[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiała chwycić się go, żeby nie upaść.
Musnął językiem jej wargę, potem znowu. Każda komórka jej ciała domagała się
więcej pieszczot.
Wiedziała, że powinna go powstrzymać. Nie było mądre całować się z mężczyzną,
który unikał jej tak długo. Lecz jego zdecydowanie pokonało resztki oporu. Gdy przyci-
snął ją do swej szerokiej piersi, jej sutki stwardniały. Podobnie jak jego męskość, którą
poczuła na swoim brzuchu.
Zadrżały jej kolana i zakręciło się w głowie. A kiedy dotknął jej piersi, serce zabiło
mocniej. Zapragnęła go tak bardzo, że ją samą to przestraszyło.
Musiał coś wyczuć, gdyż pomału podniósł głowę, ale nie wypuścił jej z objęć.
- Mamy mnóstwo czasu - powiedział.
Nie chciała przyznać, jak bardzo go pragnęła. Oboje jednak dobrze o tym wiedzie-
li.
- Nie... Nieprawda, Jake. - Chciała wyrwać się z jego objęć i zabronić się dotykać,
ale nie znalazła dość siły.
- Nie zamierzam stać tutaj i się spierać. Idę wziąć prysznic - powiedział.
Patrzyła za nim i nie mogła przestać myśleć, że najmądrzejsze, co mogła zrobić w
tej sytuacji, to porwać dziecko i uciec do swojego domku. Czuła, że życie z nim pod jed-
nym dachem będzie ekstremalnie trudne.
Szczęśliwie do wielkiej gonitwy zostały już tylko dwa tygodnie. Bardzo pracowite
dwa tygodnie. Miała nadzieję, że uda się powściągać przez ten czas emocje.
Zamierzała się poświęcić pracy z Dancerem, aby przygotować go najlepiej jak to
tylko możliwe. Jake tymczasem będzie równie zajęty. Jako właściciel faworyta będzie
miał w tym czasie mnóstwo spotkań i uroczystości, których nie może ominąć.
Ona będzie wstawała o świcie i kładła się tuż po zmroku. Jake zaś po wieczornych
obowiązkach nie wstanie wcześnie. Była więc nadzieja, że nie będą wchodzili sobie w
drogę. A jeśli nawet ich drogi przetną się raz czy dwa, to najpewniej przy jakiejś pu-
blicznej okazji.
Po zawodach wszystko wróci do normy. Spokojne i powolne życie w Hickory Hills
znudzi Jake'a i najpewniej wróci do Los Angeles, a ona i Mandy do swojego przytulnego
domku.
Jake siedział z ponurą miną przy stole zasypanym stosem zaproszeń na lunche,
przyjęcia i bale wydawane z okazji wielkiej gonitwy. Jak miał pracować nad zbliżeniem
z Heather, gdy oczekiwano od niego udziału w tylu wydarzeniach?
W pewnym momencie spojrzał na jedno z zaproszeń i uśmiech wrócił na jego war-
gi. „Z osobą towarzyszącą". To jest to, pomyślał.
- Claro, czy mogłabyś zająć się Mandy przez kilka minut? Muszę pójść do stajni
porozmawiać z Heather - powiedział, wchodząc do kuchni.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się, kiedy podał jej odbiornik. - Jak długo już śpi nasz
aniołek?
- Około pół godziny. Wrócę za kilka minut.
- Nie musisz się spieszyć. - Powiedziała Clara i uśmiechnęła się do Daily'ego, któ-
ry w kącie obierał ziemniaki. - My nie ruszymy się stąd przynajmniej przez dwa tygo-
dnie.
- Ależ, babciu, przecież ci już mówiłem. Kiedy ktoś jest uziemiony, to nie znaczy,
że musi robić coś takiego - poskarżył się żałośnie. - To znaczy tylko, że nie może nigdzie
wychodzić.
Jake stłumił uśmiech i wyszedł. Od czasu gdy babcia dowiedziała się o jego nocnej
eskapadzie, Daily sprzątał stajnie, mył podłogi, polerował srebra i wykonywał wiele po-
dobnych prac. Co tylko babcia zdołała wymyślić.
Jake wiedział, że ta udręka potrwa jeszcze tylko kilka dni. Rozmawiał już z Clarą o
tym, że chciałby, żeby Daily pomógł mu w zrealizowaniu kilku pomysłów. Clara przy-
stała z ochotą. Miała nadzieję, że Jake wywrze dobry wpływ na chłopca. Po śmierci ojca
matka Daily'ego ponownie wyszła za mąż, a syna wysłała do Hickory Hills. Sądziła, że
w ten sposób pomoże mu przetrwać trudne chwile.
Jake potrząsnął głową. Ciekawe, co pomyśleliby o tej sytuacji jego znajomi z Los
Angeles? Znając go, nie uwierzyliby, że zamiast szaleć z kobietami, zajmował się wy-
chowywaniem nastolatka. Ale odkąd przyjechał na farmę, poczuł, że coś się w nim
zmieniło. Polubił powolny, spokojny tryb życia stadniny. Jeśli chodziło jedynie o jego
córkę, dlaczego nie tęsknił za Los Angeles?
Wszedł do stajni i wtedy przyszła mu do głowy nowa myśl. Małżeństwo. Szybko ją
jednak odegnał. Nie chciał pogodzić się z tym, że dojrzał, aby się ustatkować? Przecież
naprawdę chciał wrócić do swojego mieszkania i świetnie prosperującej kancelarii praw-
niczej. Byłby głupcem, gdyby nie chciał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl