[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aby się na nią napatrzeć, ale ona ani spojrzała na kogo.
Poczęło się tedy w chacie na chutorze inne życie, wzięto dziewkę do pomocy, został Krywonoga, sierotkę chłopca do siebie
przygarnął Sydor i nietylko swoją rolę zasiewał, ale począł grunta najmować, uprawiać i rozbogaciał okrutnie. %7łycie się jednak
nie zmieniło wcale. Jakim był, takim został. W niespełna rok urodziła się córka, sprawiono chrzciny jak u wielkich panów,
proszeni i nieproszeni szli pić czerpakiem z beczek, które Sydor kazał postawić przed chatą i w izbie.
Jadła było dostatek, ogórków kwaszonych bez miary. Ludzie się potem po drogach walali, tak ich strasznie popoił. Trzy dni
trwało hulanie, a czwartego już się znów chata zamknęła.
Dzieci więcej potem nie było, tylko ta córka jedyna; ale też ją hodowali i pieścili, jak jedynaczkę. Matka na chwilę nie
spuściła z oczów, ojciec na rękach nosił, byle czasu miał, a lubowali się dzieckiem tak, że wieczory całe oboje na ziemi siedząc
jak dzieci też z niem się bawili.
I wyrosło na taką piękność, że oczów od Natałki oderwać nie było można. A że z nią ciągle to ojciec, to matka jak ze starą
gadali, wprędce jej swojego rozumu w głowinę naleli, że w latach dziesięciu tyle co i oni wiedziała i umiała. Już się na nią mogli
spuścić i klucze oddać i dom zostawić. Ale pracować wiele nie dawali dziecku, a hodowało się jak pańskie, nie męcząc wcale.
Nie dozwalali jej do żadnej cięższej roboty się chwycić, pieśni uczyli, wianki znosili, z igłą tylko i krosnami poznać się dali.
Szczególniej szyć koszule i ręczniki lubiła, i po całych dniach siedziała z niemi w okienku, przyśpiewując. %7ływa była, wesoła, ale
dumna jak królewna i przystąpić do siebie nie bardzo dawała komu. Czasem do niej dziewczęta szły z miasteczka; rada się z
niemi zabawiła, między niemi zawsze rej wodząc, inaczej nie rozumiała zabawy.
I tak to jak trzcina do góry wyrosło na cudowisko ludziom, a na mękę parobkom; wszyscy się w niej na zabój kochali. Więc
gdy z matką do cerkwi szła, roje się za nią ciągnęły. Przystęp był trudny i do matki i do córki. Natałka nie zawsze nawet na
dobre słowo odpowiedzieć chciała. Do tańca nie chodziły nigdy, ani do karczmy. Sydor też, chyba z musu, dla mohoryczu, do
szynku wstąpił, bo miał wszystko w domu u siebie, czego dusza zapragnęła. Kołacza białego nigdy na stole nie brakło.
Pytano niejeden raz Sydora, co myśli z córką, gdy dorosła. Usta tylko wykrzywiał na to, niechętnie odpowiadając:
%7łeby tyle było kłopotu! mruczał. Nie pilno nam ani jej, a nielada pryjmaka do chaty wezmę. Warta Natałka choć
bojara, ba i szlachcica, bo i w bodni niejeden się tam czerwoniec dla niej znajdzie, i chutor coś wart, a najwięcej ona sama.
Ojcowie parobków najbogatsi, przymilali się do Sydora; pozbywał się wszystkich.
Będzie na to czas; nie pilno.
Tymczasem Natałka rozkwitała jak polny mak, świeża i hoża.
Mało kto ją znał, żeby o niej coś powiedzieć mógł, jaką była, a no lice mówiło krasne, oczy czarne, usta dumnie
uśmiechnięte, pańska postawa, śmiałość kozacza, że tam lada komu się porwać nie godziło. Zbywała często śmiechem,
częściej milczeniem. Od niejednego odwróciła się plecami, nawet nań nie spojrzawszy. Buta była ojcowska i matczyna, bo i
stara dobrała się do Sydora, a nie bardzo z nią było łatwo się dogadać a rozmówić.
Tą dumą narobili sobie nieprzyjaciół i powstało gadania wiele. Nikt o Sydorze więcej nie wiedział nad to, na co patrzano od
czasu, jak na chutorze osiadł; poczęli zmyślać nań niestworzone rzeczy. Zazdrość w powietrzu chwyta byle co i buduje
misternie, jak pająk, który ze swych wnętrzności nić zdradliwą wyciąga. Poczęły tedy dziwne wieści chodzić o Sydorze, a że
ludzie łatwowierni są i lada co pochwyciwszy, urabiają potem z tego dziwolągi, całą historyę Sydora stworzono ze złości ku
niemu za tę dumę, którą się od ludzi oddzielał. Powiadano sobie do ucha, że nietylko w Siczy był i sotnika tam urząd piastował,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]