[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się.  Mówiłem wam, że pełno ich w komnatach.
 To nie był człowiek  mruknął Conan.  To było coś
pełzającego, w dotknięciu zimne jak lód. Sądzę, że
przeciąłem to na pół. Spadło na ludzi, którzy nas ścigali
i musiało zabić jednego z nich w śmiertelnych skurczach.
Techotl odwrócił gwałtownie głowę  twarz miał
popielato  szarą. Z najwyższym trudem przyspieszył
kroku.
 To był Pełzacz! Potwór, którego wywołali z katakumb
do pomocy! Nigdy go nie widzieliśmy, ale znajdowaliśmy
naszych ludzi straszliwie przez niego zmasakrowanych. Na
Seta  pospieszcie się! Jeżeli jest na naszym tropie,
będzie nas ścigał aż do samych wrót Tecuhltli!
 Wątpię  mruknął Conan.  Tam na schodach zadałem mu
potężny cios.
 Spieszcie się! Spieszcie!  jęczał Techotl.
Strona 33
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
Przebiegli kilka zielono oświetlonych komnat,
przecięli szeroki przedsionek i stanęli przed olbrzymimi
wrotami z brązu.
 To jest Tecuhltli!  rzek Techotl.
3
Techotl załomotał w drzwi zaciśniętą pięścią i stanął
bokiem do nich, tak że mógł obserwować przedsionek.
 Zdarzało się, że ludzie ginęli tutaj kiedy sądzili,
że są bezpieczni  rzekł.
 Dlaczego nie otwierają bramy?  zapytał Conan.
 Patrzą na nas przez Oko  odparł Techotl. Wasz widok
ich zadziwił. Podniósł głos i zawołał  Otwieraj,
Excelanie! To ja, Techotl wraz z przyjaciółmi z wielkiego
świata za puszczą!
 Otworzą  zapewnił sprzymierzeńców.
 Lepiej niech zrobią to szybko  rzekł Conan ponuro.
 Słyszę, jak coś pełznie po posadzce do przedsionka.
Techotl ponownie poszarzał i zaatakował wrota
pięściami:
 Otwórzcie, durnie, otwórzcie! Pełzacz depcze nam po
piętach!
W tejże chwili wielkie wrota z brązu uchyliły się
bezszelestnie, odsłaniając ciężki łańcuch, a za nim
lśniące ostrza włóczni i spoglądające czujnie na
przybyszów twarze o dzikich rysach. Po chwili łańcuch
opadł i Techotl z nerwowym pośpiechem nieomal przeciągnął
ich przez próg.
Gdy wrota zamykały się, Conan spojrzał przez ramię w
głąb rozległego, mrocznego przedsionka i ujrzał na jego
końcu niewyraznie zarysowany, gadzi kształt. Bladawe,
wijące się z trudem zwoje przelewały się przez drzwi
komnaty do obszernego przedsionka, a odrażający, zlany
krwią łeb kiwał się chwiejnie. Pózniej zamykające się
wrota zasłoniły widok.
Kiedy znalezli się wewnątrz czworobocznej komnaty,
zasunięto masywne rygle i założono łańcuch. Wrota mogły
wytrzymać ciężkie oblężenie. Pilnowało ich czterech
strażników  ciemnoskórych, prostowłosych jak Techotl, z
włóczniami w dłoniach i mieczami u boku. W ścianie przy
wrotach znajdował się skomplikowany układ luster tak
ustawiony, że przez wąską szybę z kryształu można było
spoglądać nie dając się zauważyć z zewnątrz. Conan
odgadł, że to jest wspomniane przez Techotla Oko.
Czterej strażnicy, ze zdumieniem spoglądali na
przybyłych, lecz nie zadawali pytań, a Techotl nie raczył
im udzielić żadnych wyjaśnień. Zachowywał się z dużą
Strona 34
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
pewnością siebie, tak jakby niezdecydowanie i strach
opuściły go z chwilą, gdy przekroczył próg.
 Chodzcie!  popędzał swych nowych przyjaciół, ale
Conan spojrzał na wrota.
 A co z tymi, co nas ścigali? Nie będą szturmować
bramy? Techotl potrząsnął głową.
 Wiedzą, że nie mogą wyłamać Wrót Orła. Ruszą z
powrotem do Xotalanc razem ze swą pełzającą bestią.
Chodzcie! Powiodę was do władców Tecuhltli.
Jeden ze strażników otworzył drzwi naprzeciwko i
wkroczyli do przedsionka oświetlonego światłem padającym
przez otwory i promieniami mrugających kamieni ognia,
podobnie jak większość pomieszczeń na tym poziomie.
Jednak w przeciwieństwie do innych komnat jakie widzieli,
to pomieszczenie nosiło ślady zamieszkania.
Aksamitne gobeliny pokrywały błyszczące, nefrytowe
ściany; grube dywany leżały na czerwonych posadzkach, a
ławy, otomany i fotele z kości słoniowej wyścielono
atłasem. Na końcu znajdowały się zdobione drzwi, przed
którymi nie wystawiono straży. Techotl bezceremonialnie
wszedł i wprowadził przyjaciół do obszernej komnaty,
gdzie około trzydzieścioro ciemnoskórych mężczyzn i
kobiet, wylegujących się na wyłożonych atłasem sofach,
skoczyło na ich widok na równe nogi wydając okrzyk
zdumienia.
Oprócz jednego, wszyscy mężczyzni wyglądali podobnie
jak Techotl, również ich kobiety, choć dość ładne w
pewien posępny, mroczny sposób, miały dziwne oczy i zbyt
żylaste ciała. Nosiły sandały, złote napierśniki i
krótkie jedwabne spódniczki podtrzymywane paskami
inkrustowanymi szlachetnymi kamieniami, a ich czarne
grzywy przycięte u nagich ramion przytrzymywały srebrne
obręcze.
Na podium z nefrytu stał szeroki fotel z kości
słoniowej, a na nim siedziało dwoje ludzi znacznie
różniących się od pozostałych. On, olbrzym o potężnie
sklepionej piersi i barkach byka jako jedyny ze
zgromadzonych nosił gęstą, kruczoczarną brodę, sięgającą
niemal do pasa. Okrywała go toga z purpurowego jedwabiu,
błyszczącego wszystkimi odcieniami czerwieni przy każdym
ruchu. Jeden szeroki rękaw, podciągnięty do łokcia,
odsłaniał węzły mięśni na potężnym przedramieniu.
Podtrzymująca jego kruczoczarne loki obręcz była
wysadzana błyszczącymi klejnotami.
Siedząca u jego boku kobieta na widok przybyszów
porwała się na równe nogi z okrzykiem zdumienia i
zaledwie przelotnie spojrzawszy na Conana, utkwiła palące
spojrzenie w Valerii.
Strona 35
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
Wysoka i gibka, była najpiękniejszą ze zgromadzonych w
komnacie kobiet. Nosiła strój jeszcze bardziej skąpy niż
inne kobiety; zamiast spódniczki zaledwie dwa szerokie
paski z przetykanej złotem purpurowej tkaniny
przymocowane do pasa z przodu i z tyłu. Napierśniki i
zdobiona klejnotami obręcz na skroniach dopełniały
stroju, noszonego z cyniczną obojętnością. Ze wszystkich
ciemnoskórych ludzi tylko w jej oczach nie czaił się
pełgający płomień szaleństwa. Po pierwszym okrzyku
zdziwienia nie wypowiedziała nawet słowa; stała
zaciskając pięści i z napięciem wpatrując się w Valerię.
Mężczyzna w fotelu z kości słoniowej siedział bez ruchu.
 Książę Olmec  przemówił Techotl wyciągając ręce o
zwróconych grzbietami w dół dłoniach  przywiodłem
sprzymierzeńców ze świata za puszczą. W Komnacie Tezota
Płonąca Czaszka zabiła Chicmeca, mego towarzysza.
 Płonąca Czaszka!  rozległy się drżące,
przestraszone głosy.
 Tak! Potem ja nadszedłem i znalazłem Chicmeca z
poderżniętym gardłem. Nim zdołałem ujść, Płonąca Czaszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl