[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moralnie zła, lecz jest prawnie zakazana.
Więc nie ma sensu. Zresztą dal jej jasno do zrozumienia, że jego
najważniejszym zobowiązaniem jest Niroli.
Rosa opanowała emocje i w drodze powrotnej do Cattiny
udawała, że drzemie. Odezwała się dopiero, gdy znalezli się znowu w
wielkim holu.
- Dziękuję za cudowny wieczór.
66
ous
l
a
and
c
s
- To ja powinienem ci podziękować. - W jego oczach nie było
uśmiechu.
- Dobranoc - rzekła stanowczo i ruszyła na schody, a wtedy Max
ją zawołał.
Przestraszona tonem jego głosu, odwróciła głowę i ujrzała go w
towarzystwie służącego.
- O co chodzi? - spytała, zbiegając na dół. Serce ledwo
dotrzymywało tempa jej krokom. - Coś z dziadkiem?
- Nie. Zdaje się, że grzyb zaatakował kolejną winnicę.
- Do diabła - rzuciła zdenerwowana.
- Wiem, że jesteś zmęczona, ale mogłabyś się przebrać i
pojechać ze mną?
- Oczywiście.
Dziesięć minut pózniej, ubrana w dżinsy i bluzkę koszulową,
zbiegła pędem na dół. W stolicy było ciepło, ale tutaj, na pogórzu,
powietrze było ostre. Narzuciła na ramiona kurtkę.
Max rozmawiał przez telefon. Rosa zatrzymała się, patrząc na
jego oczy ukryte pod przymkniętymi powiekami. Co za wspaniały
mężczyzna, pomyślała tęsknie. Kate piałaby z zachwytu na jego
widok, a Max z pewnością nie pozostałby obojętny i udowodniłby jej,
że jest doświadczonym kochankiem. Podniósł wzrok i przywołał Rosę
gestem, zaciskając wargi.
- Jesteś pewny? Dlaczego nic mi nie powiedziano? - mówił do
telefonu.
67
ous
l
a
and
c
s
Odpowiedz najwyrazniej go nie usatysfakcjonowała, bo niskim,
nieprzyjemnym głosem odparł:
- Porozmawiamy jutro. Zostań tam.
Zamknął telefon z trzaskiem i odezwał się wciąż pełen złości:
- Kiedy właściciel winnicy zauważył pierwsze o-znaki choroby,
spryskał liście wszystkimi środkami, jakie miał. Gdyby jeden z
asystentów z laboratorium nie przyszedł zrobić poleconych przez
ciebie badań, dowiedzielibyśmy się o wszystkim dopiero, kiedy krzaki
zaczęłyby obumierać.
Rosa aż się wzdrygnęła.
- Gdzie to jest? Blisko tych, które widzieliśmy?
- Nie. Po drugiej stronie doliny.
- O Boże! - szepnęła.
- No właśnie. Spotkamy się z Giovannim na miejscu. W drodze
milczeli. Zwiatła w oknach małej wioski kilkaset metrów dalej
wskazywały, że ludzie wiedzą, co się wydarzyło. Policjanci stali na
drodze, na której ułożono już maty ze środkiem odkażającym.
Zerknąwszy na zagniewaną twarz Maksa, przepuścili samochód.
Na oświetlonym otoczonym murem dziedzińcu Giovanni czekał
na nich z właścicielem winnicy i resztą domowników. Kiedy Rosa i
Max wysiedli z samochodu, siwowłosy patriarcha rodu przygarbił
plecy.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość - rzekł słabym głosem.
- Stary człowiek jest głupi i uparty.
68
ous
l
a
and
c
s
- Nie winię cię - odparł Max - ale możesz sporo stracić. - Potem
przedstawił go Rosie.
- Wasza Wysokość - starzec ukłonił się dwornie - miło widzieć
księżniczkę z powrotem na wyspie. Czy uratuje Wasza Wysokość
moje winnice?
- Wątpię - odparła ze współczuciem. - Może uda się zahamować
chorobę, żeby nie objęła całej wyspy.
Mężczyzna rozłożył ręce.
- To dzieło szatana, ale może Bóg ześle pomoc. - Ukrył swój żal,
krzycząc na żonę, żeby przestała płakać.
Max zwrócił się do grupy osób na dziedzińcu.
- Czy ktoś z was wie o innych zakażonych winnicach?
Wszyscy gwałtownie zaprzeczyli. Max wbił wzrok w młodego
mężczyznę.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Część krzewów papy Vitelliego ma podziurawione liście -
odparł niechętnie mężczyzna.
- Dziękuję - odrzekł Max i odbył krótką rozmowę przez telefon.
Potem jego spojrzenie wędrowało od jednej zatroskanej twarzy
do drugiej.
- Musimy mieć informacje o wszystkich chorych krzewach.
Może zdołamy opanować sytuację i uratować większość winnic. Ale
jeśli ludzie zatają, że mają chore krzewy, wszyscy stracą wszystko.
Daję wam słowo, że poza winnicami znajdującymi się w bliskim
sąsiedztwie zarażonych nikt nie straci zdrowych krzewów. A ci,
69
ous
l
a
and
c
s
którzy poniosą straty, dostaną pomoc w uprawie innych roślin, dopóki
ziemia pozostanie skażona.
Nastąpiło ogólne poruszenie, ale nikt nie spieszył się z
informacjami. Rosa patrzyła na tych ludzi i odniosła wrażenie, że
niczego nie ukrywają.
Gdyby była plantatorem, przyznałaby się do swych podejrzeń.
Max mówił szczerze, ale nuta nieustępliwości w jego głosie
zwiększyła napięcie. Nie chciałaby znalezć się na miejscu kolejnego
plantatora, który przemilczał chorobę winorośli.
Wzięła do ręki swoją torbę i poszła obejrzeć krzewy. W białym
zimnym świetle latarek oglądała liście i z bólem serca rozpoznawała
znajome znaki.
- Nie musimy czekać na wyniki badań - stwierdziła posępnie.
- Przykro mi, ale trzeba spalić krzewy z korzeniami - powiedział
Max do właściciela.
Stary milczał, potem wzruszył ramionami.
- Więc posadzę kwiaty, dopóki ziemia się nie o-czyści.
Rosa pochyliła się i ucałowała go w policzek.
- Tak mówi prawdziwy mieszkaniec Niroli. Niezłomny i dzielny
jak Herkules.
- I uparty jak osioł - dodał z żalem stary, a wszyscy się
roześmiali.
- Dobra robota, kuzyneczko - stwierdził Max w drodze
powrotnej. - Będzie opowiadał o tym całusie swoim wnukom.
Rosa się uśmiechnęła.
70
ous
l
a
and
c
s
- Zrywając kwiaty. Bardzo mi żal tych ludzi. Ale przynajmniej
nie będą przymierać głodem. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu tak
mogłoby się to skończyć.
Max wzruszył ramionami i zapytał:
- A co z winnicą Vitellich? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl