[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ich wersja jest taka, że zostali wykryci przez Serbów i musieli walczyć, by się ratować.
Dowódca uznał, iż Serbowie chcą ich okrążyć. Postanowił zorganizować zasadzkę na dużą
kolumnę, by Serbowie myśleli, że ich oddział jest znacznie liczniejszy i żeby zwolnili tempo
pościgu.
Berkowitz głośno gwizdnął.
%7łarty na bok. I pan im uwierzył?
Jak dotąd, owszem. Cała dziewiątka opowiedziała nam taką samą historię.
Oczy mu pojaśniały, a na czole pojawił się wielki napis: Pulitzer.
Co za wspaniała linia obrony. Biedne chłopaki wpadają w pułapkę na tyłach wroga
podczas wypełniania tajnej misji rządowej. Walczą, żeby się ratować, i zamiast dać im
medale, wsadza się ich za kratki i przesłuchuje jak zwykłych kryminalistów.
Można to tak podsumować zgodziłem się. A tak szczerze, to ci chłopcy są
naprawdę bohaterami. Gdyby to ode mnie zależało, sprawa byłaby zakończona w dwa dni.
Problem w tym, że jeden z członków mojego zespołu uparł się, by udowodnić, iż coś jest nie
tak w tej historii. Czepia się drobnych szczegółów. Reszta jest przekonana, że ci chłopcy są
niewinni.
Widziałem, że już nie może się doczekać, by wybiec z mojego biura i wysłać artykuł do
redakcji. Cała prasa międzynarodowa potępiała oddział A za ohydną zbrodnię, a tutaj on,
Jeremy Berkowitz, odkrywa prawdziwą wersję wydarzeń, że ci chłopcy byli nie tylko
niewinni, lecz wręcz bohaterscy. Dziennikarz ruszył do drzwi, ale przed wyjściem jeszcze się
odwrócił i zapytał:
Wie pan, że muszę się na pana powołać w moim artykule?
Hmm, nie pomyślałem o tym skłamałem.
Nazwę pana drogi majorze, moim zródłem informacji w zespole dochodzeniowym.
Sam nie wiem& Jest nas tylko troje& i hmm&
Spoko, majorze, nigdy żadne z moich zródeł informacji nie zostało ujawnione. Może mi
pan ufać.
Głęboko westchnąłem.
No dobrze, skoro to konieczne.
Kiedy Berkowitz zniknął za drzwiami, zatarłem ręce z radości. Nieczęsto udaje się za
jednym zamachem załatwić porachunki w dwóch sprawach. Berkowitz opublikuje swój
artykuł i nada mu duży rozgłos. A potem, gdy udowodnię, że Sanchez i jego drużyna
zamordowali Serbów z zimną krwią, wyjdzie na ostatniego dupka.
Biały Dom i Clapper nie będą mieli najmniejszego powodu, żeby akurat mnie podejrzewać
o przeciek do prasy, bo w tej historii sam się ośmieszyłem. Podejrzenie padnie na Delberta
lub Morrow, zależnie od tego, które z nich na mnie donosi. Całkiem zgrabnie się to ułożyło.
ROZDZIAA 5
Henry Kissinger powiedział kiedyś, że to, iż wpadłeś w paranoję, wcale nie oznacza, że oni
faktycznie nie próbują cię dopaść. Nagle uświadomiłem sobie, jak bardzo prawdziwe jest to
stwierdzenie i poczułem się tak, jakby Kissinger mówił właśnie o mnie.
Ktoś w moim zespole przekazywał informacje komuś, kto pracował dla prezydenta, który z
kolei z jakichś niewiadomych względów rozpoczynał każdy dzień od rozmowy o mnie. Jeden,
a być może dwoje moich współpracowników wylewało swoją żółć na temat mojej
niekompetencji do szefa JAG. Bezwzględny, ambitny reporter wiedział, że moja przeszłość
kryła jakieś mroczne sprawy, a do tego wszystkiego generał, który sam wyznaczył mi to
zadanie, nagle zapadł na ciężki przypadek utraty charakteru.
Jak na jeden dzień, to dość długa lista przykrych odkryć. Problem polegał na tym, że
podobnie jak większość paranoików, musiałem to na kimś odreagować. Ale na kim? Pod ręką
byli Delbert i Morrow, ale o żadnym z nich niczego nie wiedziałem. Były też cztery
asystentki Imeldy, z których każda mogła być zródłem przecieku.
W pewnym sensie chciałem, żeby okazał się nim Delbert i wzdychałem pobożnie, by to nie
była Morrow. Ta jej uroda, a jeszcze te współczujące oczy& Już niemal ułożyłem sobie mały
scenariusz. Rozwiązuję sprawę, zabieram piękną dziewczynę i odjeżdżam w stronę
zachodzącego słońca. Problem polegał na tym, że Morrow była równie ambitna jak Delbert i
jak on lubiła intrygować.
Właśnie przysypiałem, gdy nowa paranoja zaczęła się wkradać w moje myśli. Skoro ci
ludzie z Waszyngtonu zadają sobie tyle trudu, to muszą coś wiedzieć. Coś naprawdę
strasznego. A może to jeden z tych spisków Białego Domu, o których robi się takie świetne
filmy?
Nie, zdecydowałem, posuwam się za daleko. Po zastanowieniu się doszedłem, że Clapper
w żaden sposób nie powiedział mi wprost, abym oczyścił Sancheza i jego ludzi. Zasugerował
tylko, że byłoby to mile widziane. W końcu, co tam. Nie zrobił nic złego. Po prostu
sformułował tylko to, co dla wszystkich było oczywiste.
Rano obudziłem się rześki i wypoczęty. Po drodze do naszego biurowego baraku
postanowiłem nawet, że będę dziś miły dla Delberta. Dla odmiany.
Zaraz od progu zauważyłem jednak, że wszyscy siedzą sztywno przy biurkach z ponurymi
minami, jakby stało się coś strasznego. Zauważyłem również dwóch osiłków z żandarmerii
wojskowej, popijających kawę przy wejściu do mojego biura.
Przepraszam, major Drummond? zapytał wyższy z nich, odlepiając się od ściany.
Nosił naszywki kapitańskie, a na plakietce miał wypisane nazwisko Wolkowitz.
Czym mogę panu służyć, kapitanie?
Musimy z panem porozmawiać. Na osobności, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.
Weszliśmy do mojego biura i uprzejmie zaoferowałem im krzesła, ale odmówili. Usiadłem
więc za biurkiem i próbowałem przybrać swobodny wygląd.
Zaczął kapitan Wolkowitz:
Czy mógłby nam pan powiedzieć, gdzie pan był między godziną dwudziestą czwartą a
piątą dziś rano?
Mógłbym, ale pan mi nie wyjaśnił, dlaczego mam odpowiadać na podobne pytania.
Czy zna pan człowieka o nazwisku Jeremy Berkowitz?
Ponawiam moje pytanie. Dlaczego pan o to pyta, kapitanie?
Pytam, ponieważ Berkowitz został zamordowany dzisiejszej nocy.
Wytrzeszczyłem na niego oczy, a on na mnie.
Teraz zatem pytam pana ponownie. Czy znał pan Berkowitza?
Poznałem go wczoraj tu, w biurze.
A gdzie pan był w nocy?
W moim łóżku, w namiocie, próbując zasnąć.
Czy dzieli pan namiot jeszcze z kimś?
Nie.
A czy są jacyś świadkowie, którzy mogliby potwierdzić pana słowa?
Kapitanie& hmm, Wolkowitz, czy ma pan powody, żeby mnie podejrzewać o
zamordowanie pana Berkowitza?
Zawahał się i to był jego pierwszy poważny błąd. Wstałem i uderzyłem pięścią w biurko.
Zapytałem pana o coś, kapitanie! Ma pan dwie sekundy na odpowiedz, inaczej oskarżę
pana o niewykonanie rozkazu.
Aż go trochę cofnęło.
Sir, ja&
Czy zamierza pan odpowiedzieć na moje pytanie warknąłem. Czy też mam
podnieść słuchawkę i zadzwonić do pana dowódcy?
Wolkowitz cofnął się aż pod ścianę.
Sir, ja&
Pan nie ma tu już nic do roboty, kapitanie! Oczywiście zdążył pan już przesłuchać
moich pracowników?
Jak większość zdenerwowanych ludzi, kapitan zaczął strzelać oczami na wszystkie strony.
Błąd numer dwa.
Jeszcze raz walnąłem w biurko.
To nie do wiary! Czy pan wie, dlaczego jestem w Tuzli? Sekretarz armii osobiście
wyznaczył mnie na oficera śledczego, a pan tu przychodzi bez mojego zezwolenia i
przesłuchuje mi ludzi?
Pan nie jest podejrzanym, sir. Przynajmniej na razie.
Więc czemu zadaje mi pan te wszystkie pytania?
Znalezliśmy pańskie nazwisko w notatniku Berkowitza.
Jak on zginął? zapytałem ostro.
Został uduszony, sir. Garotą. Podcięto mu żyły, ale bezpośrednim powodem śmierci
było uduszenie.
A gdzie to się stało?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]