[ Pobierz całość w formacie PDF ]
iść tędy. To będzie akurat tam, gdzie trzeba było iść na górze.
Pawełek przyjrzał się krajobrazowi. Za łąką z lewej strony pozostało wzniesienie z
wsią. Przed nimi i dalej w prawo wyrastała ogromna, rozległa góra, odgradzająca ich
od Tiaretu. Góra była łysa, kamienista i żółta.
Po to zlezliśmy na dół, żeby teraz włazić pod górę mruknął i podniósł do
oczu lornetkę. Bardziej na prawo. Tam jest droga.
Przez ten mostek?
To nie mostek, to taki kamień. Pod spodem jest dziura.
Janeczka odebrała mu lornetkę.
Kamień i dziura! Na wszelki wypadek musimy to obejrzeć. Każdy kamień,
który nadaje się do odwalenia, jest podejrzany.
Pawełek znów odebrał jej lornetkę, przyjrzał się dokładnie i westchnął.
Nie wiem, czy on się tak przecudownie nadaje. Nie możemy odwalić
wszystkich kamieni, które tu leżą. Ta cała Algieria w ogóle się składa z samych
kamieni, do końca życia byśmy odwalali.
Ale przynajmniej musimy obejrzeć.
Chaber na wielkim głazie wytropił jaszczurki. Migały w plamach światła i kryły
się w szczelinach, ale nie były zbyt płochliwe i można je było oglądać bez przeszkód.
Poprzyglądali się im trochę, wykończyli owoce i ruszyli w stronę mostka z kamienia.
Popatrz, szkielet zauważyła Janeczka. Krowy chyba, nie?
Krowy, bo ma rogi. O, patrz, tam też szkielet!
Tam też. O, i tam!
Rozejrzeli się uważnie po suchej imitacji łąki.
Pełno tych szkieletów stwierdził Pawełek. Popatrz, tamten jeszcze ma
skórę. To owca.
A tutaj chyba koń, bo duże, a rogów nie ma.
Cała łąka stanowiła istne cmentarzysko zwierzęcych szkieletów. Zastanawiając
się, czy przychodzą tu same jeszcze za życia, czy też są wyrzucane po śmierci,
Janeczka i Pawełek dotarli do kamienia, pod którym woda wypłukała jaskinię,
obejrzeli go z uwagą i odkryli, iż stanowi on miejsce zamieszkania miliona
jaszczurek. Biegały po jego sklepieniu do góry nogami i przyglądały się im
błyszczącymi, paciorkowatymi oczkami. Posiedzieli przy nich trochę, po czym
zaczęli włazić pod górę. Nierówna, kamienista droga okrążała wierzchołek, ale
wznosiła się coraz wyżej. Słońce grzało nieznośnie.
A jemu się ta padlina wyraznie bardzo podobała powiedział z lekkim
zgorszeniem Pawełek, wskazując Chabra.
Znów coś znalazł odparła Janeczka. Zobaczymy, co to jest.
Chaber, z uszami zwisającymi do przodu, pofukiwał nad czymś dziwnym. Z lekką
niechęcią ustąpił miejsca swoim państwu. Wśród kamieni niemrawo poruszały się
jakieś żuki, kolosalnych rozmiarów, lśniące głęboką czernią. Do niczego nie były
podobne.
Istne potwory oceniła Janeczka. Jak to dobrze, że ten pies ma rozum i nie
bierze tego do ust ani do ręki.
Ale pobawić, to by się tym pobawił. Widać nie są jadowite, bo skorpiona
obchodził z daleka. Może by to zabrać do domu?
Oszalałeś?! Nie wiadomo, co mogą mieć na sobie! Pewnie się żywią tą padliną!
Pies nie rusza, a ty chcesz zabierać?
Dobrze już, dobrze, ja tylko tak sobie powiedziałem&
Ruszyli dalej. Droga skręciła w prawo, zbliżając się do wierzchołka rozległego
wzniesienia. Szli nią i szli w suchym, żółtym upale, nic już prawie nie widząc
dookoła, bo prawa strona ciągle stanowiła wyższe od nich zbocze, a po lewej wyrósł
wał z nierówno narzucanych, białych kamiennych bloków. Przewiewu nie było tu
wcale, tylko żar lejący się z nieba.
Pawełek zatrzymał się.
Nikt nas tu nie widzi. Wypijmy tę resztę wody, co?
Janeczka wyraziła zgodę.
I dajmy psu. Ciekawe, dokąd dojdziemy. Mnie się wydaje, że ta droga nigdy się
nie skończy.
Tam już chyba schodzi w dół, a w każdym razie pustynia to nie jest. Na pustyni
bym wody do końca nie wypił.
Wypiłbyś jeszcze prędzej niż tu&
Chaber ziajał z wywieszonym językiem, ale objawów wyczerpania nie zdradzał w
najmniejszym stopniu. Pawełek odrobiną wody pomazał sobie twarz i kark i wskazał
butelką psa.
Jestem pewien, że on doskonale wie, jaka jest stąd najkrótsza droga do domu.
O najkrótszą drogę do domu zaczniemy się martwić równo o dwunastej
godzinie odparła Janeczka zimno i bezlitośnie. Teraz idziemy dalej!
Skręcili razem z drogą jeszcze trochę bardziej w prawo, przeszli kilkanaście
kroków i nagle zatrzymali się jak wryci. Kamienny wał po lewej stronie obniżył się
gwałtownie, odsłaniając widok imponujący!
Gdzieś tam, daleko, ukryty nieco za kamienistym grzbietem, widniał Tiaret, blisko
zaś, tuż u ich stóp, otwierała się gigantyczna, przeogromna, wręcz wstrząsająca
rozmiarami dziura w ziemi. Kamieniołom& !
Ha! zakrzyknął triumfująco Pawełek i umilkł, uszczęśliwiony i przejęty.
Długą chwilę stali, wsparci o kamienie obniżonego wału, nie czując już upału,
chciwie wpatrzeni w ten zaskakujący ogrom. Gdzieś tam, potwornie daleko w dole,
poruszały się niemrawo bardzo nieliczne maleńkie figurki ludzi i powarkiwała wielka
ciężarówka, wyglądająca z tej odległości jak dziecinna zabawka. %7ładnego innego
ruchu nie było widać.
To jest niemożliwa rzecz, żeby tu wszystko było takie okropnie wielkie!
zbuntował się nagle Pawełek.
W życiu bym się nie spodziewał! I ten Wąwóz Małp, i to, i te sawanny& To są
w ogóle nieludzkie wymiary!
Janeczka zdjęła z ramienia lornetkę i przyłożyła ją do oczu, kierując na kamienisty
grzbiet za kamieniołomem.
Tam są jakieś budynki oznajmiła. Wieś. Nie, nie wieś, chyba miasto. Nie,
nie wiem, co to jest, ale wygląda bardzo nędznie. Mnóstwo śmieci i mnóstwo szmat.
Tu wszędzie wisi mnóstwo szmat mruknął Pawełek i zabrał jej lornetkę.
Oni chyba bez przerwy robią pranie. No, więc to jest chyba takie obszargane
przedmieście.
Możliwe. Chodz, musimy wszystko obejrzeć.
Ruszyli dalej w dół drogą wiodącą wokół kamieniołomu, tuż nad stromym
zboczem. Nie wypuszczali już z rąk lornetki, zamieniając się nią co chwila.
Ale rzeczywiście nie wiadomo, co to jest przyznał Pawełek, kiedy
zatrzymali się znów w połowie zejścia. Możliwe, że to wcale nie jest
kamieniołom, tylko właśnie kopalnia żwiru albo piasku. Sam nie wiem&
To jest mieszane zawyrokowała Janeczka, przyglądając się w skupieniu i
wodząc lornetką po przeciwległych zboczach. Tu są kawałki skały, a tu piasek.
Ten kamień, co tam leżał, to też z tego. A tam, o! Popatrz, spod piasku wystaje
kamień, takie buły, widzisz?
Nie widzę, daj tę lornetkę. Gdzie buły? A& ! No właśnie, to co to jest?
Kamieniołom czy kopalnia żwiru?
Wszystko jedno, najważniejsze, że to znalezliśmy. Trzeba tam zejść i popatrzeć
z bliska. Z daleka też trzeba popatrzeć.
Zatrzymując się co kilka kroków, wpatrywali się w ową skomplikowaną kopalnię z
najwyższą uwagą. Janeczka doznała nagle wrażenia, że coś powinna zrozumieć.
Mignął jej w głowie cień jakiejś myśli i uciekł natychmiast, pozostawiając po sobie
uczucie przeoczenia czegoś. Miało to niejasny związek ze skarbami, im bardziej
jednak usiłowała uchwycić ów błysk, tym bardziej umykał jej z pamięci. Bez żadnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]