[ Pobierz całość w formacie PDF ]

iż wiedza kandydatki jest na wystarczającym poziomie. Inaczej mogłaby sobie nie
poradzić na lekcjach.
 Aja się domyślam, że najbystrzejsze panny są zazwyczaj najzamożniejsze? 
spytał kpiąco.
 Na ogół tak się szczęśliwie składa.
Jego niespodziewany uśmiech, łobuzerskie wygięcie ust wdarły się wuprzejmą
konwersację niczym nieoczekiwany błysk pioruna. Phoebe od razu poczuła się& lepiej.
Jednak uśmiech zaraz znikł  tak samo szybko, jak się pojawił.
 Proszę jednak zważyć  kontynuowała ochrypłym głosem, jakby uśmiech
markiza zakłócił proces jej oddychania  że do akademii przyjmujemy również
dziewczęta zbiednych rodzin, bez arystokratycznych korzeni, iże traktujemy je tak samo
jak uczennice zzamożnych rodzin. Przekonałyśmy się bowiem, że to doskonale buduje
charaktery naszych wychowanek.
Markiz zatrzymał się raptownie przed namalowanym przez jedną zbyłych
uczennic ładnym wiejskim pejzażykiem, któremu przyglądał się zwyraznym uznaniem.
 Mówi pani otym, że każecie bogatym dziedziczkom obcować zdziewczętami
zpospólstwa?
 Adziewczętom zpospólstwa zdziedziczkami.
 Coś jak czyszczenie szlachetnych kamieni zmieszanych ze zwykłymi
wprocesie& tarcia.
Rzucił jej chytre spojrzenie przez ramię.
Dobry Boże, ależ to było obojętnie powiedziane. Ale Phoebe itak była pod
wrażeniem, zwłaszcza że jej przewrażliwione na skutek zdenerwowania uszy dosłyszały
wtym stwierdzeniu coś wrodzaju& insynuacji. Jakby markiz rzeczywiście się na coś
szykował.
Wezże się wgarść, Vale. Wyprostowała się na pełną wysokość, unosząc lekko
ramiona, jakby nieświadomie chciała się wydać wyższa igrozniejsza. Zupełnie, jakby
naśladowała zwyczaje pewnego gatunku południowoamerykańskich jaszczurek, które to
zwyczaje znała, gdyż czytała onich wksiążce pana Milesa Redmonda (Phoebe
zaczytywała się wksiążkach znajróżniejszych dziedzin).
 Ja zamiast mówić otarciu, nazwałabym to raczej kontaktem& zróżnicowanych
powierzchni.
O Boże, to też zabrzmiało bardzo erotycznie.
Z drugiej strony& czy nie oto jej właśnie chodziło?
Efekt był dramatyczny. Markiz odwrócił się izzaintrygowaniem błysnął wjej
stronę zrenicami. Był absolutnie poważny.
I nie mrugał, przez co jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej obezwładniające.
Nieskora do całowania, drwił chór grecki wjej głowie.
Pospieszyła zwyjaśnieniami.
 Te dziewczęta, mimo że biedne, nie są gorsze. Wiele znich miało po prostu&
trudne początki lub los wktórymś momencie ich życia postawił im na drodze& pewne
przeszkody.
Już wtrakcie mówienia pożałowała, że się odezwała. Jej wypowiedz zabrzmiała
bowiem straszliwie patetycznie.
 Los& postawił im na drodze&  po chwili milczenia powtórzył markiz
zzastanowieniem, jakby chciał, żeby Phoebe jeszcze raz wyraznie usłyszała, jaką bzdurę
palnęła.
Przy tym jego oczy łobuzersko zamigotały.
Znowu ją prowokował, ciekaw, czy odważy się roześmiać. Jakby świetnie
wiedział, jakby się domyślał, kim ona jest pod tą ugrzecznioną warstewką, ijakby
zamierzał przed odejściem zmusić ją, aby odkryła przed nim swą prawdziwą naturę.
W tym momencie zorientowała się, że już od jakiejś chwili trzyma dłonie
splecione na plecach. Dlaczego? Czyżby się bała, że nieświadomie dotknie markiza?
Przecież aż tak nierozważna na pewno nie jest?
Z drugiej strony, to całkiem możliwe, że jeszcze nigdy dotąd nie spotkała się zaż
tak silną pokusą.
Ich spojrzenia, którymi się obdzielali, strzelały szatańskimi ognikami.
To byłoby dziecinnie proste zadanie, przypomniała sobie słowa markiza. Co mi
po jej pocałunku? Dziecinnie proste, dziecinnie proste, dziecinnie proste, huczało jej
wgłowie.
Powtarzała te słowa wmyślach do chwili, aż pokusa flirtowania przemieniła się
wotępiające uczucie poniżenia.
Dziecinnie proste? Och, to się jeszcze zobaczy, drogi lordzie Dryden.
Markiz musiał wyczuć zmianę wjej nastroju, gdyż nagle znów stał się bardzo
oficjalny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl