[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postępowaniu nie znać. W tej mierze Anna nie odszczepiła się od swej familii.
Ani śladu za to owej niechęci do kłopotów politycznych, która była nieszczęściem
jej ojca i brata. Odrodziły się w królewnie nie tylko rysy twarzy pradziada,
Jagiełły. Odziedziczyła również po nim chytrość, siłę woli, żądzę osobistego
wyniesienia. Po nim oraz po dziadku, Kazimierzu. W odróżnieniu od praszczura nie
drżała jednak przed biskupami, najwięksi panowie koronni nie imponowali jej ani
trochę. Od dwustu już lat podobni im wielmoże bywali publicznie dopuszczani do
ucałowania dłoni jagiellońskich. Z przyklękaniem. Kiedy panowie zjeżdżali do
Warszawy na konwokację, przemierzała już Anna pięćdziesiąty rok żywota. Dopiero
teraz wybiła jej godzina. Królewna mogła się nareszcie odegrać za wszystkie
poprzednie rozgoryczenia i zawody, za gnuśne bytowanie w cieniu. Nie wydano jej
za żadnego z książąt. Teraz los otworzył przed nią drogę do tronu Jadwigi. O tym
żadna z Jagiellonek nigdy ani marzyć nie mogła. Infantka nie zamierzała
przeszkadzać własnemu szczęściu. Ukręciła kark śledztwu o skarby Zygmunta
Augusta, bo grała o najcenniejszy klejnot - o koronę. Ci, którzy łupili i kradli
w Knyszynie, to byli dawni dworzanie brata, ludzie wpływowi, a przynajmniej
powiązani w rozmaity sposób ze znacznymi personami. Tworzyli koterię. Ciemna
przeszłość i wspólne grzechy to niezły cement na tym padole. Stronnictwo
dworskie stało przy Annie. Chciało jej, a nie prymasowi, oddać władzę na czas
bezkrólewia. Dei Gratia Serenissima Infans Regni Poloniae mogła pójść jeszcze
wyżej i uzyskać tytuł gubernaculae regni. Kanclerz Dembiński niczego w Knyszynie
nie ukradł, lecz opowiedział się za ułaskawieniem złodziei, za przerwaniem
dochodzeń. Był rzeczywistym przywódcą stronnictwa dworskiego i równie dokładnie
jak jego protegowana wiedział, co robi. Działał na zimno. Walenty Dembiński był
starym człowiekiem. Zęby zjadł na polityce, za Zygmunta Augusta walczył o
egzekucję praw, o reformę, ułożył proujekt ostatecznej unii z Litwą może i
mądrzejszy od tego, który przyjęto w Lublinie. Jednakże nie kanclerzowi, lecz
Infantce trzeba przyznać palmę pierwszeństwa za pomysłowość. Wkrótce po
opuszczeniu Piaseczna zdobyła się królewna na wyczyn naprawdę niezwykły.
Najpierw jednak o samym powrocie z prowincji. 23 stycznia 1573 roku ci spośród
senatorów, którzy jeszcze przebywali w Warszawie, doznali nie lada zaskoczenia.
Obradując na zamku dostrzegli raptem przez okna, że na dziedziniec zajeżdża cała
karawana. Infantka definitywnie zmieniła miejsce pobytu, przeniosła się do
Warszawy. Zamiast się oburzyć i zażądać natychmiastowego opuszczenia miasta,
dostojnicy z prymasem i marszałkiem wielkim koronnym na czele poszli przywitać
swą królewnę. Było to w piątek, a już w sobotę wydała Anna obiad dla tych
person, które poprzednio stawić się nie mogły. Przybył główny dotychczas jej
przeciwnik, Piotr Zborowski, wojewoda sandomierski. BNyli również Litwini -
Ostafi Wołłowicz i Paweł Pac - a wraz z nimi kasztelan czerski Zygmunt Wolski
oraz stały rezydent senatu przy osobie Infantki, biskup chełmski Wojciech
Starozrebski. Po obiedzie "z tych żaden o swojej mocy nie mógł chodzić".
Zborowski tak sobie podochocił, że wyznał, co miał na sercu. Doniesiono mu oto,
że Anna zamierza go otruć, a ten sam los czeka wojewodę krakowskiego Firleja
oraz biskupa Krasińskiego. Jagiellonka nie oburzyła się wcale. Za dobrą była
dyplomatką. "Królewna Jej Mość jako święta panna tedy mu się z tego raczyła
sprawować", czyli rozwiała podejrzenia i do domu go "na swych woznikach
odesłała". Niechętni Infantce zmieniali front, lecz nie przez sentymenta wcale.
Podczas dopiero co minionej konwokacji stało się jasne, że tłum szlachecki
bierze w zatargach stronę jej, nie zaś senatorów. W lutym i marcu 1573 roku
trwała pod murami Warszawy praca bardzo wysilona. Infantka własnym kosztem
kończyła most przez Wisłę, którego budowę rozpoczął przed pięciu laty Zygmunt
August. Szlachta, mająca w kwietniu tłumnie zjechać na elekcję, winna była
zastać dzieło już gotowe. W wyobrażeniach ludzi ówczesnych most ten materialnie
dopełniał unii - w fizycznym sensie tego wyrazu łączył niejako Polskę z Litwą.
Tak wyglądał oryginalny argument wyborczy Anny Jagiellonki. (Kiedy w roku 1602
wielka powódz most zniosła, siostrzeniec Infantki nie zdobył się na odbudowę,
aczkolwiek Warszawa była już wtedy stolicą państwa.) Teraz wykończono most w
porę, chociaż nie całkowicie. W każdym razie służył on wszystkim przybywającym
na pierwszą w dziejach Polski wolną elekcję. Podziwiając jego piętnaście
podpór_łamaczy lodu, potężne bele, skuwane żelazem, każdy musiał z wdzięcznością
i uznaniem pomyśleć o dziedziczce dynastii, której tron miało się właśnie komuś
przeznaczyć. Szczególnej radości doznawała pewnie uboga i liczna szlachta
mazowiecka. Ona przede wszystkim zyskiwała na moście, spajającym gościniec z
Garwolina do Grójca. Obóz protestancki upatrywał sobie Bystrzycę w województwie
lubelskim na teren elekcji. Różnowiercy mocno stali w tamtych stronach, do
nowinkarskiej Małopolski też było blisko. Katolicy woleli ultraprawowierne
Mazowsze. Na Warszawę pierwszy wskazał podobno legat Commendone, w zasadzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]