[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastanawiając się, ile to może nas kosztować.
Stracharz opisał, jak kiedyś o mało nie zabił go pe. wien bogiń. W mgnieniu oka ze stukacza
zamienił się w rzucacza i prawie roztrzaskał mu czaszkę kamie-niem wielkości kowalskiej
pięści. W dodatku mistrz wciąż nie dostaÅ‚ zapÅ‚aty, lecz spodziewaÅ‚ siÄ™ jÄ… otrzy¬mać wiosnÄ…
przyszłego roku. Ale od wiosny dzieliło nas jeszcze mnóstwo czasu. Co komu po
obietnicach? Maszerując do domu pomyślałem, że lepiej mi będzie pracować na farmie.
***
Kłopot w tym, że do domu miałem niemal dwa dni marszu, co oznaczało mnóstwo czasu do
namysłu. Przypomniałem sobie, jak bardzo nudziłem się na farmie. Naprawdę mógłbym tak
pracować przez resz¬tÄ™ życia?
Potem zacząłem myśleć o tym, co powie mama. Bardzo zależało jej, żebym został uczniem
stracharza i gdybym przerwał naukę, zawiódłbym ją. Najgorsze zatem będzie wyjaśnienie jej
mojej decyzji i patrzenie na jej reakcjÄ™.
0 zmierzchu pierwszego dnia podróży zjadłem już cały ser, który dał mi na drogę stracharz,
toteż na¬stÄ™pnego ranka zatrzymaÅ‚em siÄ™ tylko raz, by zanu¬rzyć stopy w strumieniu i
dotarłem do domu tuż przed wieczornym udojem.
Gdy otworzyłem bramę, ujrzałem tatę, idącego w stronę obory. Na mój widok jego twarz
rozjaśnił szeroki uśmiech. Zaproponowałem, że pomogę mu doić, żebyśmy mogli
porozmawiać, ale kazaÅ‚ mi od ra¬zu iść do Å›rodka i pomówić z mamÄ….
- Tęskniła za tobą, chłopcze. Na pewno ucieszy się na twój widok.
Poklepał mnie po plecach i zniknął w oborze. Nim jednak zdążyłem przejść parę kroków, ze
stodoÅ‚y wy¬Å‚oniÅ‚ siÄ™ Jack i ruszyÅ‚ wprost ku mnie.
- Co cię sprowadza tak szybko? - spytał.
Jego głos zabrzmiał chłodno, szczerze mówiąc, wręcz lodowato. Twarz miała dziwny wyraz,
jakby próbował jednocześnie skrzywić się i uśmiechnąć.
- Stracharz przysłał mnie do domu na parę dni. Mam zdecydować, czy ciągnąć dalej
naukÄ™.
114
115
- I co zrobisz?
- Porozmawiam o tym z mamÄ….
- Bez wątpienia postawisz na swoim, jak zawsze. ^ Teraz Jack wyraznie się krzywił.
Miałem wrażenie że podczas mojej nieobecności coś się wydarzyło. Cze-mu zachowywał się
tak wrogo? Czyżby nie chciaÅ‚, że-bym wróciÅ‚ do domu? -1 nie wierzÄ™, że zabraÅ‚eÅ› hub¬kÄ™ taty
- dodał.
- Dał mi ją - wyjaśniłem. - Chciał, żebym ją wziął.
- Zaproponował ci, owszem, ale to nie znaczy, że miałeś ją zabrać. Problem z tobą jest
taki, że myślisz tylko o sobie. Pomyśl o biednym tacie. Uwielbiał tę hubkę.
Nie odpowiedziałem, bo nie chciałem wdawać się w kłótnie. Wiedziałem, że Jack się myli:
tato chciał, żebym zabrał hubkę, byłem tego pewien.
- Skoro już tu jestem, to bÄ™dÄ™ mógÅ‚ pomóc - rzuci¬Å‚em, próbujÄ…c zmienić temat.
- Skoro naprawdÄ™ chcesz zarobić na swe utrzyma¬nie, nakarm Å›winie - zawoÅ‚aÅ‚ i
odszedł.
%7Å‚aden z nas nie lubiÅ‚ tego robić. Zwinie byÅ‚y wiel¬kie, Å›mierdzÄ…ce, wÅ‚ochate i zawsze takie
gÅ‚odne, że le¬piej byÅ‚o nie odwracać siÄ™ do nich plecami.
Mimo reakcji Jacka, wciąż cieszyłem się, że jestem w domu. Przechodząc przez podwórko,
zerknÄ…Å‚em na dom- PnÄ…ce r°ze mamy porastaÅ‚y wiÄ™kszÄ… część tylnej Å›ciarry i Å›wietnie siÄ™
rozwijały, choć wychodziła na północ Teraz dopiero się zieleniły, lecz w połowie czerwca
zaroi się na nich od czerwonych kwiatów.
Tylne drzwi zawsze się zacinały, bo kiedyś w dom uderzył piorun. Drzwi zapaliły się i zostały
wymienio¬ne, lecz futryna pozostaÅ‚a lekko spaczona i musiaÅ‚em pchnąć bardzo mocno.
Warto było, bo pierwszą rzeczą jaką ujrzałem, była uśmiechnięta twarz mamy.
Mama siedziała w swym starym bujanym fotelu w kącie kuchni, w miejscu, do którego nie
docieraÅ‚y promienie zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca. Zbyt jasne Å›wiatÅ‚o ra¬ziÅ‚o jej oczy. Mama wolaÅ‚a
zimÄ™ od lata i noc od dnia.
Faktycznie, zdecydowanie ucieszyÅ‚a siÄ™ na mój wi¬dok i próbowaÅ‚em odÅ‚ożyć na pózniej
wyjaśnienia, że wróciłem na dobre. Zrobiłem zatem dobrą minę do złej gry, udając
zadowolenie. Ale ona natychmiast mnie przejrzała - nigdy nie potrafiłem niczego przed nią
ukryć.
- Co się stało? - spytała.
WzruszyÅ‚em ramionami i spróbowaÅ‚em siÄ™ uÅ›miech¬nąć, lecz ukrywanie wÅ‚asnych uczuć
wyszÅ‚o mi jesz¬cze gorzej niż mojemu bratu.
116
117
- No, mów - nalegała. - Nie ma sensu dusić teg0 w sobie.
Przez długi czas nie odpowiadałem, szukając wła. ściwych słów. Rozkołysany fotel mamy
stopniowo zwalniał, aż w końcu zupełnie zamarł. Wiedziałem że to zły znak.
- Ukończyłem pierwszy próbny miesiąc i pan Gre-gory mówi, że tylko ode mnie zależy,
czy zechcę konty. nuować naukę. Ale jestem okropnie samotny, mamo -wyznałem w końcu. -
Jest tak zle, jak przypuszcza¬Å‚em, nie mam przyjaciół, nikogo w moim wieku, z kim
mógłbym porozmawiać. Czuję się strasznie sam. Chciałbym wrócić i pracować tutaj.
Mogłem powiedzieć coś jeszcze, przypomnieć, jacy szczęśliwi byliśmy na farmie, gdy
wszyscy moi bracia mieszkali w domu. Nie zrobiÅ‚em tego jednak - wie¬dziaÅ‚em, że ona też za
nimi tÄ™skni. SÄ…dziÅ‚em, że choć¬by dlatego okaże mi współczucie, ale myliÅ‚em siÄ™.
Długą chwilę w kuchni panowała cisza. Słyszałem, jak Ellie zamiata sąsiednią izbę, nucąc
cicho pod no¬sem.
- Samotny? - spytała w końcu mama; w jej głosie zamiast współczucia usłyszałem
gniew. - Jak możesz być samotny? Masz przecież siebie. Jeżeli kiedyÅ› za¬gacisz samego
siebie, wówczas naprawdÄ™ bÄ™dziesz sam- A tymczasem przestaÅ„ narzekać. JesteÅ› już pra¬nie
mężczyznÄ…, a mężczyzna musi pracować. Od po¬czÄ…tku Å›wiata mężczyzni wykonujÄ… prace,
których nje lubią. Czemu z tobą miałoby być inaczej? Jesteś siódmym synem siódmego syna.
To fach, do którego się urodziłeś.
- Ale przecież pan Gregory miał innych uczniów -wypaliłem. - Jeden z nich mógłby
wrócić i zaopieko¬wać siÄ™ Hrabstwem. Czemu to muszÄ™ być ja?
- SzkoliÅ‚ wielu, lecz tylko nieliczni ukoÅ„czyli na¬ukÄ™ - odparÅ‚a mama. - A z nich żaden
mu nie dorów¬nuje. SÄ… niegodni, sÅ‚abi, tchórzliwi. WÄ™drujÄ… pokrÄ™co¬nÄ… Å›cieżkÄ…, przyjmujÄ…c
pieniądze i niewiele dając w zamian. Zostałeś tylko ty, synu. Ty jesteś ostatnią szansą.
Ostatnią nadzieją. Ktoś musi to robić. Ktoś musi stawić czoło ciemności. I tylko ty możesz
tego dokonać.
Fotel znów zaczął się kołysać, powoli nabierając tempa.
- Cóż, cieszÄ™ siÄ™, że to zaÅ‚atwiliÅ›my. Chcesz zacze¬kać na kolacjÄ™, czy już teraz dać ci
jakÄ…Å› przekÄ…skÄ™?
- CaÅ‚y dzieÅ„ nic nie jadÅ‚em, mamo. Nawet Å›niada¬nia.
118
119
- Mam tu potrawkę z królika. Powinna cię trochę pocieszyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl