[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Siedzieli na stoku łąki oblanej słońcem, zajadając chleb i wędzonką.
Rozkiełznane konie chrupały obrok z płótnianek, podrzucając co chwila łbami, by
owies od sieczki odebrać.
 Czołem, waćpanowie! Mo\na spocząć przy was? Porwali się na równe nogi,
witając serdecznie dawno nie
widzianego kompana. Pan Skumina, towarzysz usarski, miał wesołą, zuchowatą twarz
i piękne, rozcapierzone szwedzką modą wąsy.
 Na Boga! Skądeś się waćpan wziął?
120
121
 Za Szweda prawego przebrany!
 Z hetmańskiej kwatery idę, gdzie raport zdawałem...
 Ale w obozie! Toć\eś był w Dyamencie!
 Z Dyamentu te\ jadę z listami...
 Co waść gadasz? Zdaliście się?
 A jak\e! Głupstw po pró\nicy nie prawcie. Co się ^ liśmy zdać? Z
wycieczkąm się wypsnął w szwedzkim adiustunku. Nasi rajtarów prali, a ja w nogi.
Podle mnie ze dwudziestu Szwedów uciekało, tedy nikt na mnie nie spojrzał...
Uciekałem, uciekałem, a\em się tu oparł  dokończył ze śmiechem. I
 Powiadaj \ywo, co słychać?
 Niewiela co mam powiadać... Będzie temu trzy niedziele, ściągnął
Sudermańczyk. Wojska z nim siła, dobrego... Wnet parlamentariusza słał, którego
Białozor publicznie z honorami wszelkimi przyjął. Prawi Szwed: Najjaśniejszy
Pan, król szwedzki, \ądają zająć tę twierdzę...  Toć\e ona w posiadaniu! króla
szwedzkiego  powiada Białozor  Najmiłościwszegol Pana Zygmunta Trzeciego... 
Szweda a\ zatchło: Nie udawaj waść. Najjaśniejszy Pan Karolus
Sudermański poddaństwa \ąda, któren, gdy się opierać będziecie, jako Tytus z
Jerozo-j limy, kamienia na kamieniu z tych fortów nie ostawi...  A Białozor na
to: Ani ten oberwaniec samozwańczy jest Tytusem, ani my Jerozolimą. Jechał po
was pies z ostatkiem; chodzcie! spróbować zająć twierdzę, jeśli chcecie...
 Dobrze ci mu rzekł!
 Ba! Ba! Morowy to chłop! Tak i oblegają, bombarda
a kolubrynami gęsto obstawiwszy, my zasię wycieczki robimy
\eby się nie cniło...
 Panowie! Trąbią! Ruszajmy!
Karol, ksią\ę Sudermanii, od niedawnego czasu król szwedzki, j wrócił z
przeglądu wojsk do swej kwatery w Blumenthal  I zadowolony. Tępa i uparta, lecz
energiczna jego twarz promieniała. Posępne zazwyczaj oczy pełne były łaskawości,
gdy! uśmiechał się do towarzyszących mu generałów nie widzianymi od paru lat u
niego uśmiechem. Nie zaznana dotąd radość grza-. ła jak słońce, olśniewała myśl
w przededniu niechybnego osiągnięcia wymarzonego celu. Cztery lata mijały, jak
niedołę\nej, fantastycznej, ale potę\nej Rzeczypospolitej przeciwstawiał
swój chłopski upór, zimną konsekwencję i niczym nie wzruszoną wytrwałość. W
ciągu tych czterech lat nierównych zapasów ile\ poniósł klęsk, pora\ek, strat,
zda się, niepowetowanych 
122
ofiar w ludziach i sprzęcie wojennym  nie osłodzonych ni jednym, bodaj
najmniejszym zwycięstwem! A jednak po ka\dej klęsce dzwigał się znowu na nogi,
krzepił, zabiegał, zgarniał niedobitki i znów wyciągał rękę po Inflanty. Nie \yć
mu było bez nich. Raz poznawszy \yzny ten, bogaty z przyrodzenia kraj,
zaprzysiągł wzbogacić nim skalistą, biedną ojczyznę. Gdyby nie Zamoyski i
Chodkiewicz!... Sam dzwięk tych przeklętych nazwisk doprowadzał go do waru.
Gdyby nie oni! Skończyłby dawno i szczęśliwie wojnę! Wszak\e nikt więcej w
Rzeczypospolitej nie dbał o to, co się tutaj dzieje. Nikt ich nie wspomagał.
Siedzący na tronie polskim synowiec upierał się wprawdzie przy tytule
dziedzicznego króla Szwecji, pisał groznie noty i wiódł zawiłe intrygi
dyplomatyczne  lecz wojny wszczętej prowadzić nie umiał. Ci dwaj szaleńcy
jedynie  naprzód jeden, potem drugi  walczyli jakby o swoje własne, ojcowskie
dominia, niestrudzeni, niezwalczeni, psy wierne, stró\ujące obejścia
niedbałego gospodarza. Nie sekundował im w walce tej nikt...
Praktyczny, trzezwy umysł skandynawski daremnie silił się zrozumieć tę
obojętność Rzeczypospolitej, pojąć ową siłę nieobliczalną, leniwą, niestałą,
powiązaną z alternatyw bezwładu i wszystko mia\d\ącej, wybuchowej energii.
Zaciekawiony niepokój mieszał się z pewną pogardą, gdy wspominał, \e z ubogiej,
szczupłej swej dziedziny miał zawsze więcej sił ni\ ten kraj olbrzymi, w którym
trzy czwarte ludzi chodziło przy szabli. I teraz oto, po czterech latach
niefortunnej wojny, zebrał dość grosza, by stawić na nogi wspaniałą zacię\ną
Strona 77
Kossak Zofia - Złota wolność
armię, czternaście tysięcy głów liczącą. Przymknąwszy oczy ujrzał
widziane przed chwilą zastępy, z całej Europy zebrane na podbój ostateczny
Inflant. Głębokie bruzdy piechoty, szeregi
dział...
Wiele\ potę\na Rzeczpospolita stawiła przeciw tym wyborowym wojskom, z Niemiec,
Francji, Danii i Szkocji sporwa-
dzonym?
Cztery tysiące nie opłacanego, wyniszczonego rycerstwa!
Nie dziwo, \e się uśmiechał król Karol... Generałowie: Brandt, Mansfeld,
Linderson i ksią\ę Liine-burski, pułkownicy de Vrede i Heller  siedzieli wokoło
niego, trzymając pierzaste kapelusze na kolanach, skupieni i milczący jak przed
wielkim świętem. Bo te\ świętem nie zaznanym, uroczystym, będzie to
zwycięstwo dojrzałe, pewne, po które dość rękę wyciągnąć. Najtrudniejszego
zadania ju\ dokonali szczęśliwie. Złączyli siły, nie dając wciągnąć się w bitwę.
Zdołali uniknąć spotkania. Teraz pozostaje tylko zdusić w ramio-
123
 Za Szweda prawego przebrany!
 Z hetmańskiej kwatery idę, gdzie raport zdawałem...
 Ale w obozie! Toć\eś był w Dyamencie!
 Z Dyamentu te\ jadę z listami...
 Co waść gadasz? Zdaliście się?
 A jak\e! Głupstw po pró\nicy nie prawcie. Co się mieliśmy zdać? Z wycieczkąm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl