[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okoliczność dawała mu prawo do jeszcze większego zaufania niż to, jakie
milczący teraz Student już mu okazał.
 Tak?  powiedział Student i było niezupełnie pewne, czy już znowu
czyta książkę, czy tylko patrzy na nią z roztargnieniem.  To niech się pan
cieszy, że pan porzucił studia. Ja już od lat studiuję właściwie tylko dla
konsekwencji. Mało mam z tego zadowolenia, a jeszcze mniej widoków
na przyszłość. Jakież miałbym mieć widoki! W Ameryce jest pełno
doktorów szarlatanów.
 Ja chciałem być inżynierem  szybko powiedział jeszcze Karl do
pozornie już zupełnie obojętnego Studenta.
 A teraz ma pan zostać służącym u tych ludzi  powiedział Student i
rzucił mu przelotne spojrzenie  i to naturalnie sprawia panu ból.
Ten wniosek Studenta był zresztą nieporozumieniem, ale mógł się
Karlowi przydać. Dlatego Karl spytał:
 A może ja także mógłbym dostać posadę w domu towarowym?
To pytanie zupełnie oderwało Studenta od książki; w ogóle nie przyszło
mu na myśl, że mógłby Karlowi pomóc w jego staraniach o pracę.
 Niech pan spróbuje  powiedział  albo lepiej niech pan nie próbuje.
To że ja dostałem posadę u Montly ego, jest dotychczas największym
osiągnięciem mojego życia. Gdybym miał wybierać pomiędzy studiami
a posadą, wybrałbym naturalnie posadę. Mój wysiłek zmierza tylko ku
temu, żeby nie dopuścić do konieczności takiego wyboru.
 Tak trudno jest tam dostać posadę  powiedział Karl raczej do siebie.
 Ach, cóż pan myśli  rzekł Student.  Aatwiej jest zostać tutaj sędzią
okręgowym niż odzwiernym u Montly go.
Karl milczał. Ten Student, o tyle bardziej doświadczony od niego i z
jakichś nie znanych jeszcze Karlowi powodów nienawidzący Delamarche,
a z pewnością nie życzący Karlowi nic złego, nie znalazł dla niego ani
słowa zachęty do opuszczenia Delamarche. A przecież nie wiedział
jeszcze nawet o niebezpieczeństwie, które groziło Karlowi ze strony
policji i przed którym tylko u Delamarche był jako tako bezpieczny.
 Widział pan wieczorem tę demonstrację na dole? Nieprawdaż?
Gdyby ktoś nie znał tutejszych stosunków, mógłby pomyśleć, że ów
kandydat, nazywa się Lobter, będzie miał jakieś widoki albo przynajmniej
będzie brany w rachubę, prawda?
 Nie znam się zupełnie na polityce  powiedział Karl.
 To błąd  powiedział Student.  Ale niezależnie od tego ma pan
przecież oczy i uszy. Ten człowiek miał bez wątpienia przyjaciół i wrogów,
nie mogło to przecież ujść pańskiej uwagi. I teraz niech pan się zastanowi,
ten człowiek moim zdaniem nie ma najmniejszych widoków, żeby zostać
wybranym. Przypadkowo wiem o nim wszystko, mieszka u nas ktoś, kto
go zna. To nie jest człowiek niezdolny i biorąc pod uwagę jego polityczne
poglądy i polityczną przeszłość właśnie on byłby odpowiednim sędzią
dla naszej dzielnicy. Ale nikt nawet nie myśli o tym, żeby on mógł zostać
wybrany, przepadnie tak wspaniale, jak tylko można przepaść, wyrzuci na
tę kampanię wyborczą trochę dolarów i to będzie wszystko.
Karl i Student patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu. Student z
uśmiechem kiwnął głową i przycisnął dłonią zmęczone oczy.
 No, nie pójdzie pan jeszcze spać?  spytał potem.  Ja muszę
dalej studiować. Widzi pan, ile mam jeszcze do zrobienia.  I szybko
przekartkował połowę książki, żeby dać Karlowi pojęcie o pracy, która
jeszcze na niego czeka.
 Wobec tego dobrej nocy  powiedział Karl i ukłonił się.
Niechże pan kiedyś do nas przyjdzie  powiedział Student, który już
znowu siedział przy swym stole.  Naturalnie, jeśli pan ma na to ochotę.
Zawsze pan tutaj znajdzie duże towarzystwo. Od dziewiątej do dziesiątej
wieczorem będę miał także czas dla pana.
 A więc radzi mi pan zostać u Delamarche?  spytał Karl.
 Bezwarunkowo  powiedział Student i pochylił już głowę nad
książkami. Zdawało się nawet, jakby nie on powiedział to słowo;
brzmiało ono jeszcze potem w uszach Karla, jakby wypowiedziane
głosem głębszym niż głos Studenta. Karl wolno poszedł ku kotarze,
spojrzał jeszcze na Studenta, który teraz, zupełnie już nieporuszony,
otoczony wielką ciemnością, siedział w blasku swego światełka. Potem
wśliznął się do pokoju. Otoczyły go połączone oddechy trojga śpiących.
Macając wzdłuż ściany poszukał kanapy, a kiedy ją znalazł, wyciągnął
się na niej spokojnie, jakby była jego zwykłym legowiskiem. Ponieważ
Student, który dokładnie znał Delamarche i tutejsze stosunki, a ponadto
był człowiekiem wykształconym, poradził mu, żeby tu zostać, na razie
wcale się nad tym nie zastanawiał. Nie miał tak wielkich celów jak
Student, kto wie, czy nawet w domu udałoby mu się doprowadzić studia
do końca, a jeśli w domu wydawało to się ledwie możliwe, to nikt nie
mógł wymagać, żeby ukończył je tutaj, w obcym kraju. Ale z pewnością
mógł mieć większą nadzieję na znalezienie posady, na której mógłby
coś osiągnąć i zyskać uznanie za swoje osiągnięcia, gdyby tymczasem
przyjął miejsce służącego u Delamarche: a i na tej pewnej podstawie
oczekiwał dogodnej sposobności. Zdaje się, że na tej ulicy znajdowało
się wiele biur średniej i niższej rangi, które, być może, w razie potrzeby
nie byłyby zbyt wybredne w doborze personelu. Gdyby tak być musiało,
chętnie zostałby posługaczem w biurze, ale ostatecznie wcale nie było
przecież wykluczone, że mógłby też zostać przyjęty do prawdziwych prac
biurowych i w przyszłości siedzieć jak urzędnik przy biurku i beztrosko
patrzeć chwilami przez otwarte okno, jak ów urzędnik, którego widział
dziś rano, gdy przechodził przez podwórko. Zamknął oczy, pomyślał
uspokajająco, że przecież jest jeszcze młody i że przecież kiedyś
Delamarche go zwolni; to gospodarstwo naprawdę nie wyglądało tak,
jakby miało trwać wiecznie. Ale gdyby Karl kiedyś otrzymał taką posadę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl