[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szefa, co?
- On wcale nie jest moim szefem - odparł Obi-Wan.
-Wśród Jedi panują inne układy. To raczej przewodnik.
- Jasne. Skoro tak mówisz... Ale gdyby ktoś mnie
pytał, starszym zawsze wydaje się, że wszystko wiedzą
49
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
najlepiej. Tylko wchodzą nam w drogę. - Podała mu
nóż. - Jeśli potrafisz przystrugać je do takiej grubości,
jak te, skończymy robotę raz-dwa.
Usiadł i zaczął przycinać nożem miękkie drewno.
- Jak sądzisz, jakie mamy jutro szansę na powodzenie?
- Duże - powiedziała z mocą dziewczyna. - Polega-
my na wzajemnej nienawiści obu sektorów. Wszystko,
co musimy zrobić, to stworzyć iluzję bitwy. Obie strony
natychmiast zareagują. Nie będą zawracać sobie głowy
doniesieniami o ostrzale z miotaczy czy torped. W każ-
dej chwili spodziewają się wybuchu walk.
- Może wasza bitwa to iluzja, ale niebezpieczeństwo
jest prawdziwe - zauważył. - Jedni i drudzy mają broń.
Pokręciła głową.
- Nie boję się.
Zwiadomość strachu może stanowić obronę, o ile
cię nie poraża - odparł. Parsknęła śmiechem.
- Czy to jedno z powiedzonek twojego szefa Jedi?
Obi-Wan zaczerwienił się.
- Tak. l sam się przekonałem, że to prawda. Zwia-
domość własnego strachu to instynkt, dzięki któremu
postępujesz ostrożnie. Każdy, kto idzie do bitwy i mówi,
że się nie boi, jest głupi.
- Więc nazywaj mnie głupią, Pada-Jedi - powie
działa beznamiętnie dziewczyna. - Nie boję się.
- Aha. - Jego ton był łagodny. - Ruszasz na pole
chwały bez cienia strachu, pewna, że ci paskudni wro-
gowie przegrają.
Powtarzał puste przechwałki umarłych z Gmachów
Pamięci i Cerasi o tym wiedziała. Poczerwieniała, podobnie
jak on przed chwilą.
50
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
- Znowu mądrość Jedi. To cud, że żyjecie tak długo,
skoro wytykacie ludziom głupstwa, które mówią - po-
wiedziała w końcu z półuśmiechem. - Dobra, wiem,
o co ci chodzi. Nie jestem lepsza niż moi przodkowie.
Maszeruję na ślepo do bitwy, którą przegramy.
- Nie powiedziałem, że przegracie.
Zawahała się, po raz pierwszy rozumiejąc dokładnie jego
intencje.
- Może zacznę czuć strach w dniu bitwy. Ale dziś
odczuwam tylko pełną gotowość. To pierwszy krok ku
sprawiedliwości. Nie mogę się go doczekać. Czy znasz
jakąś mądrość na ten temat?
Nie - przyznał. Cerasi nie przypominała nikogo
z osób, które dotychczas poznał. - Sprawiedliwość to
coś, o co warto walczyć. Gdybym w to nie wierzył, nie
byłbym Jedi.
Odłożyła swoją procę.
- Przynależność do Jedi jest dla ciebie tak samo
ważna, jak dla mnie przynależność do Młodych - stwier-
dziła, przyglądając mu się kryształowymi, zielonymi
oczami. - Różnica polega chyba na tym, że Młodzi nie
mają żadnych przewodników. Sami jesteśmy
swoimi przewodnikami.
- Podjęcie podróży, jaką jest szkolenie Jedi, to za-
szczyt - odparł. Ale obawiał się, że jego słowa brzmią
słabo. Przyzwyczaił się do ich wypowiadania i wierzył
w nie całym sercem. Szkolenie Jedi było dla niego naj-
ważniejsze. Ale w ciągu kilku godzin, spędzonych wśród
Młodych, zobaczył zaangażowanie, które bardzo go
poruszyło, a zarazem wprowadziło zamęt w jego myśli.
Oczywiście, zaangażowanie przejawiali także
uczniowie Jedi w Zwiątyni. Ale u niektórych niemałą rolę
51
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
odgrywała też duma. Stanowili elitę, wybrano ich do
szkolenia spośród milionów.
Yoda, gdy widział dumę u któregoś z uczniów,
potrafił ją uwypuklić i sprowadzić wychowanka na właściwą
ścieżkę. Duma często podszyta była arogancją i nie mogła
mieć miejsca w duszy Jedi. Część treningu obejmowała
pokonanie dumy i zastąpienie jej pewnością i pokorą. Moc
rozwijała się tylko w tych, którzy zdawali sobie sprawę ze
swojego powiązania ze wszystkimi formami życia.
Tutaj, w podziemiach, Obi-Wan ujrzał czystość, której
wcześniej doświadczał podczas rozmów z Yoda i ob-
serwacji Qui-Gona. Ta czystość kryła się w ludziach
równych mu wiekiem. Wcale się o nią nie starali. Po-
prostu nosili ją w sobie. Może dlatego, że sprawa, w
którą wierzyli, nie była tylko abstrakcyjną ideą. Zrodzona w
bólu, płynęła w ich żyłach, wrosła w ich kości. Poczuł, że
musi się bronić, jakby Cerasi napadła na niego za jego
poświęcenie się ścieżce Jedi.
- Nield jest przywódcą Młodych - zwrócił jej uwagę.
- Zatem także ty masz szefa.
- Nield najlepiej się zna na strategii - powiedziała.
- Ktoś musiał nas zorganizować, inaczej Młodzi by się
rozpadli.
- l ktoś musi was karać? - zapytał, przypominając
sobie, jak Nield niemal udusił tamtego chłopca.
Zawahała się. Jej głos złagodniał, gdy mówiła dalej.
- Może Nield wydaje ci się surowy, ale musi tak po-
stępować. Zanim jeszcze nauczyliśmy się chodzić, kar-
miono nas nienawiścią. Musimy być twardzi, żeby ją wy-
plenić. Nasza wizja nowego świata przetrwa tylko wte-
dy, kiedy zginie nienawiść. Musimy zapomnieć wszystko,
czego nas uczono. Zacząć od początku. Nield wie o tym
52
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
lepiej niż ktokolwiek inny. Może dlatego, że miał cięższe
życie od pozostałych.
- W jakim sensie? - spytał Obi-Wan.
Dziewczyna westchnęła. Odłożyła procę, nad którą
pracowała.
- Ostatni hologram, który włączył, ten z którego tak
się wyśmiewał, to był jego ojciec. Poszedł na bój z jego
trzema braćmi. Wszyscy zginęli. Nield miał wtedy pięć lat.
Miesiąc pózniej jego matka poczyniła przygotowania, by wziąć
udział w następnej wielkiej bitwie. Zostawiła go z kuzynką,
młodą dziewczyną, która była dla niego jak siostra. Matka
poszła walczyć i także zginęła. Pózniej Melidzi napadli na ich
wioskę. Dziewczyna uciekła z nim do Zehavy. Przeżył kilka
spokojnych lat, ale potem Daanowie zaatakowali melidzki
sektor i jego kuzynka musiała iść na wojnę. Miała
siedemnaście lat, była zatem wystarczająco duża. Ona też
zginęła. Nield został na ulicy i musiał sam o siebie
zadbać. Miał osiem lat. Niektórzy próbowali się nim
zaopiekować. Nie zgodził się z nikim mieszkać, ale kiedy
musiał, korzystał ze schronienia i żywności. Nie chciał być
więcej od nikogo zależny. Czy można go winić?
Obi-Wan wyobraził sobie ludzi, którzy kochali NieIda.
Wszyscy zginęli, jeden po drugim.
- Nie - powiedział. - Wcale go nie winie.
Westchnęła.
- Widzisz, wychowano mnie w przeświadczeniu, że
Daanowie to bestie, a nie ludzie. Nield to pierwszy Da-
an, jakiego poznałam. To właśnie on połączył daańskie
i melidzkie sieroty. Chodził po domach dziecka i zbierał
je, obiecując wolność i pokój. A pózniej im je dawał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl