[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak pogodny nastrój Susy prysnął już dawno. Wolałaby znalezć się
tutaj tylko w towarzystwie Marca. Rebecca drażniła ją. Zachowywała się
wobec Rossa bardzo zaborczo. A w tej chwili, gdy już kończyli obiad,
wydawała się tylko znudzona.
- Ross, a może byś tak zaprosił mnie do tańca? Pomysł ten spodobał się
również Marcowi. Skłonił się przed Susy. Wygrywana cicho melodia
przypominała walca. W pewnym momencie Marc zapytał: - I jak się
bawisz?
- Całe wieki już nie tańczyłam. Bardzo szykowne miejsce.
- Czy Rossa i Rebeccę łączą jakieś szczególne więzy?
Susy odruchowo spojrzała w bok. Tulili się do siebie w tańcu, jakby nie
tyle więzy, co klej łączył ich ze sobą.
- Nie mam pojęcia, Marc.
- Jest prosty sposób, żeby poznać prawdę! - oznajmił i zaproponował
Rossowi wymianę partnerek.
W tym samym momencie do fortepianu dołączył saksofon i popłynęła
senna melodia popularnego niegdyś utworu Nat King Cole'a  Smoke gets in
Your Eyes".
Susy uświadomiła sobie, że dotyka Rossa całą powierzchnią ciała.
- Szałowo wyglądasz w tej czarnej sukience, opiętej jak rękawiczka -
powiedział nagle do niej.
Lekko się zarumieniła.
- Niebezpieczny z pana flirciarz, doktorze Beau-maris.
Zrobił wielkie oczy.
- Ja? Człowiek bez reszty oddany swej pracy?
- Toteż staje się pan flirciarzem dopiero po opuszczeniu szpitala.
Pocałował ją w czoło.
- Twoje boskie perfumy! Godne najpiękniejszych! Susy zachichotała.
- Oto dowód, że trafiłam w dziesiątkę. Minutę temu to samo mówiłeś do
swojej poprzedniej partnerki. Tańczyłam obok i dobrze słyszałam.
W jego oczach zabłysły diabelskie ogniki.
- Susy Frenais, tokowałem tylko dlatego, by wzbudzić w tobie zazdrość!
- Zabawne! Bo ja również szeptałam Marcowi słodkie słówka, by
wzbudzić w tobie zazdrość!
- Wobec tego wiesz chyba, co powinniśmy teraz zrobić?
- Nie.
RS
74
- Uciec stąd jak najdalej. Spójrz tylko! Wszystko na to wskazuje, że
Marc i Rebecca są zadowoleni ze swego towarzystwa. Wychodzą teraz na
balkon. Wiadomość zostawimy na stoliku. Co ty na to?
- Dlaczego nie? Chodzmy, zanim się nie rozmyślimy.
Pojechali do wytwornego nocnego klubu, jednego z tych lokali, które
otwierane są przed północą, a zamykane nad ranem. Przygaszone światła
nadawały wnętrzu charakter rozkosznego azylu, a zmysłowa muzyka
zapraszała nie tyle do tańca, co do chybotliwego stania w uścisku na
niewielkim parkiecie. Wszystko tu było urządzone z myślą o erotycznym
wabieniu.
- Czy naprawdę trafiliśmy do właściwego miejsca? - zapytała Susy, kiedy
siadali przy maleńkim stoliku.
Ross zamówił wino.
- Nie obawiaj się. Nie jesteśmy w melinie szturmowanej co noc przez
brygadę do walki z narkomanią, prostytucją i przestępczością w ogóle.
Roześmiała się i ten uśmiech zupełnie odmienił jej twarz.
- Ross, wariacie! Tu naprawdę jest ekscytująco! - Rozejrzała się po sali.
Pozłacane meble, bogato ubrane kobiety, muzycy w smokingach. - Nawet
nie miałabym nic przeciwko temu, żeby zjawił się tutaj jakiś przystojny
prywatny detektyw.
- Rozczaruję cię. Jestem członkiem tego klubu od dobrych kilku lat i
żadnego przystojnego detektywa ani policjanta nie widziałem na oczy.
Wielki Boże! Widzę za to moją eks-małżonkę! Tamta brunetka w kremowej
wieczorowej sukience. Obok niej siedzi jej aktualny przyjaciel. Nie
zauważyli nas jeszcze. Ale prędzej czy pózniej to nastąpi. Czy w takim razie
zmieniamy przystań?
- Oczywiście, że nie! - odparła Susy, zerkając na kobietę, o której tyle
słyszała.
Ale Ross ani myślał psuć sobie tego wieczoru. Po chwili stali już na
chodniku, czekając na taksówkę.
- A może zgodzisz się wpaść do mnie na drinka? Mieszkam niedaleko.
Zaczęła się jąkać, a on wybuchnął śmiechem.
- Proponuję drinka. Nie kierują mną żadne inne ukryte motywy. Słowo.
- Nie w tym rzecz, Ross - powiedziała, dziwiąc się samej sobie, że tym
razem jej głos brzmi całkiem normalnie. - Ostatecznie, przestałam już być
tatusiową córeczką.
Nadjechała taksówka i w ciągu kilku minut znalezli się przed ceglanym
piętrowym domem na końcu wysypanej żwirem alei. Dom miał białe
frontowe drzwi i otoczony był strzelistymi sosnami, które jak gdyby
RS
75
chroniły go przed uderzeniami wiatru od morza. Pokoje urządzono z myślą
o wygodzie i odpoczynku. Ross wprowadził Susy do niewielkiego salonu.
- To moja  nora". Miękkie fotele, dobre książki i szafka pełna różnych
alkoholi.
Zauważyła na ścianach rząd olejnych obrazów. Przedstawiały okręty pod
pełnymi żaglami. Na stole w wazonie czerwieniły się róże.
- Fajna ta twoja  nora". A najfajniejsze są te stare okręty.
- Ja też je lubię. Wina?
Usiedli wygodnie i pogrążyli się w rozmowie na temat domu. W końcu
Ross zdecydował się usprawiedliwić:
- Przepraszam, Susy, że przymusiłem cię do tej ostatniej ucieczki, ale
znam Miriam. Na pewno mielibyśmy ją na karku. Pomyślałem więc, że
mogłaby to być dla ciebie zbyt ciężka próba. Pamiętaj, że Miriam nie musi
rano wstawać i chodzić do pracy.
- Stało się i, mam wrażenie, stało się dobrze.
- A jak ci się podobało nasze przyjęcie?
- Bardzo. Siostra Mason puściła mnie dość wcześnie. To bardzo miła i
uczynna osoba.
- Wychowuje dwóch draniowatych chłopaków, z którymi ma krzyż
pański.
- Jakże mi przykro. Nie wiedziałam.
- Uśmiech często jest tylko maską skrywającą nieszczęście - powiedział z
zamyśloną miną, po czym zmienił temat: - Bardzo męczy cię trema przed
piątkowym przesłuchaniem? Wszystkie twoje papiery już dostaliśmy. Masz
duże widoki na tę pracę.
- Dziękuję, Ross. Lecz nie chcę żadnego ulgowego traktowania -
zastrzegła się z twardą nutą w głosie.
- Jeżeli bardzo chcesz tej pracy i wierzysz we własne siły, ulgowe
traktowanie nie będzie potrzebne.
Wziął jej pusty kieliszek, napełnił go winem i usiadł przy niej na
kanapie.
- Proszę... Uroczo dziś wyglądasz, Susy. Uśmiechnęła się.
- Przyznaję, że nie przywykłam do tego rodzaju komplementów.
Ujął jej dłoń i pocałował.
- Myślę, że zaliczasz się do tych rzadkich istot, które potrafią przejść
przez bolesny zawód z godnością i wiarą w lepsze jutro.
Chyba wypiła zbyt dużo alkoholu, gdyż łzy napłynęły jej do oczu, a
wargi zadrżały.
RS
76
- To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, Ross, że dajesz mi tak
wysoką ocenę. Ale... ale...
- Nadal nie była zdolna powiedzieć mu o Patricku.
- Przepraszam, czuję się trochę nie w formie.
Wyjął z kieszeni równo złożoną chusteczkę i z czułością wytarł jej oczy,
jakby była dzieckiem.
- Tak, miałaś ciężki dzień - rzekł, muskając wargami jej usta.
- Ross - wyszeptała - jesteś takim cudownym przyjacielem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl