[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i wyjął z łóżeczka misia.  Mam nadzieję, że nie masz
nic przeciwko temu, że to ja kupiłem naszemu dziecku
pierwszego misia. Miałem podobnego, kiedy byłem
mały.
To był zupełnie wyjątkowy miś. Bardzo drogi. I bar-
dzo piękny.
 Jennifer? Querida, nie płacz. Mogę to zamalować
i odesłać meble, jeśli ci się nie podobają.  Wziął ją
w ramiona.  Hej! Już dobrze. Nie martw się.
SZCZZLIWA RODZINA 139
Ale nie wszystko było dobrze. Wprawdzie trzymał ją
w ramionach, ale tak jak kogoÅ›, kogo siÄ™ chce pocie-
szyć, kiedy płacze. Wiedziała, że Ramon nie ma ko-
chanki, wcale to jednak nie znaczy, że wciąż ją kocha.
Od chwili, gdy wrócił z Hiszpanii, właściwie nie zbliżył
się do niej. Nawet jej nie pocałował, przynajmniej nie
tak, jak by chciała. I nic już nie jest w stanie tego
zmienić.
Sześć dni. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa.
Jennifer coraz niecierpliwiej spoglądała na zegar,
jakby chciała przyspieszyć jego bieg i poznać wreszcie
prawdÄ™.
W dniu, na który tak czekała w Uownym stopniu
z obawą, jak i z nadzieją, nie miała dyżuru. Ramon był
na jakimś spotkaniu w Brad s. Mógł je odwołać, pomyś-
lała z goryczą, ale tego nie zrobił. Pewnie zapomniał, co
to za dzień. Powiedział jej tylko, by dzwoniła do niego
na komórkę, jeśli go będzie potrzebowała.
Nie była w stanie na niczym się skupić. Znowu
spojrzała na zegar. Dziewiąta. Czuła, jak zaczynają
drżeć jej palce. Wpół do dziesiątej. O wpół do jedenas-
tej poszła porękawice ogrodowe. Jeśli się zajmie wyry-
waniem chwastów, to przynajmniej nie będzie siedzia-
ła i gapiła się na zegar.
Wzięła ze sobą telefon bezprzewodowy i wyszła do
ogrodu. I właśnie wtedy, gdy już prawie do połowy
wyciągnęła wyjątkowo upartą pokrzywę, telefon się
odezwał.
Rzuciła pokrzywę i chwyciłasłuchawkę, lecz za póz-
no  automatyczna sekretarka już się włączyła, ale połą-
czenie zostało przerwane.
140 KATE HARDY
Nie była w stanie czekać, aż zadzwoni ponownie.
Zciągnęła rękawice, weszła do środka i odszukała kart-
kę, którą otrzymała od położnika. Wybrała jego numer,
ale telefon był zajęty. Po chwili zadzwoniła ponownie.
Wciąż zajęty. Nie, tam przecież musi ktoś być. Wybrała
numer po raz trzeci. Cztery sygnały. Pięć. Sześć.
 Halo! Sekretarka doktora Ashby.
 Halo. Mówi Jennifer Jacobs. Czy pani...?  Jej głos
załamał się.  Czy pani usiłowała się ze mną połączyć?
Serce nagle zaczęło jej mocniej bić. Boże, błagam
cię, błagam, powtarzała w duchu, niech wszystko bę-
dzie dobrze! Boże, błagam cię, nie pozwól, aby coś
złego stało się z moim dzieckiem.
 Tak, rzeczywiście. Przepraszam, ale praktyka
szpitalna nie dopuszcza zostawiania wiadomości na se-
kretarce.
Jennifer zdołała jakoś zachować zimną krew.
 Czy mogłaby mi pani przekazać wyniki, bardzo
proszę?  Położnik powiedział wprawdzie, że szpital
zadzwoni, jeśli wszystko będzie w porządku. Ale jeśli
w międzyczasie zmienili zasady?
 Miło mi poinformować panią, że wszystko jest
w porządku, pani Jacobs. Punkcja nie wykazała żad-
nych anomalii.
 Dziękuję  wychrypiała Jennifer, odłożyłasłuchaw-
kę i wybuchnęłapłaczem.  Jesteś zdrowe  wyszeptała,
głaszcząc brzuch.  Och, moje dzieciątko. Jesteś zdrowe.
Ramon. Powinna mu o tym powiedzieć. Może ma
włączoną komórkę? Ponownie podniosłasłuchawkę, ale
jej ręce tak drżały, że mylnie wybrała numer. Spróbowa-
ła jeszcze raz i w końcu telefon zadzwonił. Raz, dwa.
 Ramon Martinez.
SZCZZLIWA RODZINA 141
 Ramon? Jest...  Słowa nie mogły przejść przez
zaciśnięte gardło i łzy popłynęły jej po policzkach.
 Cariña, nie ruszaj siÄ™. Już do ciebie jadÄ™  rzuciÅ‚
do słuchawki i połączenie zostało przerwane.
Kiedy próbowała połączyć się ponownie, za każdym
razem automat z uporem powtarzał:
 Abonent jest chwilowo niedostępny.
Boże, niech mu się nic nie stanie, błagała w myślach.
Dziesięć minut pózniej usłyszała pisk opon na pod-
jezdzie, a po chwili Ramon wbiegł do domu, zostawia-
jÄ…c drzwi szeroko otwarte. WziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona.
 Och, Jennifer. Już dobrze. Będę kochał nasze dzie-
cko bez względu na wszystko. Obydwoje będziemy je
kochali.
 Ramon, ja...
 Uspokój się  rzekł miękko.  Jestem przy tobie.
 Ramon, wszystko jest w porządku  wymamrotała.
 Wiem.  Pogładził ją po włosach i nagle zamarł.
 Co masz na myśli?
Odsunęła się, aby spojrzeć mu w oczy.
 Próbowałam ci powiedzieć. Wyniki. Wszystko
jest w porzÄ…dku.
 Ale... płakałaś. Kiedy do mnie dzwoniłaś, byłaś
zdenerwowana.
W jej oczach zalśniły łzy.
 Wciąż jestem.
 Myślałem...  Z trudem przełknął ślinę.  Myś-
lałem, że to zła wiadomość.
 Usiłowałam zadzwonić do ciebie jeszcze raz, ale
miałeś wyłączoną komórkę.
 Złamałem wszystkie ograniczenia prędkości.
 Przykro mi.
142 KATE HARDY
 Mnie nie.
 Jak to?  Czuła, że serce podchodzi jej do gardła.
Czyżby teraz, gdy wie, że wszystko jest w porządku,
miał zamiar znowu ją zostawić?
Uszczęśliwiony podniósł ją do góry i obrócił się z nią
dookoła.
 Mamy dziecko, Jennifer! I wszystko jest w po-
rządku. Teraz możemy to ogłosić całemu światu.
 Ramon...
 I teraz możemy już planować ślub.
 Zlub?
 Nasz ślub  podkreślił.
 Ale... ty nie ożenisz się ze mną.
 Ożenię.
 To tylko reakcja na wiadomość o dziecku.
 Jennifer, nie mam zamiaru być weekendowym oj-
cem. Nie chcę zabierać dziecka w sobotę, chodzić z nim
do parku lub do zoo, karmić go hamburgerami i po-
zbywać się odpowiedzialności pod koniec dnia. Chcę tu
być przez cały czas. Zmieniać pieluszki, przygotowy-
wać kąpiele i czytać bajki. Chcę widzieć pierwszy
uśmiech i pierwszy ząbek, słyszeć pierwsze słowo i wi-
dzieć pierwszy samodzielny krok.
Uśmiechał się. Ona jednak była przerażona.
 Chcesz mi odebrać dziecko?  wychrypiała.
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
 Nie bądz niemądra. Nie mam zamiaru odbierać ci
dziecka. Chcę być prawdziwym ojcem, mężem i ko-
chankiem.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się, czy
dobrze usłyszała ostatnie słowo. Ostanie słowo ,,i ko-
chankiem  wypowiedział zmysłowym szeptem.
Dreszcz przebiegł jej po plecach.
 Ramon?
 Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę.  Wybiegł do samo-
chodu, a po chwili przybiegł, niosąc teczkę. Tym razem
zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. WyjÄ…Å‚ z teczki kopertÄ™, a z niej
jakiś dokument, i wręczył go Jennifer.  Przeczytaj!
To było pismo potwierdzające jego zatrudnienie
w Brad s na stanowisku konsultanta.
 Ale...?
 Spójrz na datÄ™, cariña.
Data wskazywała, że pismo zostało podpisane na ty-
dzień przed jego powrotem do Anglii.
 Nie rozumiem.
 Zaraz ci wytłumaczę.  Pociągnął ją w stronę ka-
napy, usiadł i wziął Jennifer na kolana.  Byłem nie-
szczęśliwy w Hiszpanii. Bardzo nieszczęśliwy. Oczy-
wiście, miałem pracę w szpitalu, ale to już mi nie wy-
starczało. Chciałem być tutaj, z tobą. Poszedłem więc
do mojego szefa i powiedziałem mu, że muszę wyje-
chać z powodów osobistych. Złożyłem wymówienie
i zaczÄ…Å‚em negocjacje nowego stanowiska w Brad s.
 Ale... ty i ja...
144 KATE HARDY
 Byliśmy, być może, trochę loco.  Przesunął dło-
nią po jej włosach.  Uważałaś mnie za kłamcę i ja
byłem wściekły, że mogłaś tak o mnie pomyśleć. Oby-
dwoje byliśmy na siebie zli. Ale jaki sens ma unoszenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl