[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czym znowu ruszyła. Po chwili czułem, jak auto skręca w prawo i
znalezliśmy się na jakiejś głównej ulicy, biegnącej przez miasto i
przecinającej autostradę. Doszły mnie odgłosy przejeżdżających aut.
Ruch stawał się coraz gęstszy i dwukrotnie zatrzymaliśmy się
na światłach. Słyszałem przechodzących na pasach pieszych. A po-
tem znowu skręciliśmy w prawo i samochód przyśpieszył. Jechaliśmy
autostradą.
W pewnej chwili niespodziewanie zwolniliśmy i zaczęliśmy posu-
wać się bardzo powoli. Samochód stanął, po czym z wolna ruszył na-
przód. Pewnie blokada, pomyślałem. Nie dalej jak na wyciągnięcie ręki
usłyszałem znowu policyjne radio, a jakiś męski głos powiedział:  W
porządku, proszę pani.  Zaczęliśmy przyśpieszać. Powoli wy-
puściłem powietrze. Byliśmy już poza ich zasięgiem.
Próbowałem zgadnąć, dokąd mnie wiozła i dlaczego, ale dałem sobie
spokój. Mówiła, że z powrotem do Sanport, i jeśli prawidłowo
wyczułem wszystkie zakręty, to jechaliśmy właśnie w kierunku tego
miasta, ale którą jego część miała na myśli i co zamierzała dalej zrobić,
było dla mnie kompletną zagadką. Usiłowałem wyczuć, która jest
godzina, i domyśliłem się, że jakoś po szóstej. Sądząc po nieprze-
niknionym mroku, jaki panował w bagażniku, na dworze pewnie było
już ciemno. Mogłem się odrobinę poruszać i miałem dość powietrza.
Wsłuchiwałem się w piskliwy szum opon na mokrej drodze, mając
tylko nadzieję, że Suzy jest dobrym kierowcą. Okropnie byłoby zginąć
uwięzionym w bagażniku płonącego wraka. Po chwili jednak zacząłem
zastanawiać się, czy nie mam już dość zmartwień na głowie, żeby
jeszcze kusić los.
Minęło jakieś pół godziny czy godzina, kiedy zwolniła i znowu we-
szła w zakręt. Dochodziły stamtąd całkiem inne odgłosy. Nie było już
tylu samochodów mijających nas pędem w przeciwnym kierunku.
Ruch rzedniał, aż zostaliśmy na drodze prawie całkiem sami. Zresztą
droga też była inna. Zjechaliśmy z asfaltu i Suzy sunęła teraz dużo
wolniej. Zdawało mi się, że słyszę szum fal. Wreszcie zatrzymała się i
wyłączyła silnik. Znowu usłyszałem deszcz, który tuż nade mną
dzwonił lekko o metal. Po chwili Suzy włożyła kluczyk do zamka.
Wydostałem się. Suzy zdążyła już zgasić reflektory, ale w mroku
dojrzałem pas opustoszałej plaży i drobną falę, biegnącą po piasku tuż
za nami. W tyle majaczył ciemny zarys jakiejś niskiej roślinności
podobnej do tamaryszku. Deszcz kapał delikatnie na moją głowę.
 Wez płaszcz i kapelusz  nakazała, znikając z powrotem w
samochodzie.
Wyjąłem nakrycia, zamknąłem bagażnik i wsiadłem obok niej.
Ujrzałem blady, zamazany zarys jej twarzy i blond włosów.
 Gdzie jesteśmy?  spytałem.
 Na West Beach, zaraz na południe od lotniska  wyjaśniła.  Tu
będzie w miarę bezpiecznie. W taką noc nie ma tu tylu samochodów.
 Chcesz mnie tu zostawić? Tak po prostu?
 Nigdzie cię nie zostawię. Chyba że sam będziesz na to nalegał.
No to jak?
 Tylko bez takich żartów  uciąłem.  A właściwie po co się tak
narażasz? Możesz mieć przez to poważne kłopoty.
 Wiem  odparła.  Proszę.  Wyjęła z torebki papierosy i
włączyła światło na desce rozdzielczej. W bladej, pomarańczowej
poświacie zapaliła swojego papierosa, widziałem kształt jej twarzy i
czujne, nieco cyniczne spojrzenie jej szarych oczu.
 W co się tu gra?  spytałem.
 Nie ma żadnej gry  - odparła spokojnie.  Może po prostu mnie
zaintrygowałeś. To całkiem niewykluczone.
 A dlaczego wczoraj nie powiadomiłaś policji? Myślałem, że
dlatego uciekłaś.
 Bo tak było, oczywiście. Ale zaraz potem zrozumiałam, że nie
potrafię tego zrobić. Sama nie bardzo rozumiem, dlaczego. Może przez
to, że uratowałeś mi życie  choć wcale nie jestem taka pewna, czy
było warto. W każdym razie bez słowa pojechałam do domu i uznałam,
że pozwolę ci ukrywać się tak długo, dopóki nie nadarzy ci się szansa
uwolnienia się i ucieczki.
 To po co wróciłaś?
 Z kilku powodów. Po pierwsze, przypomniała mi się twoja wersja
wydarzeń i postanowiłam ją sprawdzić. Ciekawa sprawa. A potem
przyszło mi na myśl, że jeśli złapią cię w mojej daczy, to pewnie i ja
zostanę w to wmieszana i oskarżona o ukrywanie zbiega. A zresztą
udowodniliby, że byłam w daczy po twoim włamaniu i musiałam
wiedzieć, że tam jesteś, a mimo to nie zgłosiłam tego na policję. A więc
bezpieczniej było pójść na całość i wywiezć cię w jakieś miejsce, gdzie
cię nie znajdą. Ado tego jeszcze dziś po południu przeczytałam w
gazecie, że będą przeszukiwać wszystkie dacze.
 No i gdzie teraz?  spytałem.
 Do mojego mieszkania  odparła.  Póki co, Sanport jest
ostatnim miejscem, gdzie będą cię szukać; możesz tam posiedzieć w
ukryciu, aż zagoi ci się twarz. Zorganizowałam ci jeszcze trochę ubrań.
Ale zanim cię tam przemycimy, trzeba zaczekać do północy. A w
międzyczasie mam ci wiele do powiedzenia.
 Ja też chciałbym ci powiedzieć parę rzeczy  orzekłem. 
Uważam, że jesteś cudowna. I dzięki ci po stokroć...
Przysunąłem się do niej, a ona położyła mi rękę na piersi.  Wol-
nego, chłopcze. Nie myśl sobie, że to przystanek na obmacywania. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl