[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chowa.
Trevelyan spojrzał na Claire z niedowierzaniem. Spodziewał się, że zacznie pouczać
starego, jak nieładnie jest kraść, i dopytywać się, dlaczego wszyscy nie mogą żyć bez kłótni.
Na twarzy Angusa przez chwilę również gościł wyraz zdumienia, potem w jego gardle
wezbrał dudniący bulgot, który prawdopodobnie był śmiechem. Stary ujął Claire za rękę i
sprawiał przez chwilę takie wrażenie, jakby chciał ją ucałować, tak w każdym razie zdawało
się Trevelyanowi.
 Czy chce panna coś do jedzenia?
Trevelyan zakrztusił się whisky. MacTarvitowie słynęli ze skąpstwa. Nawet w kraju
owianym złą sławą z powodu przesadnej oszczędności mieszkańców MacTarvitowie byli
legendarni. Pewna kobieta podobno widziała, jak MacTarvit wlewa sobie do herbaty resztki
mleka zostawione przez kota. Innym razem MacTarvit przechodził przez most. Bez protestów
zapłacił szylinga myta, ale pech chciał, że jeden pens upadł, wtoczył się w szparę między
deskami i zginął. Poborca oświadczył, że MacTarvit jest mu winien pensa. Zamiast machnąć
ręką na stratę, Angus z synami przez dwa dni blokowali most i nikogo nie przepuszczali.
Wreszcie pojawił się ojciec Trevelyana, dał Angusowi jego pensa i dopiero wtedy blokada
mostu się skończyła.
A teraz MacTarvit proponował poczęstunek bogatej Amerykance.
 Nie wiem, czy będzie pannie smakowało  powiedział Angus.  To jest skromne
jedzenie.
 Ona je wszystko, co jej dają  wtrącił Trevelyan, a potem oparł się o ścianę i zaczął
obserwować, jak stary przygotowuje posiłek dla gościa. Trevelyan był bardzo ciekaw, co
dostanie Claire. Może talerz wody?
MacTarvit podszedł do kominka, gdzie po drwach skakał wątły ogienek, sięgnął do
przewodu kominowego i wyciągnął kawał sera. Skórka była czarna od dymu, ale gdy Angus
przekroił gomółkę, ser okazał się w środku biały. Odciął kilka plasterków i położył je na
patelni przy ogniu, żeby się stopiły. Tymczasem wyszedł na dwór i wrócił z trzema
kawałkami mięsa, bez wątpienia pochodzącymi ze skradzionych krów.
 Ty też pewnie chcesz coś dostać  powiedział do Trevelyana tak, by było widać, że nie
częstuje go chętnie.
 Z przyjemnością  odparł Trevelyan.
Angus podgrzał drugą patelnię i wziął się do smażenia trzech steków. Gdy ser stopniał,
dolał na patelnię trochę gęstej śmietany i wszystko zamieszał. Kiedy gęsta masa zaczęła
bulgotać, szybko wzbogacił ją szczodrym chluśnięciem whisky. Nad patelnią uniosła się para.
Z gzymsu kominka zdjął wyszczerbiony talerz. Wytarł go z brudu łokciem swego
wytłuszczonego kaftana, nałożył nań stek i polał mięso serowo alkoholowym sosem. Ze
słoika wziął nóż i widelec, wytarł je o rękaw i podał Claire.
Trevelyan przyglądał się zaciekawiony, co zrobi ta multimilionerka, a ona po prostu
uśmiechnęła się do Angusa niczym do księcia Walii i skosztowała steku.
 Wspaniałe  zawyrokowała.  Pyszne!
Angus uśmiechnął się niepewnie, przez co zrobił jeszcze głupszą minę, niż miał
normalnie, a potem wziął z kominka drugi talerz. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby go
wytrzeć, po prostu rzucił na niego stek i zalał sosem, po czym usiadł na stołku naprzeciwko
Claire i zaczął jeść.
