[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednakowym uznaniem odniesiono się do zachwycającej riposty, jakiej udzieliła w
roku 1808 generałowi Savary'emu księciu Rovigo, ministrowi policji cesarstwa. Na
jednym z balów dworskich, w okresie największego natężenia bojów w Hiszpanii,
książę de Rovigo, podziwiając pyszny naszyjnik z rubinów i diamentów noszony
tego dnia przez panią Konstancję, zapytał złośliwie, czy to mąż przysłał jej ten
klejnot z Hiszpanii. Szwoleżerska żona odpowiedziała dumnie: "Generale, pan, co
jesteś na czele policyi, lepiej powinieneś być poinformowany, że mój mąż
przywozi ze swoich kampanii li tylko mundury przestrzelone i podarte, konie
okulałe, szacunek i poważanie dowódców". Po wojnie pani Tomaszowa powróciła do
kraju dopiero w kilka miesięcy po mężu. W każdym razie jesienią 1815 roku była
już w Warszawie, gdyż 23 listopada odnajdujemy jej nazwisko (obok nazwiska
generała Wincentego Krasińskiego) wśród gospodarzy balu, wydanego przez miasto
na cześć cesarza-króla Aleksandra. Z dwojga swoich dzieci, pani Aubieńska
przywiozła do ojczyzny tylko urodzonego we Francji, trzyletniego synka, który w
tym czasie przeobrażał się ostatecznie z Napoleona w Leona. Córkę,
dziesięcioletnią Adelkę, pozostawili generałostwo w Paryżu. Wiązało się to
zapewne z jej chorą nogą, którą leczyli najwybitniejsi lekarze paryscy za pomocą
nie znanych jeszcze w Polsce maszyn ortopedycznych. O tym, jak mały był ówczesny
"wielki świat" i jak blisko związani byli z sobą wszyscy jego członkowie,
świadczyć może fakt, że podczas pobytu Adelki w Paryżu opiekowała się nią krewna
i przyjaciółka Aubieńskich Teodora z Walewskich księżna Jabłonowska, matka
chrzestna Napoleona Zygmunta Krasińskiego i matka rodzona byłego porucznika
szwoleżerów Antoniego Jabłonowskiego, z którym będziemy jeszcze mieli sporo do
czynienia w tej opowieści. Po połączeniu się z rodziną i uzyskaniu dymisji z
wojska generał Aubieński zabrał się z zapałem do porządkowania swoich spraw
majątkowych. Warsztat pracy miał rozległy, gdyż do kapitałów posagowych przybyły
jeszcze dobra nieruchome. Zmarła w roku 1813 kasztelanowa Ossolińska pozostawiła
córce dwa duże majątki ziemskie: Rejowiec w pobliżu Chełma Lubelskiego i Równe w
powiecie radzymińskim. Młodzi zdecydowali się osiąść na stałe w Rejowcu, a Równe
oddać w dzierżawę. Niestety, stan zdrowia pana Tomasza nie pozwolił mu od razu
poświęcić się z należytą energią pracy w gospodarstwie. Jakkolwiek choroba nie
stanowiła jedynej przyczyny jego zerwania z wojskiem, nie była ona bynajmniej
wymysłem. Poza "reumatyzmem głowy", schorzeniem bardzo bolesnym i powodującym
stałą bezsenność, generałowi dokuczała jeszcze wątroba, rozharatana wojenną
dietą, noga przestrzelona w kampanii 1812 roku oraz odmrożone w tejże kampanii
ręce. W owych czasach w Królestwie Polskim było wielu takich ciężko schorowanych
trzydziestoparoletnich generałów i pułkowników. W odwrocie spod Moskwy - chyba
po raz pierwszy w dziejach wojskowości polskiej - najwyższi oficerowie byli
wydani na te same cierpienia i trudy wojenne, co prości szeregowcy. Pan Tomasz
przez pewien czas próbował łączyć leczenie swych chorób z rozlicznymi zajęciami
gospodarskimi, ponieważ jednak ani choroby, ani gospodarstwo nie dawały się zbyć
półśrodkami, w końcu skapitulował i podporządkował się zaleceniom lekarzy. Z
początkiem czerwca 1816 roku, zostawiwszy panią Konstancję z małym Leonkiem w
Rejowcu, pozwolił się wyekspediować na kurację wodoleczniczą do bardzo wówczas
modnego uzdrowiska słowackiego Toeplitz (Trenczyńskie Cieplice). Obywatel
Strona 79
Marian Brandys - Czcigodni weterani.txt
Królestwa Polskiego wybierający się w owym czasie do uzdrowiska Toeplitz miał do
wyboru dwie drogi: mógł jechać przez Galicję i kraje austriackie albo przez
przyłączone do Prus Wielkie Księstwo Poznańskie. Generał wybrał trasę poznańską
przede wszystkim dlatego, że umożliwiła mu odwiedzenie po drodze ulubionej
siostry, pani referendarzowej Morawskiej, rezydującej w wielkopolskiej Luboni,
niedaleko Leszna. Punkt, w którym przejeżdżało się granicę oddzielającą
Królestwo od Wielkiego Księstwa, mieścił się tuż za Kaliszem. Po przebyciu
dwukrotnej i arcysolidnej rewizji całego bagażu, przeprowadzonej najpierw przez
celników Królestwa, pózniej przez celników pruskich, pan Tomasz znalazł się na
terytorium zagranicznym. Dziwna to była "zagranica". Mowa, obyczaje i myśli
mieszkańców dokładnie takie same jak w Królestwie, takie same troski, niepokoje
i marzenia, inni tylko urzędnicy, inne prawa, inna policja i w inną stronę
skierowane animozję. Dwa majątki rodziny Dzierżykraj-Morawskich: Lubonia i
Oporów - prawie z sobą sąsiadujące leżały w odległości niespełna dziesięciu
kilometrów od słynnej Rydzyny książąt Sułkowskich. Podkreślam ten szczegół nie
tylko dlatego, że w zamku rydzyńskim wychowywał się niegdyś, bliski memu sercu
"oficer największych nadziei" Józef Sułkowski, ale również - a raczej przede
wszystkim - dlatego, że w roku 1816 ordynatem na Rydzynie był książę Antoni
Paweł Sułkowski, niefortunny i krótkotrwały wódz naczelny wojsk Księstwa
Warszawskiego po śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, a w Królestwie
Kongresowym dowódca dywizji jazdy, tej właśnie dywizji, do której w ostatnim
roku służby otrzymał przydział generał brygady Tomasz Aubieński. Tak to wtedy
bywało. Jeden z najpotężniejszych magnatów w Wielkim Księstwie mógł być
równocześnie jednym z najwyższych dowódców w armii Królestwa. Ta dwoistość losów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]