[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, a ty?
- Ja też nie.
Chciał powiedzieć coś więcej, lecz nie potrafił znalezć
słów, by się dowiedzieć, na czym polegają jej głęboko
skryte urazy. Jak je wydobyć na zewnątrz? Jak uniknąć jej
zranienia, jeśli nie zna się czułych miejsc.
- Dlaczego nie związałaś się z nikim po rozstaniu
z Kenem?
- Czemu sądzisz, że tego nie zrobiłam?
Jacob znał dane z raportu, jaki dostał na jej temat, lecz
wolał, by ona się nie zorientowała, z jakich zródeł czerpał
wiedzÄ™.
- Nie chciałbym o tym mówić.
- Może jednak...
MiaÅ‚ teraz trzy możliwoÅ›ci. SkÅ‚amać, odmówić od­
powiedzi albo wyznać prawdę. Odmowa sprawiłaby, iż
Claire zaczęłaby podejrzewać, że coś ukrywa. Gdyby
powiedział prawdę, mogłaby zmienić zdanie na jego
temat, odejść i więcej nie wrócić. Zdecydował się nie
oszukiwać.
- SkorzystaÅ‚em z usÅ‚ug agencji Northa, by ciÄ™ spraw­
dzić - rzekł.
Dziewczyna spojrzała nań z niedowierzaniem. Kazał ją
śledzić? Co za ironia? Odwróciła się i podeszła do okna.
Postąpił niezwykle praktycznie i rozsądnie. Mężczyzna
zmuszony do szybkiego ożenku z niemal obcą osobą ma
prawo dowiedzieć się o niej jak najwięcej.
Ale jej to nie odpowiadaÅ‚o. WolaÅ‚aby, żeby szalaÅ‚ z na­
miętności tak jak ona. To takie głupie, a jednak...
- Moje losy wydały ci się interesujące?
- To był jedyny sposób, jaki znałem, by szybko
znalezć kandydatkÄ™ na żonÄ™ i jednoczeÅ›nie prowadzić in­
teresy. Potrzebowałem faktów.
- NiezwykÅ‚a taktyka zalecania siÄ™. - Claire pomy­
ślała, że musi ją razić ostre światło słońca, bo czuła
szczypanie oczu. - Jeśli byśmy się pobrali, a ty znowu
zapragnÄ…Å‚byÅ› poznać jakieÅ› fakty, też kazaÅ‚byÅ› mnie Å›le­
dzić?
- Nie! - Podszedł do niej i objął za ramiona. - Nie
zrobiłbym tego. Teraz to zupełnie inna sytuacja...
- MałżeÅ„stwo to rzeczywiÅ›cie osobista sprawa. Podo­
bnie jak kochanie siÄ™. - UÅ›miechnęła siÄ™ niezdecydowa­
nie. - Nie mogę obwiniać cię o to, że jesteś rozsądny.
Sama chciałabym taka być.
- Powiedz, czego oczekujesz? Sądziłem, iż dowiem się
tego z raportu, lecz się myliłem.
Ciebie, pomyślała i położyła mu dłoń na policzku.
- Jestem zakłopotana - rzekła.
- Tego pragniesz? - MusnÄ…Å‚ wargami jej usta, objÄ…Å‚ jÄ…
i przytuliÅ‚, przesuwajÄ…c dÅ‚oÅ„mi po biodrach. - Tego po­
trzebujesz?
Claire poczuła falę ciepła i przylgnęła do niego mocno.
Jacob pogłębił pocałunek. Przez chwilę wystarczyło mu
to zamiast odpowiedzi.
- Tak, tego - potwierdziła niepewnie, dotykając dłonią
jego piersi, by wyczuć bicie serca. - Ale przede wszystkim
potrzebuję czasu. Muszę się upewnić.
- Nie mam go zbyt wiele.
- Wiem.
Jeśliby się z nią nie ożenił, dla dobra Ady musiałby
szukać innej kandydatki. Pomyślała, że nie chce, by był
z innÄ….
- Ta kobieta... - zaczęła.
- Jaka?
- Ta, której oświadczyłeś się przede mną... Chcę coś
o niej wiedzieć.
- Ona już nie jest ważna.
- Lecz byÅ‚a wystarczajÄ…co ważna, byÅ› siÄ™ jej oÅ›wiad­
czył. Jak się nazywa? Jaka jest?
- Maggie Stewart - odparÅ‚ niechÄ™tnie. - Nie, teraz na­
zywa się West. Luke ożenił się z nią cztery dni temu.
- To niesamowite!
- Ja też tak myÅ›lÄ™. - Jacob nie wyglÄ…daÅ‚ na zmartwio­
nego.
- Jak się czujesz ze świadomością, że Luke został jej
mężem?
- Niepokoję się. Nie sądzę, by to był udany związek.
- Ale... jej nie kochasz?
- Maggie? Nie. Lubię ją. Uważałem, że do mnie pasuje
i być może ja też jej odpowiadam, lecz, dzięki Bogu,
odmówiła. Ty jesteś dla mnie stworzona. Mam nadzieję,
że oboje do siebie pasujemy.
Claire przymknęła oczy i oparła mu głowę na ramieniu.
- Ile mam czasu, by wszystko przemyśleć? - spytała.
Milczał przez chwilę, a jej to nie przeszkadzało. Pomy-
ślała, że może tak trwać w objęciach przez całą wieczność
i wdychać jego zapach.
- Nie potrafię określić terminu. Może miesiąc, może
dłużej. Zależy, jak Marchison zachowa się w interesach.
Albo będę musiał znalezć innego inwestora, albo wyłożyć
własne pieniądze.
- W porządku - zgodziła się, choć nie wiedziała, czy
przez miesiąc zyska jakąkolwiek pewność.
- Daję ci tyle czasu, ile mogę - powiedział, jedną ręką
pieszcząc jej szyję, drugą sięgając piersi. - Lecz mam
nadzieję, że przez ten czas pozwolisz mi zalecać się do
ciebie - dodał.
- Teraz też się zalecasz? - Roześmiała się. - Przy Lu
ke'u określiłeś zaloty mianem negocjacji.
- Mogę wymyślić jeszcze kilka terminów. Będziesz ze
mną sypiać?
Pytanie zabrzmiało niezwykle podniecająco. Zadrżała
i skinęła głową.
Jacob zaaprobował jej decyzję pieszczotą dłoni i ust.
Wyraznie pragnÄ…Å‚ jej tu i teraz w swoim biurze. Zanim
zdążyÅ‚a zdać sobie z tego sprawÄ™, jej żakiet i bluzka zo­
stały rozpięte. Zwiadomość, że w każdej chwili mogą tu
wejść Ada lub Cosmo, zapierała dech w piersiach.
- Wypuść je na wolność - mruknął mężczyzna, całując
jej piersi.
Doskonale wiedziała, do czego zmierzał, i właściwie
w duchu siÄ™ na to zgadzaÅ‚a, jednak ujęła jego twarz w dÅ‚o­
nie i powstrzymała go, bo za chwilę byłoby za pózno.
- Nie tutaj! Nie przy otwartych drzwiach.
- Do licha. - Wziął ją za rękę i pociągnął do jej poko-
ju. - Nie wejdą tutaj, jeśli drzwi będą zamknięte, a mamy
tu łóżko, którego dotyczy mój pomysł - rzekł. - Pozwól,
że ci go zademonstruję.
- Sama coś wymyśliłam - odpowiedziała, pieszcząc
ustami jego dolną wargę. - Gorzej, że nie mam żadnego
zabezpieczenia. Nie chcę ryzykować ponownie, tak jak
ostatniej nocy.
- Ponownie? - powtórzył i zaniepokoił się. - Niech to
licho, ponownie nie narażę cię na ryzyko. Przecież chcę
się o ciebie troszczyć.
Ufała mu. Widząc, że jest zaszokowany tym, co mu
uÅ›wiadomiÅ‚a, zrozumiaÅ‚a, że nocÄ… zwyczajnie siÄ™ zapo­
mniaÅ‚, podobnie jak ona. Oboje stracili kontrolÄ™ nad sytu­
acją. Ta świadomość dziwnie ją uskrzydliła.
ROZDZIAA DZIESITY
Następnego dnia ktoś próbował przesłać do rezydencji
Westów jednÄ… czerwonÄ… różę nie opatrzonÄ… żadnym bile­
cikiem. Ochroniarze z agencji Northa natychmiast jÄ… prze­
chwycili i Claire kwiatu nie zobaczyÅ‚a. WystarczyÅ‚o jed­
nak spojrzeć na niÄ…, gdy dowiedziaÅ‚a siÄ™ o caÅ‚ym zdarze­
niu, by zrozumieć, jak bardzo się tym przejęła.
- Jakiś dzieciak dostarczył różę - powiedziała Jackie,
siedzÄ…c w gabinecie Jacoba. - Za kwiat zapÅ‚acono gotów­
ką. Kwiaciarz pamięta, kto to był. Dokładnie go opisał,
lecz to niewiele pomoże. ChÅ‚opak miaÅ‚ piÄ™tnaÅ›cie, szesna­
ście lat, ciemne włosy, znoszone dżinsy i sportowe buty.
Tak wygląda połowa uczniów w tym kraju.
- Może i złożył zamówienie, lecz pochodziło ono od
Kena - rzekła Claire stanowczym tonem.
Odkąd dowiedziała się o róży, niespokojnie krążyła po
pokoju.
- Prawdopodobnie, tylko że trzeba tego dowieść. -
Jackie wstała z fotela. - Spróbujemy znalezć chłopaka.
Zobaczymy, czy powie, kto go wynajÄ…Å‚, ale mamy niewiel­
kie szansę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl