[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Góry między zamkiem Treuburg a Siedlęcinem. Przypomniałem sobie słowa
zagadki:  BÄ™dÄ…c w Efezie, odnajdz drogÄ™ do Smyrny i Pergamonu, a po­
tem do Sardes, a w każdym z nich poszukaj tego co trzeba i tak mÄ…drzej­
szy wróć do Efezu, by zdobyć Twój znak". Skoro Treuburg byÅ‚ Efe­
zem, a Siedlęcin okazał się być Pergamonem, to może Chojnik należało
traktować jako Smyrnę, drugi etap podróży, i mój wypad do zamku Wleń
był niepotrzebny. W tej sytuacji lokalizacja Bolczowa pasowała do mojej
teorii. Czemu wczeÅ›niej nie zwróciÅ‚em uwagi na Chojnik? Bo byÅ‚ za bar­
dzo na zachód od linii Treuburg Siedlęcin Wleń, czyli jak uważałem
Efez Smyrna Pergamon. Może to jednak Norweg miał rację? Czemu
w takim razie chciał mnie zabrać na tę wyprawę?
WiedziaÅ‚em, że od rana bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ zachować jak najwiÄ™ksza czuj­
ność. NastawiÅ‚em sobie budzik, przygotowaÅ‚em ubranie, spakowaÅ‚em kil­
ka rzeczy do plecaka i ułożyłem się do snu.
Wielki budzik zadzwoniÅ‚, zdawaÅ‚o mi siÄ™, że chwilÄ™ po tym jak za­
mknÄ…Å‚em oczy. Zaraz zerwaÅ‚em siÄ™ z łóżka i po porannej toalecie zsze­
dÅ‚em do kuchni, gdzie... już byÅ‚ Morgan! KulejÄ…c krzÄ…taÅ‚ siÄ™ przygoto­
wujÄ…c Å›niadanie. Zdziwiony patrzyÅ‚em na jego kostkÄ™ obwiÄ…zanÄ… ban­
dażem.
 Gdy wracaliśmy do pokoju, jakoś krzywo stanąłem na schodku...
 tłumaczył się Szkot.  Nie dam rady iść do tego zamku, to chyba pan
będzie musiał iść... dla dobra dzieciaków, bo w razie czego Jarl sam sobie
nie da rady.
 Jasne  pokiwałem głową. Od wczoraj byłem pewien, że Jarl
i Morgan wymyÅ›lÄ… jakÄ…Å› sztuczkÄ™, żeby jeden z nich sam zostaÅ‚ na zam­
ku. To Jarl miał iść z nami, bo robił przyjemniejsze wrażenie na młodzieży
i w drodze powrotnej mógł z racji swojego wieku opózniać nasz marsz. 
Może trzeba z tym pojechać na pogotowie?  udawałem zatroskanego.
 Nie, miałem takie kontuzje już wcześniej  Morgan lekceważąco
machnął ręką.  Do jutra będzie w porządku.
Zerknąłem na kalendarz wiszący na ścianie.
 Dobrze, bo jutro jest sylwester  uśmiechnąłem się.
Pomogłem mu w przygotowaniu posiłku i prowiantu na drogę. Kiedy
wszyscy zeszli już do kuchni, zobaczyli gotowe kanapki i woreczki zje­
dzeniem oraz litrowe termosy z kawÄ… lub herbatÄ…. Gdy jedliÅ›my przy sto­
le, Morgan opowiedział, co się stało.
Pożyczka siedząca naprzeciw mnie, pod stołem mocno kopnęła mnie
w kostkÄ™.
 Pan PaweÅ‚ pójdzie z wami  Szkot oznajmiÅ‚ na koniec swej opo­
wieści.
 Szkoda, że to takie okoliczności sprawiły, że biorę udział w tym
spacerze, ale z przyjemnością przejdę się do Chojnika powiedziałem.
Po Å›niadaniu ze skÅ‚adziku obok wieży, na dziedziÅ„cu ze studniÄ…, wyjÄ™­
liśmy ze Szkotem narty i kijki. %7łelazny miał tam duży zapas sprzętu, bo
chciał oprócz schroniska uruchomić tu wypożyczalnię nart biegowych.
Po szóstej nasza szóstka gotowa była do marszu. Każdy miał plecak
z jedzeniem i ubraniem. Wybraliśmy sobie narty i wyszliśmy z zamku,
a Morgan zamknÄ…Å‚ za nami bramÄ™.
 SkÄ…d pan wiedziaÅ‚?  syknęła Pożyczka sÅ‚yszÄ…c jak Szkot zamy­
ka zasuwÄ™.
Jarl prowadziÅ‚, za nim szli Różyczka, Puzio, Gwózdz i w pewnej odle­
głości za nimi ja z Pożyczką.
 Tak musiało być  odparłem.
 On udaje, że skręcił kostkę?
 Tak.
 Ten Szkot teraz będzie szukał skarbu?
 Tak.
 A pan się nie boi zostawić go samego?
 Nie.
 Nie?!
 Nie.
 I nie powie mi pan dlaczego?
 Nie.
 Szkoda, że mi pan nie ufa.
DoszliÅ›my w miejsce, gdzie próbowaÅ‚em wypuÅ›cić Lupusa na wol­
ność. Przypomniałem to sobie, widząc znajomą okolicę i tropy wilków.
 Wilki?!  krzyczał ucieszony czymś Jarl.
PrzypiÄ™liÅ›my narty do butów i ruszyliÅ›my w drogÄ™. ByÅ‚o coÅ› wspania­
łego w tym marszu, gdy wszyscy wykonywaliśmy w tym samym tempie
te same ruchy, dokoÅ‚a nas budziÅ‚ siÄ™ zimowy dzieÅ„ w górach, a my wÄ™dro­
waliśmy przy świetle zapalonych latarek umocowanych na czołach.
Norweg miał duże doświadczenie narciarskie i kontrolując nasz marsz
wedÅ‚ug wskazaÅ„ kompasu od Quasimodo wiedziaÅ‚em, że szliÅ›my w do­
brym kierunku. Jarl bez trudu odnajdywaÅ‚ drogi w lesie torujÄ…c nam do­
skonałą drogę. Po godzinie zmieniłem go na czele grupy. Około ósmej
doszliśmy do oznaczonego szlaku prowadzącego w kierunku Przesieki.
Teraz mogliśmy wędrować korzystając z kolein w śniegu wyżłobionych
przez opony samochodów.
Gdy dotarliÅ›my do Przesieki, zdjÄ™liÅ›my narty. OpowiedziaÅ‚em wszyst­
kim, jak po wojnie w okolicach tej miejscowości odkryto przywiezione tu
przez Niemców z warszawskiej ZachÄ™ty obrazy Jana Matejki. Zatrzyma­
liśmy się na szczycie wzniesienia o nazwie Złoty Widok, gdzie chwilę
podziwialiÅ›my dwumetrowej wysokoÅ›ci kamieÅ„ z wykutymi znakami dÅ‚o­
ni i krzyżami. Młodzi zeszli do Wodospadu Podgórnej, a przy kamieniu
zostałem sam z Jarlem.
 PasjonujÄ…cy znak przeszÅ‚oÅ›ci  Norweg wodziÅ‚ dÅ‚oniÄ… po zna­
kach.
 Tak  przyznałem.
 Jak pan myśli, co one oznaczają?
 Nie wiem  przyznałem się.
 To znaki żywych i umarłych  opowiadał Jarl.  Dawniej prości
ludzie nie mieli żadnego podpisu, swojego znaku, prócz pracy swych rąk,
z tego jedynie mogli być dumni. Gdy odchodzili na zawsze, zostawał po
nich tylko krzyż.
 Pan lubi historiÄ™?
 Bardzo, najbardziej.
 Czemu?
 Bo nadała sens mojemu życiu.
 Nie rozumiem.
 Po śmierci żony nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Mam
ogromny majątek i mógłbym założyć drugą rodzinę, zapewnić dostatnie
życie dzieciom z pierwszego i drugiego małżeÅ„stwa. Mój syn zostaÅ‚ mni­
chem buddyjskim, a córka pracuje jako lekarka dla ONZ. Moja fortuna
zostanie podzielona między klasztor i fundacje ONZ? Czy potrafiłbym tak
mocno, jak moją żonę, kochać inną kobietę? Czy ona trwałaby przy mnie
tak samo jak moja żona, która była moim wsparciem, gdy budowałem
swój koncern? Musiałem znalezć inny sens życia i wtedy odkryłem go w...
 Exitusianach  wtrąciłem.
 Tak... to znaczy kto to jest? Nie zrozumiałem pana za dobrze...
Słyszałem głosy nadchodzącej młodzieży.
 Chyba nie powinien pan tak udawać, a nadszedł dobry moment,
byśmy szczerze ze sobą porozmawiali.
Jarl spojrzaÅ‚ mi w oczy. Nie byÅ‚y tak chÅ‚odne i agresywne jak Morga­
na. Były szare jak sierść wilka i biło od nich dziwne ciepło.
 Chyba rzeczywiście nadszedł czas powiedzenia sobie prawdy 
stwierdził Jarl.
Przyłożył dłoń do wyrytego w skale odcisku, a potem sięgnął po swój
plecak i narty. Młodzi byli zafascynowani dziesięciometrowej wysokości
kaskadą wody, jaką widzieli. Wzięli bagaże i narty i wszyscy poszliśmy za
Norwegiem. Nie wchodziliÅ›my do Przesieki, tylko omijajÄ…c jÄ… powÄ™dro­
waliśmy zielonym szlakiem ku Chojnikowi. Wspinaliśmy się do zamku od
południa. Na szczyt dotarliśmy z kilkoma postojami około południa.
Wreszcie gdy wyszliÅ›my na w miarÄ™ wygodnÄ… drogÄ™ pod górÄ™, ujrze­
liÅ›my wysoko, miÄ™dzy pniami, szarobiaÅ‚Ä…, kamiennÄ… budowlÄ™. To byÅ‚ za­
mek Chojnik. Wybudowano go w XIV wieku w miejscu umocnionego
dworu myÅ›liwskiego. Po Å›mierci budowniczego warowni Bolka II, księż­
na Agnieszka, wdowa, przekazała fortecę rodowi Schaffgotschów.
W 1675 roku od pioruna na zamku wybuchÅ‚ pożar, a można rodzina prze­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl