[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mężczyzni spojrzeli po sobie i gestykulując gwałtownie, zaszwargotali zno-
wu.
Rozdrażniony Północ parsknął i potrząsnął łbem. Konrad odwrócił się od nie-
znajomych i pociągnął za uzdę, by uspokoić konia.
Ale mimo jego wysiłków ogier stanął dęba, wysoko zadzierając podkute
błyszczącymi podkowami kopyta.
I w tym momencie dwaj marynarze równocześnie dobyli długich, wąskich,
ostrych jak brzytwy noży.
120
Konrad, choć zwrócony do nich plecami, nie musiał się oglądać. Wiedział, co
się szykuje. Puścił uzdę i sięgnął błyskawicznie po sztylet. Nie miał już wątpli-
wości, kim są ci dwaj to śmiertelni wrogowie.
Północ wierzgał przednimi nogami, jego kopyta biły powietrze niczym pięści
boksera. Jeden z napastników cofnął się szybko i uchylił, żeby uniknąć kopnięć.
Ale drugi z niezrozumiałym okrzykiem wojennym na ustach rzucił się na Kon-
rada. Konrad również wrzasnął z gniewu.
Zbliżyli się do siebie na odległość ciosu i dwa ostrza przecięły powietrze. Oba
o włos minęły uskakującego przeciwnika.
Zwarli się, chwytając jeden drugiego lewą ręką za przegub prawej.
Szansę były wyrównane; napastnik, choć niższy od Konrada, nadrabiał ten
mankament większą wagą ciała.
Rozpaczliwy, mrożący krew w żyłach wrzask, który w tym momencie dobiegł
gdzieś z boku, mógł wydobyć się tylko z krtani konającego. To krzyczał drugi
żeglarz. Padł ofiarą śmiercionośnych kopyt Północy i leżał teraz na nabrzeżu tra-
towany przez białego ogiera.
Konrad i jego przeciwnik zapomnieli na moment o pojedynku i spojrzeli na
trupa. Po chwili ich oczy znowu się spotkały i Konrad się uśmiechnął.
Teraz twoja kolej wysyczał.
%7łeglarz nie rozumiał słów chłopaka, ale na pewno domyślił się ich znaczenia.
Odpysknął coś w odpowiedzi i jeszcze mocniej ścisnął Konradowi nadgarstek, by
zmusić go do wypuszczenia noża z ręki, a jednocześnie przysunął swoje ostrze do
gardła przeciwnika.
Z minimalnym wyprzedzeniem Konrad zobaczył, że za chwilę mężczyzna,
rozluzniając nieco uścisk, będzie udawał, że słabnie. Kiedy to nastąpiło, Konrad
zaczął nań mocniej napierać, by stworzyć wrażenie, że dał się oszukać ale
zanim zdążył się cofnąć, szybował już w powietrzu. . .
Spadł na plecy z takim impetem, że na chwilę zaparło mu dech w piersiach.
Nie było czasu na analizę tego, co się stało, bo nieprzyjaciel rzucał się już na nie-
go. Nie było też czasu na szukanie sztyletu, który Konrad wypuścił z ręki podczas
nieoczekiwanego lotu.
Odtoczył się w bok, unikając pchnięcia spadającym nań nożem, ale żeglarzowi
mimo wszystko udało się przygnieść Konrada swym ciałem i uniemożliwić mu
dalszą ucieczkę. Spleceni ze sobą tarzali się po ziemi, walcząc zaciekle o nóż.
Konrad dostrzegł kątem oka las nóg otaczających kręgiem miejsce bójki. Mie-
li widownię. Mały z początku tłumek marynarzy i robotników portowych gęstniał.
Słychać było śmiechy i zagrzewające do walki pohukiwania. Zupełnie jakby Kon-
rad i jego przeciwnik nie walczyli na śmierć i życie, lecz ku uciesze gawiedzi.
Tarzając się tak w śmiertelnych zapasach, dotoczyli się na skraj nabrzeża i ru-
nęli w dół.
121
Razem wpadli do zimnej wody i nie zaprzestając walki, zniknęli pod po-
wierzchnią. Dopiero tam się rozdzielili. Przebijając wzrokiem mroki mętnej toni,
Konrad dostrzegł napastnika zamierzającego się nań nożem.
Ruchy wroga były ospałe, jak w sennym koszmarze, ale woda spowalniała
również reakcje Konrada. Zdołał jednak odtrącić i wykręcić rękę przeciwnika.
Mężczyzna wypuścił nóż, który zaczął opadać leniwie na dno.
Marynarz próbował chwycić broń, a Konrad marynarza.
Powiodło się tylko Konradowi. Złapał mężczyznę obiema dłońmi za gardło
i ścisnął. Z ust żeglarza trysnął strumień pęcherzyków powietrza.
Konrad, przebierając rozpaczliwie nogami i holując mężczyznę za sobą, pod-
płynął kawałek w przód i wyrżnął głową napastnika w drewniane oszalowanie
nabrzeża.
Powtórzył to znowu, i jeszcze raz. Z ust mężczyzny przestały wydobywać się
bąbelki. Za to wodę zabarwiła na czerwono krew z rozłupanej czaszki. Nieszczę-
śnik szamotał się rozpaczliwie, ale Konrad nie puszczał.
Kolejne uderzenie głową o wbity w dno pal i mężczyzna, zaprzestając walki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]