[ Pobierz całość w formacie PDF ]

perfumy! Tfu!
Zlekceważyliśmy tę niezwykle kuszącą propozycję i skierowaliśmy się do wyjścia. %7łegnając
ich, jeszcze raz przypomniałem o kolacji. Potem odszukałem mój powóz i wkrótce w łagodnej
poświacie księżyca wolno zmierzałem drogą wysadzaną drzewami w kierunku gospody  Pod
Smokiem .
Ileż to wydarzyło się w ciągu tych ostatnich dwóch godzin! Jak różnorodne, jak żywe, jak
barwne obrazy stłoczyły się w tak niewielkiej przestrzeni! A ileż jeszcze czeka mnie przygód!
Cicha, zalana światłem księżyca pusta droga  jakże ona kontrastowała z wirem minionej
zabawy, z hałasem muzyki, światłami, mieniącymi się kolorami i błyskiem brylantów, z tym
wszystkim, co właśnie zostawiłem za sobą.
O tej porze nocy widok czystej, naturalnej przyrody działa jak nagły środek odurzający.
Szaleństwo i występność tego, co zamierzałem uczynić, wywoływało skruchę i napełniało grozą.
Zapragnąłem nigdy nie zagłębiać się w ten prowadzący donikąd labirynt. Teraz już za pózno
zastanawiać się nad tym, ale czułem, jak zaczyna przepełniać mnie gorycz; przez kilka minut
zdawało mi się, że serce ściska mi jakieś niejasne przeczucie, iż coś jeszcze mnie spotka. Bliski
już byłem załamania, już chciałem się wycofać, aby tym samym okazać się niegodnym miana
prawdziwego mężczyzny i podążyć śladami mego przyjaciela, Alfreda Ogle a, lub nawet poddać
siÄ™ Å‚agodnym kpinom sympatycznego Toma Whistlewicka.
Rozdział 16
Park château de la Carque
Nie obawiałem się, aby w noc balu gospoda  Pod Smokiem zamknęła swe podwoje przed
trzecią lub czwartą nad ranem. Mieszkało w niej zbyt wielu służących, których chlebodawcy
mieli zamiar bawić się na balu do białego rana, a oni z kolei do tego czasu nie mogli porzucić
służby i wrócić do gospody.
Dlatego wiedziałem, że mam mnóstwo czasu na moją potajemną wycieczkę bez zwracania
uwagi i bez obawy, że zastanę drzwi zamknięte.
Właśnie podjechaliśmy pod daszek poniżej znaku latającego smoka i znalezliśmy się w kręgu
światła padającego od drzwi hallu. Odesłałem powóz. Wbiegłem na schody z maską w ręce i w
rozwianym dominie. Wszedłem do mojej obszernej sypialni. Z czarną boazerią, ciężkimi
meblami i czarnymi zasłonami przy bardzo wysokim łożu, ta noc wydała mi się bardziej ponura.
Podszedłem do okna, przez które wpadające promienie księżyca rzucały smugę światła.
SpojrzaÅ‚em na uÅ›piony krajobraz i obrysowanÄ… blaskiem księżyca sylwetkÄ™ château de la Carque
z jego kominami, licznymi wieżyczkami i wznoszącym się na tle szarego nieba czarnym,
stromym dachem. Tam też bliżej, mniej wiÄ™cej w poÅ‚owie odlegÅ‚oÅ›ci miÄ™dzy oknem a château,
ale bardziej na lewo, dostrzegłem kępę drzew tworzącą lasek, który dama w masce wyznaczyła
na miejsce mojej potajemnej schadzki z piękną hrabiną.
 Zmierzyłem odległość do tej ponurej kępy drzew, których liście w koronach łagodnie
lśniły, odbijając srebrne światło księżyca.
Z łatwością odgadniecie, z jakim niecierpliwym, pełnym niepewności i wzmożonym biciem
serca spoglądałem na tę nieznaną scenerię czekającej mnie przygody.
Ale czas płynął, zbliżała się wyznaczona godzina. Rzuciłem na kanapę płaszcz i wyjąłem
parę butów, które założyłem zamiast modnych wówczas balowych lakierków, bez których
prawdziwy dżentelmen nie mógłby się pojawić na jakimkolwiek przyjęciu. Włożyłem na głowę
kapelusz, a na koniec zabrałem parę nabitych pistoletów, które, jak sądziłem, powinny mi
towarzyszyć w tych jeszcze niepewnych czasach we Francji, gdy dookoła grasowały bandy
niejednokrotnie zdesperowanych żołdaków. Po ukończeniu tych przygotowań, wyznam, że
podszedłem do okna z lusterkiem, aby przekonać się, jak się prezentuję w świetle księżyca.
Usatysfakcjonowany odłożyłem lusterko i zbiegłem po schodach do hallu, gdzie wezwałem mego
służącego.
 St. Clair  powiedziałem  wychodzę na mały spacerek przy świetle księżyca. Nie
będzie mnie jakieś dziesięć minut. Nie kładz się spać do mojego powrotu. Noc jest tak piękna, że
moja przechadzka może się trochę przeciągnąć.
Przeszedłem przez hall, a potem rozglądając się jak ktoś, kto nie jest zdecydowany dokąd iść,
ruszyłem niedbale w górę drogi, to spoglądając na księżyc, to na rzadkie obłoczki, a przez cały
czas pogwizdując melodię, którą kiedyś zasłyszałem w jakimś teatrze.
Kiedy oddaliłem się dwieście jardów od gospody, przestałem udawać minstrela, odwróciłem
się i rzuciłem baczne spojrzenie wzdłuż drogi, która w świetle księżyca była tak biała, jakby
pokrywał ją szron. W dali dostrzegłem budynek gospody, z niewyraznie błyszczącym, nieco
skrytym w gąszczu liści oknem.
Nie słyszałem żadnych kroków, nigdzie śladu żywej duszy. Spojrzałem na zegarek, mogłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl