[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyskakiwanie przez ukryte furtki i odbieganie na palcach jak najdalej, jeśli nie
jak najszybciej.
Pozostałą do dyspozycji Uniwersytetu magię wykorzystywano dla zabezpie-
czenia bram. Magowie przekonywali się właśnie, że choć bramy zamykane cza-
rami są niewątpliwie wspaniałe i robią należyte wrażenie, budowniczym powinno
wpaść do głowy, żeby zamontować jakiś awaryjny system wspomagający. . . na
przykład parę zwyczajnych, nieciekawych, ale solidnych żelaznych sztab.
Na placu przed bramą płonęły ogniska  głównie dla efektu, ponieważ żar
gwiazdy przypiekał mocno.
 Ale ciągle widać gwiazdy  stwierdził Dwukwiat.  To znaczy inne
gwiazdy. Te małe. Na czarnym niebie.
Rincewind nie zwracał na niego uwagi. Obserwował bramę. Grupa ludzi,
i tych z gwiazdami, i zwykłych obywateli próbowała wyważyć jej skrzydła.
 To beznadziejne  uznała Bethan.  Nigdy się tam nie dostaniemy. Gdzie
idziesz?
 Na spacer  odparł Rincewind i zdecydowanym krokiem skręcił w boczną
ulicę.
Zobaczyli tu kilku indywidualnych uczestników zamieszek, zajętych głównie
oczyszczaniem sklepów. Rincewind nie zwracał na nich uwagi; podążał wzdłuż
muru, aż dotarł do mrocznego zaułka, gdzie unosił się zwykły, stęchły zapach
wszystkich zaułków we wszechświecie.
141
Tu zaczął bardzo uważnie badać kamienie. Mur miał w tym miejscu dwadzie-
ścia stóp wysokości i zwieńczały go grozne metalowe kolce.
 Potrzebuję noża  oświadczył.
 Chcesz wyciąć sobie przejście?  zdziwiła się Bethan.
 Poszukajcie noża  polecił mag i zaczął opukiwać kamienie.
Dwukwiat i Bethan spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. Po kilku minu-
tach wrócili z całym zestawem noży. Turysta znalazł nawet miecz.
 Zabraliśmy je sobie  wyjaśniła Bethan.
 Ale zostawiliśmy pieniądze  zapewnił Dwukwiat.  To znaczy zostawi-
libyśmy, gdybyśmy jakieś mieli. . .
 Dlatego uparł się, żeby napisać wiadomość  dodała ze znużeniem Be-
than.
Dwukwiat wyprostował się na pełną wysokość, co w jego przypadku nie było
warte wysiłku.
 Nie widzę powodu. . .  zaczął z godnością.
 Tak, tak. . .  Dziewczyna usiadła zniechęcona.  Wiem, że nie widzisz.
Rincewindzie, we wszystkich sklepach wyłamano drzwi, a po drugiej stronie ulicy
tłum rabuje instrumenty muzyczne. Aż trudno uwierzyć.
 Tak. . .  Rincewind wybrał nóż i w zamyśleniu sprawdził ostrze.  Pew-
nie lutnicy.
Wsunął klingę w mur, przekręcił i odskoczył, gdy ciężki kamień upadł na
ulicę. Podniósł głowę, policzył coś pod nosem i wyważył kolejny kamień.
 Jak to zrobiłeś?  zdziwił się Dwukwiat.
 Lepiej mi pomóż, dobrze?
Po chwili mag, wsuwając stopy w otwory, budował kolejne stopnie w połowie
wysokości muru.
 Ta droga istnieje od wieków  dobiegł ich z góry jego głos.  Niektóre
kamienie nie są spojone zaprawą. Tajne wejście, rozumiecie? Uważajcie!
Następny kamień uderzył o bruk.
 Studenci zorganizowali to wiele lat temu. Można wygodnie wyjść i wrócić
po zgaszeniu świateł.
 Aha  zawołał nagle Dwukwiat.  Teraz rozumiem. Przez mur do jasno
oświetlonych tawern, żeby pić, śpiewać i recytować poezję.
 Prawie zgadłeś. . . Z wyjątkiem tych śpiewów i recytacji  potwierdził
Rincewind.  Parę szpikulców powinno być obluzowanych. . .
Coś brzęknęło.
 Z drugiej strony jest dość nisko  usłyszeli po kilku sekundach.  Chodz-
cie. . . jeśli idziecie.
142
* * *
I stało się: Rincewind, Dwukwiat i Bethan wkroczyli na teren Niewidocznego
Uniwersytetu.
Tymczasem w innym punkcie miasteczka akademickiego. . .
Ośmiu magów wsunęło swoje klucze i  po dłuższej chwili spoglądania na
siebie niepewnie  przekręciło je. Coś cicho szczęknęło i zamki ustąpiły.
Octavo było wolne. Delikatny oktarynowy blask rozjaśnił okładki. Nikt nie
zaprotestował, gdy Trymon podniósł księgę. Poczuł mrowienie w ręku.
 A teraz do Głównego Holu, bracia  powiedział.  Ja poprowadzę, jeśli
pozwolicie. . .
Nikt się nie sprzeciwił.
Dotarł do drzwi, ściskając pod pachą księgę. Zdawała się gorąca i jakby kłu-
jąca.
Z każdym krokiem oczekiwał krzyku, protestu. . . i nic się nie zdarzyło. Z naj-
wyższym trudem powstrzymywał się od śmiechu. Poszło łatwiej, niż sobie wy-
obrażał.
Pozostali byli dopiero w połowie drogi przez ciasny loch i może nawet do-
strzegli coś w pozycji jego ramion. . . Ale już za pózno, gdyż przekroczył próg,
chwycił klamkę, zatrzasnął drzwi, przekręcił klucz i uśmiechnął się.
Sprężystym krokiem pomaszerował do schodów. Ignorował wściekłe wołania
magów, którzy właśnie odkryli, jak trudno jest rzucić czar w pomieszczeniu za-
projektowanym tak, żeby było odporne na magię.
Octavo szarpnęło się, ale Trymon trzymał je mocno. Biegł teraz, nie zwracając
uwagi na przerażające iluzje pod pachą, na księgę zmieniającą się w rzeczy ko-
smate, lodowate albo kolczaste. Ręka mu zdrętwiała. Lekkie świergoczące dzwię-
ki, które słyszał przez cały czas, teraz nabrały mocy. Pojawiły się też inne: głosy
drwiące, wzywające go, głosy istot niewyobrażalnie strasznych, które Trymonowi
aż nazbyt łatwo było sobie wyobrazić. Przebiegł przez Główny Hol i ruszył scho-
dami w górę. Cienie poruszyły się, zgęstniały i otoczyły go zwartym kręgiem.
Nagle zdał sobie sprawę, że coś go ściga. . . coś na giętkich nogach, biegnące nie-
przyzwoicie szybko. Lód osiadał na ścianach. Drzwi sięgały po niego, kiedy je
mijał. Schody pod nogami sprawiały wrażenie języka. . .
Nie na darmo Trymon przez długie godziny rozwijał psychiczne muskuły
w niezwykłym uniwersyteckim odpowiedniku sali gimnastycznej. Nie ufaj zmy-
słom, powtarzał sobie, gdyż łatwo je oszukać. Schody gdzieś tu są. . . zażądaj,
żeby były, powołaj je do istnienia, i chłopie, lepiej zrób to dobrze, bo nie wszyst-
ko tu jest iluzją.
143
* * *
Wielki A Tuin zwolnił.
Płetwami wielkości kontynentów niebiański żółw walczył z przyciąganiem
gwiazdy. Czekał.
Nie miał czekać długo. . .
* * *
Rincewind ostrożnie wkroczył do Głównego Holu. Płonęło tu kilka pochodni
i wyglądało na to, że przygotowano wszystko do jakiegoś magicznego rytuału.
Jednak ceremonialne świece leżały poprzewracane, a wyrysowane kredą złożo-
ne oktogramy były zamazane, jakby ktoś po nich tańczył. W powietrzu unosił
się zapach przykry nawet według liberalnych norm Ankh-Morpork. Była w nim
sugestia siarki, lecz w głębi coś znacznie gorszego. Cuchnęło jak dno stęchłej
sadzawki.
Coś trzasnęło i z daleka zabrzmiał chór okrzyków.
 Chyba padła brama  zauważył Rincewind.
 Wynośmy się stąd  zaproponowała Bethan.
 Podziemia są tam  poinformował mag i skręcił pod łuk sklepienia.
 Tam na dole?
 Tak. Wolisz zostać tutaj?
Z pierścienia w ścianie wyjął pochodnię i ruszył schodami w dół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl