[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rumieniec.
- Nikt mnie od tego nie odwiedzie - dorzuciła.
- Jeśli o mnie chodzi, to mo\esz płynąć z nami, ale nie wiem, co na to Bri Corbett.
- Ciebie i Lyrę zabrał...
- Mnie zna, a ze stra\niczkami morgoli lepiej nie wdawać się w dyskusje. Mo\e się
jednak zbuntować, kiedy wyjdzie na jaw, \e ma na pokładzie ziemdziedziczkę Hed, zwłaszcza
\e nikt nie ma pojęcia, co się z tobą stało. Kto wie, czy nie zawróci statku i nie skieruje go z
powrotem do Caithnard.
- Zostawiłam Eliardowi wiadomość. Zresztą stra\niczki mogą zmusić kapitana, \eby
płynął dalej na północ.
- Nie na otwartym morzu. Skąd wzięłybyśmy tutaj kogoś na jego miejsce?
Tristan spojrzała z odrazą na wiszącą obok szalupę.
- To mo\e znowu się tam schowam. Oprócz ciebie nikt mnie nie widział.
- Nie. Zaczekaj. - Raederle zamyśliła się. - Mo\esz ukryć się w mojej kabinie. Będę ci
przynosiła posiłki.
Tristan skrzywiła się.
- Przez jakiś czas nie zamierzam brać czegokolwiek do ust.
- Mo\esz chodzić?
Tristan skinęła z wysiłkiem głową. Raederle rozejrzała się szybko po pokładzie,
pomogła dziewczynie wstać i sprowadziła ją po schodkach do swojej małej kajuty.
Poczęstowała ją winem, a kiedy statek zakołysał się gwałtownie i Tristan, tracąc równowagę,
upadła na koję, przykryła ją jej opończą. Dziewczyna le\ała z przymkniętymi oczami i
oddychała z trudem, ale zamykając z sobą drzwi, Raederle usłyszała zduszone Dzię... kuję... .
Lyra, opatulona w obszerną opończę, stała przy sterniku i obserwowała wschód słońca.
Na widok wynurzającej się spod pokładu Raederle uśmiechnęła się.
- Mamy kłopot - mruknęła cicho Raederle. - Z Bri?
- Nie. Z Tristan z Hed.
Lyra zrobiła wielkie oczy i ze ściągniętymi brwiami wysłuchała relacji Raederle.
- Nie mo\emy jej ze sobą zabrać - orzekła stanowczo.
- Wiem.
- Mieszkańcom Hed i tak dała się ju\ dostatecznie we znaki nieobecność Morgona; ona
jest ziemdziedziczką Hed i musi... Ile ma lat?
- Nie wiem, chyba około trzynastu. Zostawiła im wiadomość. - Raederle przetarła
palcami oczy. - Jeśli zawrócimy teraz do Caithnard, to Bri nie da się ju\ nakłonić do podró\y na
północ, choćbyśmy go przypiekały rozpalonym \elazem.
- Jeśli zawrócimy - podchwyciła Lyra - mo\emy natknąć się po drodze na statek
morgoli. Ale Tristan musi wrócić na Hed. Powiedziałaś jej to?
- Nie. Zastanówmy się. Bri powiedział, \e powinniśmy zawinąć do jakiegoś portu, by
uzupełnić zapasy. Mo\e tam znajdziemy jakiś statek kupiecki, który odwiezie ją na wyspę?
- A ona na niego wsiądzie?
- Nie będzie miała wyboru. Nigdy jeszcze nie opuszczała Hed; wątpię, czy w ogóle wie,
gdzie szukać góry Erlenstar. Prawdopodobnie nie wie nawet, jak wygląda góra. Ale jest... jest
tak samo uparta jak Morgon. Jeśli uda nam się przesadzić ją na inny statek, póki cierpi na
chorobę morską, to mo\e dopiero u wybrze\y Hed zorientuje się, \e płynęła w przeciwną
stronę. Mo\e to bezduszne, ale gdyby... gdyby coś jej się stało w drodze do góry Erlenstar, nikt
by nam tego nie wybaczył. Kupcy nam pomogą.
- Wtajemniczymy Bri Corbetta?
- Zawróci, jeśli się dowie.
- Powinnyśmy zawrócić - powiedziała z wahaniem Lyra zapatrzona w spieniony
przybój u wybrze\y Ymris. Przeniosła wzrok na Raederle. - Nie potrafiłabym spojrzeć w oczy
morgoli, gdyby Tristan coś się stało.
- Ja nie wracam do Anuin - powiedziała cicho Raederle. - Być mo\e Tristan nigdy nam
nie wybaczy, ale swoją odpowiedz będzie miała. Przysięgam na kości umarłych z An.
Przysięgam na Naznaczonego Gwiazdkami.
Lyra potrząsnęła głową.
- Nie mów tak. Mo\na by pomyśleć, \e to cel twojego \ycia.
Tristan przespała niemal cały dzień. Wieczorem Raederle przyniosła jej miskę zupy;
dziewczyna wmusiła w siebie parę ły\ek, a potem schowała się znowu pod opończą, bo z
zachodu nadleciały pachnące poruszoną ziemią wieczorne wiatry i ponownie rozkołysały
statek. Tristan cierpiała, za to Bri Corbett zacierał w sterówce ręce z zadowolenia.
- Jeśli ten wiatr się utrzyma, jutro przed południem będziemy w Caerweddin -
powiedział do Raederle, kiedy ta przyszła \yczyć mu dobrej nocy. - To cudowny wiatr.
Uzupełnienie zapasów zajmie nam ze dwie godziny, a i tak utrzymamy przewagę nad ka\dym,
kto być mo\e za nami płynie.
- Słuchając go, mo\na by pomyśleć, \e to on wpadł na pomysł tej wyprawy -
powiedziała Raederle Lyrze, do której zaszła po\yczyć koc, bo swój dała Tristan.
Wymościła sobie niewygodne posłanie na podłodze i obudziła się rano po zle
przespanej nocy Zesztywniała i z objawami choroby morskiej. Wytoczyła się na słońce i
zaczęła głęboko oddychać rześkim powietrzem. Bri Corbett stał na dziobie i mówił sam do
siebie.
- Z Kraal nie są, z Ymris te\ nie. Za niskie i za smukłe - mruczał, wychylając się przez
reling. Raederle, przytrzymując rozwiewane wiatrem włosy, spojrzała spod przymru\onych
powiek na pół tuzina kierujących się w ich stronę statków. Były to niskie, wąskie
jednomasztowce o \aglach niebieskich ze srebrną obwódką. W pewnej chwili Bri rąbnął
otwartą dłonią w reling.
- Na kości Madir! - krzyknął. - Ostatni raz widziałem takie przed dziesięciu laty, kiedy
nie byłem jeszcze w słu\bie u twojego ojca, pani. Ale w Caithnard nic o tym nie słyszałem.
- O czym?
- O wojnie. To okręty wojenne z Ymris. Raederle momentalnie pozbyła się resztek
senności i wlepiła wzrok w lekką chy\ą flotę.
- Przecie\ niedawno zakończyli wojnę - mruknęła pod nosem. - Rok jeszcze nie minął.
- Mało brakowało, a popadlibyśmy w tarapaty. To pewnie kolejna wojna przybrze\na;
czatują tutaj na statki z bronią.
- Zatrzymają nas?
- Niby czemu mieliby to robić? Czy my wyglądamy na statek kupiecki? - Bri urwał;
popatrzyli na siebie tknięci tą samą myślą.
- Nie - powiedziała Raederle. - Wyglądamy na osobisty statek króla An i jesteśmy tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]