Trevelyan zrozumiał, że o swoją porcję będzie musiał zadbać sam. Wziął brudny talerz z
gzymsu, ale gdy zaczął go wycierać. Claire przesłała mu takie spojrzenie, że natychmiast z
tego zrezygnował. Najwyrazniej uznała wycieranie talerza za przejaw łamania etykiety. Z
grymasem niezadowolenia pochylił się nad dwiema patelniami. Kawałek mięsa, który dla
niego został, był zdecydowanie najmniejszy. Potem Trevelyan wydrapał z drugiej patelni
resztki sosu, wziął brudne sztućce i również usiadł na stołku. Gdy skosztował jedzenia,
spojrzał na Angusa z dużym szacunkiem. Okazało się rzeczywiście pyszne.
 Byłoby dużo mniej smaczne, gdyby nie było kradzione  odezwała się Claire.  Proszę
mi powiedzieć, milordzie, czy zna pan jakieś pieśni, gra na instrumencie albo deklamuje
poezje?
Trevelyan pogardliwie sic uśmiechnął. Nie wyobrażał sobie śpiewającego MacTandta.
Stary rechotałby jak wielka amerykańska żaba.
Angus nie zwracał jednak na Trevelyana najmniejszej uwagi.
 Znam trochę Bobbiego Burnsa.
 Mój ulubiony poeta  westchnęła Claire.
Przez następną godzinę Trevelyan przyglądał się i słuchał, jak MacTarvit deklamuje
romantyczną poezję szkockiego barda, ukochanego Roberta Burnsa. Naturalnie sam kiedyś
czytał te wiersze, ale tylko dlatego, że musiał. Nigdy wiele dla niego nie znaczyły. Teraz, w
ustach Angusa, brzmiały zupełnie inaczej. Już po chwili dostrzegł łzy w oczach Claire.
 Czy na pewno jesteś Amerykanką, dziecko?  spytał Angus.
 Jestem Szkotką tak samo jak pan, Angusie MacTarvit  odpowiedziała, naśladując jego
akcent.  Po prostu moja rodzina mieszkała przez pewien czas w Ameryce, mniej więcej
kilkaset lat.
Stary roześmiał się.
 I co panna chce teraz robić?
Trevelyan wstał.
 Musimy wracać. Mam to i owo do zrobienia, a poza tym&  Równie dobrze mogłoby
go nie być w izbie, bo ani jedno, ani drugie nie zwracało na niego uwagi.
 Chciałabym posłuchać dud  powiedziała Claire.  Odkąd przyjechałam do Szkocji, ani
razu nie słyszałam muzyki dud.
Trevelyan przewrócił oczami, gdy zobaczył, jak Claire z MacTarvitem wymieniają
spojrzenia, które oznaczają, że trudno wyobrazić sobie większą tragedię.
 Zajmę się tym  powiedział stary i wyszedł z izby.
 Musimy wracać. Mam to i owo do zrobienia, a poza tym&
 To niech pan idzie  powiedziała Claire.  Jestem pewna, że lord MacTarvit
odprowadzi mnie do domu. Albo Harry wieczorem przyśle po mnie powóz. Przecież ktoś
może mu powiedzieć, gdzie jestem.
Propozycja była rozsądna, Trevelyan wiedział też, że u MacTarvita nic Claire nie grozi.
Widać było po starym, że oddałby życie za swojego niespodziewanego gościa, choć
naturalnie na szkockiej wsi nie było do takich czynów wielu okazji. W najgorszym razie
Claire mogłaby wpaść w bagno na torfowisku albo po prostu przejeść się i za dużo wypić, ale
poza tym w zasadzie nie było żadnego niebezpieczeństwa,
 Zostaję  oznajmił.
Uśmiechnęła się do niego i wsparła na jego ramieniu.
 Dobrze panu zrobi, jeśli na pewien czas wyjdzie pan ze swojej wieży.  Cofnęła się i
spojrzała na niego z uwagą.  Muszę powiedzieć, że wygląda pan lepiej niż przy naszym
pierwszym spotkaniu. Nie ma pan już takiej zielonkawej cery.  Ujęła go pod brodę i obróciła
jego twarz najpierw jednym profilem do siebie, potem drugim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl