[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogę \yć bez ciebie, a ty nie chciałabyś pozostać ze mną w grzesznym
związku&
Zarumieniła się.
- Mogłabym wrócić do Luizjany&
- Proszę bardzo. Mam tam biuro. Po prostu przeniosę siedzibę zarządu& -
uśmiechnął się na widok jej miny. - Poza tym lubię dania z ryb, więc pobyt na
wybrze\u miałby swoje uroki.
- Zachowujesz się nierozsądnie - odparła.
- Rozsądek nic nie pomo\e... - zaczął Jake, lecz przerwał na widok
nadchodzącego kelnera. - Co zjemy na deser?
Maureen zdecydowała się na ptysie z bitą śmietaną, podczas gdy jej
towarzysz zamówił tort z wiśniami.
- Widzisz? - westchnęła dziewczyna. - Nawet upodobania mamy ró\ne.
Nie powinniśmy się pobierać. Za\ądasz rozwodu&
- Nie uznaję rozwodów. Z chwilą gdy mnie poślubisz, będziesz musiała
pozostać na zawsze u mego boku.
- Wyglądałabym głupio za kierownicą rolls-royce'a.
- Kochanie, od tego jest Harry - skończył jeść deser. - Kiedy dwa
poprzednie samochody zostawiłem wbite w słupy telefoniczne, zarząd firmy
zagroził zbiorową dymisją, jeśli się nie uspokoję. Wynająłem więc szofera.
- Troszczą się o ciebie.
- Troszczą się o swoją przyszłość - poprawił ją. - Pod koniec ka\dego
roku osiągam niezły zysk, udało mi się przeprowadzić kilka znaczących moder-
nizacji.
- Dlaczego nie przedstawisz zupełnie nowego projektu? - spytała z
zaciekawieniem. Niewiele wiedziała na temat konstrukcji lotniczych.
- Bo wówczas nie mógłbym korzystać z ochrony prawnej.
Unowocześnienia istniejących maszyn są mniej ryzykowne.
- Rozumiem. Sam przeprowadzasz wszelkie korekty?
- Tego bym nie powiedział. Mam wspaniały zespół in\ynierów i
elektroników. Wspólnie dyskutujemy ka\dy pomysł. Rezultat jest pracą
zbiorową, a nie zasługą pojedynczego człowieka.
Maureen zrozumiała tajemnicę jego sukcesu. Był graczem w dru\ynie, a
nie autokratą.
- Dlaczego tak długo przebywałeś z dala od swej pracy?
Westchnął.
- Słyszałaś o tym, \e zeszłego roku moja matka zginęła w wypadku
samochodowym? Ja prowadziłem.
- Tak - odparła. - Bardzo mi przykro.
- Do tamtej chwili wydawało mi się, \e nienawidzę swoich rodziców.
Matka była snobką. Nie zwracała uwagi na przeciętnych ludzi, w jej otoczeniu
mogli być tylko najlepsi. Ja równie\ nie cieszyłem się jej sympatią. Byliśmy
wspólnie na przyjęciu i wypiła trochę za du\o. W drodze powrotnej
posprzeczaliśmy się. Właśnie wchodziłem w zakręt, gdy chwyciła za kierownicę
- wzruszył potę\nymi ramionami. - Obudziłem się w szpitalu, z połamanymi
\ebrami i licznymi mniejszymi obra\eniami. Gdy powiedziano mi, \e matka
zginęła, wpadłem w depresję. Przez rok dręczyło mnie poczucie winy.
Dłoń dziewczyny delikatnie dotknęła jego ręki.
- Przecie\ nie mogłeś przewidzieć, \e chwyci za kierownicę.
Spojrzał na nią.
- Mo\e - roześmiał się gorzko. - Gdy byłem chłopcem, budziłem się w
nocy i zastanawiałem, co takiego uczyniłem, \e rodzice mnie nienawidzą. Nie
zwracali na mnie uwagi, chyba \e coś przeskrobałem. Zawsze pragnąłem
odrobiny miłości i ciepła.
- Nasze dzieci poznają, co znaczy miłość - powiedziała Maureen cichym,
powa\nym głosem. - Ty równie\.
Jake z trudem opanował wzruszenie. Nie mógł sobie pozwolić na chwilę
słabości w obecności tylu osób.
- Ile ich będziemy mieć? - spytał, oschłością maskując swe prawdziwe
uczucia.
- Ile chcesz?
Pogładził jej delikatną dłoń.
- Dwoje... lub troje - zamrugał oczami. - Musimy odwiedzić sklep z
bi\uterią.
Maureen wstrzymała oddech.
- Z bi\uterią?
- Potrzebujemy pierścionka zaręczynowego i dwóch obrączek. Skończyłaś
jeść?
W chwili, gdy kiwnęła głową, Jake podniósł rękę. Kelner zjawił się
natychmiast. Po uregulowaniu rachunku Jake i Maureen wyszli, kierując się w
stronę rolls-royce'a. Harry cierpliwie czekał. Chwilę pózniej podą\ali w kierunku
ekskluzywnego sklepu z bi\uterią.
Gdy dotarli na miejsce, Jake postawił dziewczynę przed gablotą, w której
znajdowały się najdro\sze wyroby jubilerskie, jakie mo\na było znalezć w całym
mieście.
- śadnych sprzeciwów - powiedział. - Stać mnie na to. Dostaniesz
odpowiedni pierścionek, nawet jeśli będę cię musiał trzymać, gdy pan Tyler
poka\e nam swój towar.
Tyler, starszy, stateczny mę\czyzna, nadszedł po chwili. MacFaber nale\ał
do jego najlepszych klientów, choć po raz pierwszy kupował coś dla młodej
kobiety.
Maureen wcią\ wahała się, lecz nie miała wyboru. Otrzymała złoty
pierścionek od Tiffany'ego z dwukaratowym brylantem i szeroką obrączkę,
zdobioną diamencikami. Całość kosztowała kilka tysięcy dolarów, lecz Jake bez
zmru\enia oka wręczył kartę kredytową rozpromienionemu Tylerowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl