[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ach, niezłe z was dowcipnisie  odpowiedział karzeł.  Zaczynam rozumieć. Tak jakbym nie wiedział, że ona
potrafi strzełać, po tym, co się wydarzyło dzisiaj rano! Ale chętnie spróbuję.  Starał się zachować spokój, choć
oczy mu płonęły, ponieważ cieszył się sławą jednego z najlepszych łuczników wśród Czerwonych Karłów.
Przeszli na dziedziniec.
 Do czego będziecie strzelali?  zapytał Piotr.
 Myślę, że jedno z tych jabłek wiszących nad murami będzie znakomitym celem  powiedziała Zuzanna.
 Doskonale, panienko  wycedził Zuchon.  Masz na myśli to żółte, niedaleko środka łuku bramy?
 Nie, nie to  odparła Zuzanna.  To czerwone, nieco wyżej.
Karłowi mina nieco zrzedła.  Bardziej przypomina czereśnię niż jabłko , mruknął do siebie pod nosem, ale
głośno nie powiedział nic.
31
Zagrali w orła i reszkę, kto ma strzelać pierwszy (przede wszystkim aby zaspokoić ciekawość Zuchona, który po
raz pierwszy widział losowanie za pomocą monety) i Zuzanna przegrała. Umówili się, że będą strzelać ze szczytu
schodów wiodących z wielkiej sali na dziedziniec. Ze sposobu, w jaki karzeł stanął i uchwycił łuk, nietrudno było
się domyślić, że dobrze wie, co robi.
Cięciwa brzęknęła krótko. Był to świetny strzał. Małe jabłuszko zadrżało, gdy strzała musnęła je w locie, a na
ziemię upadł listek, który wyrastał z jego ogonka. Teraz Zuzanna stanęła na szczycie schodów i napięła swój łuk.
Nie cieszyła się z tych zawodów tak jak Edmund ze swojego pojedynku; nie dlatego, by nie była zupełnie pewna,
że trafi w jabłko, ale dlatego, że miała bardzo miękkie serce i nie lubiła wygrywać z kimś, kto już raz przegrał. W
chwilę pózniej, prawie równocześnie z lekkim, matowym stęknięciem cięciwy, jabłko spadło na ziemię, przeszyte
strzałą dokładnie w samym środku  Dobra robota, Zuziu!  rozległy się krzyki pozostałych dzieci.
 Twój strzał był równie dobry  powiedziała Zuzanna do Zuchona.  Wydaje mi się, że kiedy strzelałeś, akurat
powiał boczny wiatr.
 Nie, nie było żadnego wiatru  powiedział Zuchon.  Nie musisz mi mówić takich rzeczy. Wiem, kiedy
przegrywam w uczciwym pojedynku. Nie wspomnę nawet, że ostatnia rana trochę mi doskwiera, kiedy wyciągnę
łokieć mocno do tyłu...
 Och, jesteś ranny?  zapytała Aucja.  Pozwól, że zobaczę.
 To nie jest widok dla małych dziewczynek  zaczął Zuchon, lecz nagle urwał i potrząsnął głową.  Znowu
mówię jak głupiec. Założę się, że jesteś tak dobrym chirurgiem, jak twój brat we władaniu mieczem, a twoja siostra
w strzelaniu z łuku.
Usiadł na schodach, odpiął kolczugę i zsunął koszulę, obnażając swoje małe, lecz owłosione i muskularne jak u
żeglarza ramię. Pod spodem widniał brudny bandaż, który Aucja rozwinęła ostrożnie, odsłaniając paskudną ranę i
sporych rozmiarów opuchnięcie nad łopatką.
 Och, biedny mały Zuchonie  rozczuliła się Aucja.  Jakie to okropne!  Potem ostrożnie kapnęła na ranę
kropelkę cudownego leku ze swojej buteleczki.
 Hej! Co mi zrobiłaś?  zawołał Zuchon. Wykręcał głowę, zezował i wichrzył sobie brodę we wszystkie strony,
ale nie mógł zobaczyć swojego ramienia. Sięgnął więc drugą ręką, wyginając ją dziwacznie, jak to się robi, gdy się
chce podrapać po plecach. Zgiął ją, wyprostował, pomacał mięśnie i w końcu skoczył na równe nogi, krzycząc:
 Dobre, jak nowe!  A potem wybuchnął wielkim śmiechem i w końcu powiedział:  No tak, chyba jeszcze
nigdy żaden karzeł nie pozwolił zrobić z siebie takiego głupca. Nie obraziliście się chyba na mnie? Pokorny sługa
waszych królewskich wysokości, pokorny sługa. I stokrotne dzięki za uratowanie mi życia, za wyleczenie ręki, za
śniadanie... no i za parę lekcji.
Dzieci zapewniły go, że wszystko jest w porządku i że nie ma o czym mówić.
 A teraz  powiedział Piotr  jeśli już naprawdę zdecydowałeś się w nas uwierzyć...
 Wierzę  przerwał mu karzeł.
 W takim razie wiemy, co trzeba zrobić. Musimy jak najszybciej dołączyć do króla Kaspiana.
 Im wcześniej, tym lepiej  zgodził się Zuchon.  I tak już zmarnowaliśmy całą godzinę przez moją głupotę.
 Droga, którą ty szedłeś, zajmie nam około dwu dni marszu  powiedział Piotr.  Mam tu na myśli nas
czworo: nie jesteśmy w stanie maszerować bez przerwy cały dzień i całą noc, jak wy, karły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl