[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Po czym to wnioskujesz?
- Po jego g-gÅ‚osie - odparÅ‚a starsza pani. - Po­
wiedz, kochanie: d-dlaczego z-zgodziÅ‚aÅ› siÄ™ w-wpro­
wadzić do Brice'a?
Karen wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może dlatego, że zakochałam się
w jego domu.
Staruszka mruknęła coś powątpiewająco.
- To piękny dom - kontynuowała dziewczyna.
- Duży, ciepły, w przenośni i dosłownie, bo w kominku
200 DRUGIE ROZDANIE
stale pali się ogień. Jeszcze nigdzie nie było mi tak
dobrze.
Rowena znów coś mruknęła pod nosem.
- Poza tym mam do towarzystwa Meg - dodała
pośpiesznie Karen. - A u siebie byłabym całkiem sama.
- Hm.
- Brice ma racjÄ™. PotrzebujÄ™ odpoczynku. W Syra­
cuse ciągle wynajdywałabym sobie jakieś zajęcia,
uczyłabym się. Tu Brice nie pozwoli mi się przemęczać.
- To dobrze.
- Bo ja wiem? - W oczach Karen pojawił się wyraz
znużenia. - Jestem mocno opózniona z pracÄ… semest­
ralnÄ….
- N-nadgonisz.
Wyraz znużenia zniknął.
- Brice też tak twierdzi. Mówi, że skoro nie muszę
zasuwać w Pepper Mill i u profesora McGuire'a, to ze
wszystkim zdążę.
- Chce cię m-mieć u s-siebie.
- Bardzo poważnie podchodzi do roli mojego
uzdrowiciela.
- Z-zależy mu na t-tobie.
- To ogromny dom. Możemy żyć pod jednym
dachem i w ogóle się nie widywać.
- Nie, Brice będzie ch-chciał cię w-widywać.
- Wątpię. Jest odludkiem. Gdyby doskwierała mu
samotność... Dlaczego ciebie nie zaprosił? Dlaczego
mieszkasz w domu opieki?
Natychmiast pożałowała swoich słów. Wiedziała,
Barbara Delinsky
201
że powinna była ugryzć się w język, ale... Ta sprawa
zbyt długo nie dawała jej spokoju; prędzej czy pózniej
musiały o tym porozmawiać.
Rowena nie wydawała się speszona pytaniem.
Przeciwnie, wyprostowała się na krześle.
- M-mieszkam tu, bo tak w-wolÄ™. Bo n-nie chcÄ™
m-mieszkać u w-wnuka.
Karen zdębiała.
- To znaczy, proponował ci, żebyś się do niego
przeprowadziła?
- P-proponował, p-prosił, żądał, n-nalegał. Jeszcze
na d-długo przed w-wypadkiem. Odmówiłam. T-teraz
tym b-bardziej nie chcę. U B-Brice'a b-byłabym sama.
Tu m-mam p-przyjaciół.
- Ale to twój wnuk. JesteÅ›cie rodzinÄ… - przekony­
wała.
Staruszka ścisnęła lekko jej dłoń.
- M-mówisz tak, bo n-nie masz b-bliskich. Ja
m-mam Brice'a. A t-teraz jeszcze ciebie.
Karen odwzajemniła uścisk.
- N-nie chcę dla n-nikogo być c-ciężarem.
- Nie byłabyś żadnym ciężarem! - oburzyła się
dziewczyna.
- To m-miłe, co m-mówisz. Ale w-wymagam
o-opieki. Poza tym też m-miewam h-humory. Niedale­
ko p-pada jabłko od j-jabłoni.
- Nigdy nie widziałam cię w złym humorze.
- Brice w-widział. Zresztą on p-potrzebuje s-sa-
motności.
202 DRUGIE ROZDANIE
Kiedy Karen zmarszczyła czoło, staruszka wzięła
głęboki oddech i kontynuowała:
- M-musi p-poznać samotność, żeby z-zrozumieć,
że jej nie chce. T-teraz jeszcze ma mnie, ale k-kiedyś
ja umrÄ™. I co on w-wtedy p-pocznie? P-powinien siÄ™
o-ożenić, mieć d-dzieci. On k-kocha dzieci.
- Domyślam się.
- A ja w-wiem.
Karen uśmiechnęła się łagodnie.
- W-wyglądasz znacznie l-lepiej - powiedziała
z zadowoleniem staruszka. - Jakbyś b-była b-bardziej
wypoczęta. I b-bardziej szczęśliwa.
Wpatrując się w rękę zaciśniętą na dłoni starszej
pani, Karen zamyśliła się.
- Tak, czujÄ™ siÄ™ lepiej - przyznaÅ‚a cicho. - Nad­
miar obowiązków mnie przytłaczał. - Podniosła
wzrok. - Ale nie mogę pozwolić, żeby Brice mnie
rozpieszczaÅ‚. Za miesiÄ…c wszystko wróci do poprzed­
niego stanu. Jeżeli przyzwyczaję się...
- Na pewno nie.
- Sama nie wiem.
- Z-zaufaj mi.
- A co będzie, jeśli...
Rowena czekała w napięciu na dalszy ciąg, lecz
Karen zamilkła. Zamierzała spytać, co będzie, jeżeli
zakocha się, a Brice nie odwzajemni jej uczuć. No ale
w sprawach sercowych Rowena nie mogła jej pomóc.
Po wyjściu od Roweny starała się nie myśleć
Barbara Delinsky 203
o miłości, lecz skupić się na pracy. Przez godzinę
siedziała w salonie na kanapie, przeglądając notatki do
pracy semestralnej. Trzask ognia dziaÅ‚aÅ‚ na niÄ… uspo­
kajajÄ…co. Jak siÄ™ okazaÅ‚o, zbyt uspokajajÄ…co, bo za­
snęła z notatkami na kolanach.
Kiedy się obudziła, podreptała do kuchni, z której
dobiegały jakieś hałasy. Brice kroił przygotowaną
przez Meg pieczeń.
- Mogę w czymś pomóc?
Obejrzał się przez ramię.
- Nakryj do stołu.
- Dobrze.
Wyjęła talerze, sztućce, szklanki, nakryła stół, po
czym usiadła cichutko, żeby nie przeszkadzać. Chwilę
pózniej Brice nałożył na talerze po porcji mięsa,
ziemniaków i marchewki, do szklanek nalał mleka
i usiadł naprzeciwko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl