pozostaje
niekwestionowanym autorytetem" - pomyślał Heinz, nieco zbity z tropu.
Kilka razy Heima roześmiała mu się prosto w nos. Ale ponieważ nie było w
tym cienia złośliwości, zawstydzony musiał także uśmiechnąć się. Nagle
odezwał się zupełnie bez związku:
- Panienka jest pierwszą młodą dziewczyną, o której mogę bez przesady
powiedzieć: taką właśnie chciałbym mieć siostrzyczkę!
Heima zaczerwieniła się po same uszy. Natychmiast odwróciła spłoszony
wzrok.
- Ależ chyba się panienka na mnie nie obrazi? Czy to zbrodnia, że tak
myślę?
Heima zdążyła już przezwyciężyć konsternację. Zaprzeczyła ruchem
głowy.
- Oczywiście, że się nie obrażę. Nie mam o co.
- W takim razie skąd wziął się ów rumieniec na ślicznych policzkach? - nie
dawał za wygraną Heinz.
- Czy zawsze musi pan znać przyczynę wszystkiego, co się dzieje wokół
pana? - odpowiedziała pytaniem Heima.
- Nie zawsze, ale tym razem - tak.
- A więc proszę przyjąć do wiadomości, że akurat przypomniałam sobie o
pewnej sprawie, którą już dawno powinnam była załatwić. Czy jest pan
usatysfakcjonowany?
- A mam inne wyjście? Muszę przyjąć to wytłumaczenie, ale tak między
nami, panienko - nigdy w nie uwierzę.
- A ja nie mam najmniejszego zamiaru pana do tego zmuszać - odrzekła z
uśmiechem Heima i czym prędzej zmieniła temat. - Pani konsulowa coś długo
nie może się wygrzebać. Na pewno martwi się, że musi pan czekać.
Heinz oparł się wygodnie w fotelu.
- Co do mnie, to - zapewne w odróżnieniu od pani - czas bynajmniej mi się
nie dłuży.
Heima tym razem nie straciła pewności siebie. Jej wzrok stał się na powrót
spokojny i przyjazny.
- Muszę pana wyprowadzić z błędu. Otóż tak zajmujące i miłe chwile
zdarzają się w moim życiu nader rzadko.
 Do licha! Ta mała jeszcze mi tu zawróci w głowie" - pomyślał Heinz.
 Rzuca mi słodkie spojrzenia, prawi uprzejmości, a mimo to nie mogę pozbyć
się wrażenia, że nigdy dotąd żadna kobieta nie była bardziej odporna na moje
zaloty. Cóż to wszystko ma znaczyć?"
- Zapewne pani dnie są wypełnione żmudnymi obowiązkami? - spytał
współczującym tonem.
- Och, proszę tego tak nie nazywać, panie Althoff. Właściwie, to odkąd
pracuję w tym domu, wiedzie mi się znacznie lepiej.
- Czy wcześniej było inaczej?
- Niestety tak. Opuściwszy dom rodzinny przeżyłam dwa trudne lata. Nie
mogę powiedzieć, bym trafiła wówczas na dobrą posadę. Ale po co mamy o
tym mówić? Przecież to nie ma dla pana żadnego znaczenia.
- Wręcz przeciwnie. Bardzo mnie to interesuje. A więc podoba się pani
tutaj?
- Tak. Państwo Henrici są dla mnie bardzo mili. Moja mamusia jest wielce
rada, że tym razem tak mi się poszczęściło.
- To znaczy, że pani rodzice jeszcze żyją?
- Tylko matka. Ojciec zginął tragicznie podczas manewrów wojskowych.
- To pani ojciec był żołnierzem?
- Tak. Miał stopień majora.
- Majora...? I nie mogła pani pozostać w domu, z resztą rodziny? - spytał
przejęty Heinz.
Na twarzy Helmy pojawił się uśmiech rezygnacji.
- Mam jeszcze dwie siostry i dwóch braci, wszyscy młodsi ode mnie. A
majątku niestety nie posiadamy. Więc, jako najstarsza, musiałam jakoś pomóc
matce. Utrzymanie kosztuje przecież tak wiele. Zwłaszcza gdy dom jest pełen
dzieci. Ale teraz jestem zadowolona, że odciążyłam trochę mamę i
przynajmniej o mnie nie musi się już martwić. Wolałabym jednak zakończyć
ten temat. Nie mówmy już o mnie.
Heinz przypatrywał się Heimie wzrokiem pełnym podziwu. Cóż to była za
dzielna dziewczyna! A on myślał, że kilka płomiennych spojrzeń wystarczy,
by rzuciła mu się na szyję. Zawstydził się już po raz drugi podczas tej
rozmowy. Powinien jednak być trochę bardziej powściągliwy. Zakłócić
spokój serca tak szlachetnej dziewczynie - to byłoby haniebne. Całe szczęście,
że pozostała obojętna!
Złożywszy w duchu solenną obietnicę poprawy, Heinz spróbował z kolei
przybrać wobec Helmy ojcowską dobroduszną pozę, ale wychodziło mu to tak
fatalnie, że wkrótce porzucił i tę maskę i zaczął rozmawiać z nią zupełnie
naturalnie.
- Czy choć trochę cieszy się pani na zbliżający się bal?
- Oczywiście! Toż to będzie na pewno pierwszorzędna zabawa. Prawie
wszyscy zaproszeni goście zapowiedzieli swoje przybycie.
- No właśnie, taki też jest powód mojej wizyty. Chciałem podziękować
pani konsulowej za zaproszenia i zawiadomić zarówno o ich przyjęciu, jak i o
odrzuceniu.
- Co? Czy pańscy bracia nie przyjdą? - wyrwało jej się w pierwszym
odruchu rozczarowania. Natychmiast jednak zaczerwieniła się i spuściła
wzrok.
Heinz bardzo się zdziwił.  Hm..." - pomyślał.  Co jest z tą małą? Skąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl