[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z czterech załóg tylko dwie zbierały dane, zatem nie mogli sobie pozwolić na żadne dodatkowe
opóznienia. Fakt, że Kat wzięła na siebie odpowiedzialność za przestój orbitera, nie zwalniał
Dantego ze słowa danego przedstawicielom korporacji. Musieli sprawdzić jak największe
połacie trzech wielkich kontynentów planety. Chwilowo podzielił zadania tak, by orbiter
Ducksonów sprawdzał ocean, a Chińczycy osłaniali zespół naukowy badający największy
kontynent, zajmujący niemal całą południową półkulę. Miał nadzieję, że jeden, góra dwa dni
opóznienia dadzą się wytłumaczyć bez wnikania w szczegóły. W końcu mieli pozostać nie
wykryci do końca operacji, co wymagało kamuflażu i musiało wpłynąć na tempo prac. O
dziewiętnastej dwadzieścia sejsmografy orbitera wykryły słabe echo eksplozji. Byli na nią
przygotowani, meldunki komandosów z przedziału czasowego poprzedzającego wydarzenie
były niemal identyczne jak te odebrane wczoraj. Komputer wyliczył, że wybuch miał
miejsce na północnym wschodzie, w odległości stu osiemdziesięciu kilometrów. Ten wstrząs
był odczuwalny nawet bez przyrządów. Raoul miał w tym momencie dwie sondy w powietrzu.
Jedną wysłał natychmiast na maksymalny pułap, by zarejestrować optyczne skutki tak
wielkiego wybuchu. Ku wielkiemu zdumieniu, horyzont pozostawał absolutnie czysty, żadnego
dymu, żadnego rozbłysku czy atomowego grzyba. Po prostu nic.
- Nie rozumiem tego, chefe - powiedział Doom, gdy analizowali po raz dziesiąty zapis. -
Nie ma nawet śladu po wybuchu...
- Zbierz dokładne namiary epicentrum. Trzeba to jutro zbadać. -Tajest, chefe!
- I sprawdz, co z Ragnarem...
Krzywy uśmiech Dooma był najlepszym dowodem na to, że Metys wiedział dokładnie, iż
nie o nordyka chodzi. Pochylił się nad konsolą i wybrał częstotliwość Kat.
- Pieniek do Kata, Dante pyta, jak tam nasz toporny kolega?
***
- I ja cię pozdrawiam, synu oślicy i pijanego woznicy. - Ragnar odbierał na tej samej
fali i uprzedził Kat.
- U nas wszystko w porządku - dodała dziewczyna. -Przed chwilą poczuliśmy lekkie
drżenie, czy to kolejna eksplozja?
- Ta jest. Sto osiemdziesiąt kaemów na północny wschód. Dante chce to sprawdzić.
Pospieszcie się. Odbiór.
- Zrozumiałam, jeszcze nie dotarliśmy do wzgórz. Idziemy po śladach tych zwierzaków.
Musiało być ich tutaj ze sto...
- Ucałuj je ode mnie, ale na więcej pieszczot nie pozwalaj - zarechotał Doom. - Zostaw coś
dla nas.
- Palant!
- Dzięki za cumplido, znaczy komplement... Zatrzymała się podczas rozmowy i
rozwinęła
elektroniczną mapę, którą zaprogramowali na podstawie odczytu z sond. Według niej mieli
jeszcze dwa kilometry do samotnego wzniesienia, przypominającego czerwonawe płaskowyże
środkowej Australii. Gęste mechate zarośla przesłaniały widok, a najbliższe sto metrów musieli
przejść po dość stromym zboczu, prowadzącym na niewielki pagórek. Z jego szczytu schodzili
wprost do stóp góry, która była ich celem.
Kat spojrzała na Ragnara. Wspinał się powoli na zbocze, zdążył w czasie jej rozmowy
pokonać kilkanaście metrów stromizny. Złożyła mapę i ruszyła za nim. Upał, jaki panował na
zewnątrz mimo zbliżającego się zmierzchu, nie miał wpływu na temperaturę w środku
skafandra, chociaż wymiana hełmu na wielki, opancerzony ale stary egzemplarz, pozbawiła ją
możliwości korzystania z większości dodatkowego wyposażenia, to klimatyzacja działała. 1 to
nawet za dobrze; czuła miły chłodek, ale wysiłek fizyczny towarzyszący temu
niemal dziesięciokilometrowemu spacerowi wycisnął z niej dziesiąte poty. Te same, które teraz
powolnym, lodowatym strumyczkiem spływały po plecach wprost pomiędzy pośladki.
Wzdrygnęła się, to nie było najprzyjemniejsze uczucie.
Ragnar zatrzymał się i spojrzał w tył. Była o dwadzieścia kroków za nim. Nie poczekał, po
prostu odwrócił się i ruszył dalej. Po chwili zastanowienia uznała, że i tak nie przyjęłaby jego
pomocy. Ale mógłby chociaż zapytać...
Zbocze zakończyło się razem z gęstymi zaroślami. Wyszli spośród oliwkowych liści wprost
na rozgrzaną słońcem równinę. Porosty, które nazwali trawą, miały tutaj kolor złotawy. Widać
było, że cierpiana brak wilgoci. Teren płaski jak stół opadał łagodnie w kierunku bulwiastej
góry. Wyglądała dokładnie tak, jak ogromny ziemniak rzucony na ziemię. Nawet
kolorystycznie- przypominała skórę przypieczonego kartofelka. Ragnar przyłożył do oczu
lornetkę i spenetrował podnóże szczytu. Najwyrazniej coś go zainteresowało, bowiem nie
odrywał okularu od oczu przez kilka chwil.
- Widać coś? - zapytała Kat, podchodząc do niego.
- Niewiele - odparł, jak zwykle bezbarwnym tonem. - Zbocze pokryte jest wylotami małych
jaskiń. Ale nie widać żadnych oznak życia.
- Wpatrywałeś się, jakbyś zobaczył ducha...
- Jak już coś robisz, rób to dobrze - odparł, chowając lornetkę i ruszając w dół zbocza.
- Zaczekaj. - Kat ledwie dyszała po wspinaczce. -Nie mam tyle sił co ty.
Odwrócił się, nie mogła powiedzieć tego na pewno, ale chyba był zdziwiony. Krystalit na
tym słońcu nie pozwalał dokładnie dojrzeć jego twarzy.
- Nie radzę siadać - powiedział, widząc jak się rozgląda. - Jeśli się zakwasiłaś, potem
będzie jeszcze trudniej.
- Rozumiem - odparła, z żalem rezygnując z zamiaru położenia się na puszystych roślinach.
- Pójdziemy wolniej - kontynuował Ragnar. -Spadek jest tak mały, że nie obciąży
mięśni łydek. Gorzej będzie z wracaniem...
Spojrzała na ponad kilometrową łąkę. Fakt, nie będzie łatwo, ale nie mogła się poddać.
Nigdy się nie poddawała, z tego była znana.
- No, to chodzmy, mój rycerzu - powiedziała, zmuszając się do pierwszego kroku.
Nie odpowiedział, w ogóle niewiele mówił podczas drogi. Na początku ucieszyła się, że
właśnie jego wybrał Dante do tej misji, bo chyba nie wytrzymałaby psychicznie końskich
zalotów Dooma, głupkowatych uwag Adolfa - zwłaszcza po tym, jak zobaczyła jego...
przednie wyposażenie. Andrzej był ciekawą alternatywą, ale Ragnar wydawał się jej
solidniejszą opoką. Teraz jednak, po trzech godzinach spaceru przez .tutejszą dżunglę,
zaczynał ją irytować tym wyniosłym milczeniem.
- Zawsze jesteś taki rozmowny? - zapytała. Spojrzał na nią przelotnie i chyba się
uśmiechnął, a
może to był tylko refleks na osłonie hełmu.
- Nie pytają - odpowiedział - to nie otwieraj pyska. Tak mnie nauczono.
- Daj spokój, Ragnar... nie jestem sierżantem w twoim wojsku. Nie potrafię tak wędrować
i nic nie mówić. Chyba możemy porozmawiać?
- Oczywiście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl