[ Pobierz całość w formacie PDF ]

identycznej, co piłka barwie i rozmiarach. Kuusinen doszedł do wniosku, że wybór takiej piłki to ze
strony hrabiny zagrywka psychologiczna. Skuteczna. Hrabina zwyciężyła w obu pojedynkach.
Gra zakończyła się w porze sjesty. Kuusinen zapadł w drzemkę. Gdy się obudził, ziewnął,
przeciągnął się i zdalnikami przejrzał okna. Nic interesującego. Poszedł do kosza piknikowego,
który mu na zamówienie dostarczyła restauracja, zjadł zimną sałatkę z łososiem, wypił butelkę
rinka. Może powinienem zadzwonić anonimowo do Maijstrala i powiedzieć mu, gdzie jest
przetrzymywana Amalia Jensen, pomyślał. Postanowił jednak poczekać do rana.
Ukazały się gwiazdy. Przez wierzbowiec powiał zimny wiatr. Kuusinen zadrżał, włożył
płaszcz. Gdy wiatr na chwilę ucichł, Kuusinen usłyszał delikatny szept latacza, dochodzący z
ciemnego nieba. Skierował zdalniki w górę i zobaczył sunącą na tle
Drogi Mlecznej sylwetkę Gustafsona SC-700 - tej maszyny nie można było z niczym
pomylić. Uśmiechnął się: Maijstral miał Gustafsona.
Latacz wylądował niecałe dwa kilometry dalej, po drugiej stronie porośniętego drzewami
pasma, skąd rozciągał się widok na fronton budynku. Ze swego miejsca Kuusinen nie widział
przybyszów. Nie przejmował się tym. Z własnego latacza wziął trochę wspomagaczy koncentracji i
przełknął je na sucho. Coś się szykowało. Był pewien, że gdy Maijstral wykona swe posunięcie, on
w jakiś sposób to zobaczy.
W górze świsnął inny latacz, sunąc nad wzgórzem Kuusinena. Ten spojrzał w górę i
pomachał ręką. Drugi Gustafson SC był tak, blisko, że Kuusinen dostrzegł w środku dwie osoby.
Maszyna zatoczyła łuk i wylądowała przy tamtej pierwszej. Po kilku minutach oba latacze wzniosły
się i pomknęły nad horyzontem.
Kuusinen zastanowił się. Zachowanie Maijstrala - jeśli to był Maijstral  wydało mu się
dziwne. Potem jednak doszedł do wniosku, że latacze zostały prawdopodobnie posłane na
autopilocie, na wszelki wypadek, gdyby ktoś widział ich lądowanie.
Paavo Kuusinen uśmiechnął się, gdy pierwsza fala wspomagacza zatańczyła w jego
nerwach. Zapowiadała się niezła zabawa.
- Słuchaj, czy wiesz, co powstanie ze skrzyżowania wytycznika z dygotnikiem? Dziecko,
które wytyka dygotki.
Amalia Jensen dusiła się ze śmiechu. Chichocząc, uniosła związane kostki i kopała nogami.
Tvi uśmiechnęła się: po sjeście zostawiła związaną Amalię i wymknęła się na dół po butelkę wina;
to był niezły pomysł. By jej nie wykryto, musiała przemknąć się po kręconych schodach w owalnej
bibliotece we wschodnim skrzydle domu. Ale cóż to za problem dla doświadczonego złodzieja.
Głębiej wtuliła się w miękki fotel.
- Mój dziadek pracował jako wytycznik przez jeden sezon - powiedziała Amalia. - Znał
mnóstwo różnych historii. To było przed Rebelią. Dowodził krążownikiem w Khorn, ale nie spotkał
wtedy admirała Scholdera, dopiero po wojnie. - Westchnęła. - Mój ojciec też był we flocie. Do
dwunastego roku życia mieszkałam w szesnastu różnych bazach. Potem ojciec umarł podczas
wypadku w Hotspur i mama tu przyjechała. Mieszkaliśmy z dziadkiem do jego śmierci...
- Moje dzieciństwo było podobne - rzekła Tvi. - Ale oboje rodzice pracowali w służbie
cywilnej. - Mówiąc to, niewiele zdradzała - istniały setki milionów cesarskich urzędników
cywilnych.
- Nie były to miejsca najgorsze. Granica jest dość blisko Ziemi, więc większość baz
znajdowała się w pobliżu lub na planetach od dawna zamieszkanych. Mój ojciec nie był członkiem
Korpusu Pionierów, nic w tym sensie.
- Ale był wojskowym, jak rozumiem.
- Panowała, no... dyscyplina. Ale nie było zle. Nie lubiłam tylko tego, że mój ojciec cały
czas wyjeżdżał.
- Ale ty nie wstąpiłaś do floty.
Amalia Jensen wzruszyła ramionami. Twarz miała bez wyrazu.
- Mam łagodną epilepsję. Da się ją kontrolować dzięki lekarstwom, ale to mnie
zdyskwalifikowało. Leczenie wymaga wielkich nakładów, a flota wolała wydać pieniądze na
szkolenie innej osoby.
- Przykre - powiedziała Tvi. Zastanawiała się, co to takiego epilepsja. Najwyrazniej coś
charakterystycznego dla ludzi.
- Mogłam się dostać do Służby Planetarnej. Ale uważałam, że albo flota, albo nic. - Odezwał
się żołądek Tvi. Spojrzała na zegarek: Khotvinn powinien wkrótce przynieść kolację. Lepiej
skończyć butelkę. - Jeszcze wina? - zaproponowała.
- Dziękuję. Więc zamiast tego weszłam do polityki. W każdym razie znalazłam się poza
armią. - Tvi złączyła nadgarstki i kostki Amalii, nalała wina, przeszła przez pokój, usiadła w fotelu.
Amalia cały czas opowiadała.
- Sądzisz, że twój ojciec by to pochwalił? - spytała Tvi.
- Sądzę, że tak - odparła Amalia. - On i mój dziadek zawsze byli prohumanistami.
Tvi zamyślona zlizywała wino.
- Mój w ogóle mnie nie aprobował - powiedziała. - Gdy dorastałam, cały czas toczyliśmy
walkę. Ale tak sobie myślę. Gdybym straciła ojca jako dwunastolatka, czy byłabym w cesarskim
mundurze, usiłując się stać najlepszym oportunistą na pięćdziesięciu planetach?
Amalia Jensen zatopiła się w myślach. Ktoś zapukał do drzwi - obie kobiety podskoczyły;
usłyszały głos Khotvinna.
- Zmieniam cię.
Tvi pospiesznie wylizała resztkę wina. Schowała kieliszek do szuflady. To, co zostało na
dnie w butelce, wlała do filiżanki Amalii.
- Do zobaczenia - powiedziała.
- Au revoir, panie Romper - odparła Amalia z pijanym chichotem.
Tvi, zaskoczona, zauważyła długi miecz u boku Khotvinna i dziwny wyzywający blask w
jego oczach. Zastanawiała się, jakiż to pomysł wpadł temu troglodycie do mózgownicy. Doszła
jednak do wniosku, że musiał spędzić podniecające popołudnie przy nagraniach  Dziesięciu
największych przemówień wojennych" czy czymś równie ekscytującym.
- Więzień jest w dobrym nastroju - zameldowała.
Khotvinn chrząknął.
- Jak się nazywała ta osoba, która odwiedziła ją wczoraj wieczór?
Tvi była zaskoczona tym dowodem zainteresowania.
- Tamten? Chyba porucznik Navarre.
- Aha, dobrze.
Tvi niemal widziała, jak powoli zaskakują zapadki w mózgu Khotvinna. Ten jaskiniowiec o
zawziętych oczach, z mieczem przy pasie, miał w sobie coś niesamowitego; sierść na ramionach
Tvi uniosła się lekko, ale świadomie ją wygładziła i podała Khotvinnowi sterownik hologramu
Ronniego Rompera. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że jest niemal zadowolona, iż nie
zna myśli Khotvinna. Dowodziło to, pomyślała, że przez ostatni milion lat jej przodkowie, w
odróżnieniu od jego przodków, zrobili prawdopodobnie pewne postępy.
Zeszła na dół służbowymi schodami, uważając, by się pijacko nie zataczać. To dziwne,
myślała, że ta zakładniczka Amalia Jensen to w tym domu jedyna osoba, z którą mogę
porozmawiać; jest może postrzelona politycznie, ale jej opinie nie są złowrogie i sprawia wrażenie
bardziej zrównoważonej niż inni postrzeleńcy.
- Na wzgórzu, na północnym wschodzie siedzi jakiś świr - powiedział Gregor. Był w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl