[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w kamienny sen. Kobieta, która przez cały dzień czeka, by w końcu zaznać tylko częściowego zaspokojenia, ma prawo
czuć się wyczerpana.
W środku nocy zrobiło się zbyt gorąco. Przebudziła się z myślą, że musi zrzucić z siebie jeden z koców. W tym
momencie poczuła, że... jest uwięziona w czyichś ramionach! Porażający strach na chwilę odebrał jej mowę. Ale po
chwili zorientowała się, że w jej łóżku leży Bryan! Jak się tam dostał?!
Na pewno użył kluczy, którymi Teresa otwierała wszystkie domki, kiedy zamierzała je posprzątać.
Ale jak to się stało, że Lily niczego nie zauważyła?! Wzdrygnęła się na samą myśl, że przecież nieraz ktoś obcy mógł
grasować po jej pokoju, nie zostawiając żadnych śladów. Zawsze czuła się taka bezpieczna, aż tu, proszę, budzi się nagle
i spostrzega mężczyznę śpiącego w jej łóżku.
- Tak się wiercisz, że w ogóle nie można spać - usłyszała ponure mruknięcie.
- Nie możesz zostać w moim pokoju! Co sobie Teresa pomyśli?
- Pomyśli, że wyjątkowo dużo czasu zajęło ci wciągnięcie mnie do łóżka.
- Teresa? Powiedziałaby coś takiego?
- Pewnie. Zaraz potem zakręciłaby się gorączkowo i popędziła szukać swojego męża.
- To okropne! - wyszeptała.
- Dlaczego wymknęłaś się z mojego łóżka? Przebudziłem się i zobaczyłem, że jest puste.
- Twoje łóżko jest za małe.
- Ale to jest całkiem niezłe - powiedział. - Sprawdzmy, czy się nada.
- Tak mnie zaskoczyła twoja obecność, że nie jestem zainte... Co ty robisz?!
- Szukam tego tak słodko smakującego miejsca - usłyszała stłumiony glos.
- Przestań!
- Dobrze. Za chwilkę.
Ale wcale nie przestał. Robił, co chciał. A ona tak była zaskoczona, że wcale nie protestowała. Nawet pomagała mu.
Było to doprawdy fascynujące przeżycie. I takie... cudowne. Jak to możliwe, że tyle lat przeżyła, nie zaznawszy tego? To
proste. Nie spotkała dotąd Bryana.
Jego ręce doskonale wiedziały, co robić. Jego usta także. Gdzie się tego nauczył? Był niesamowity. Fantastyczny.
Drżała, gwałtownie chwytała powietrze. Tuliła się do niego. Pojękiwała i wzdychała. I pomagała mu we wszystkim.
Doprowadzał ją do szaleństwa.
Wszedł, gdzie trzeba, i zabrał ją do raju.
Nie ulegało wątpliwości, że ziemia była przeludniona.
Zmęczeni kochankowie oddychali głęboko. Przeciągali się leniwie, pomrukiwali z zadowolenia. Przytulali się do siebie.
Usnęli z uśmiechami na twarzach.
Następnego dnia do motelu wpadł Tim. Znowu nie zdołał przekonać ich, by sprzedali mu Imbryk . A przecież był z
nimi szczery i życzliwy. Jasno jak na dłoni wyłożył im wszystkie powody, dla których powinni być szczęśliwi, że mogą
pozbyć się tego miejsca i wynieść się dokądkolwiek.
Lecz oni właściwie wcale go nie słuchali. Uśmiechali się uprzejmie, obsługiwali jak należy, ale w ogóle nie byli
zainteresowani transakcją.
Czas płynął. Tim siedział nad pustym talerzykiem, z którego zmiótł ostatni pączek, i pustą filiżanką po kawie. Uważnie
obserwował Bryana i Lily.
Byli zakocham. Nie miał najmniejszych wątpliwości. Jeśli nawet jeszcze nie sypiali ze sobą, to wkrótce zaczną. Było to
widać po Lily. Po jej lśniących oczach i nieobecnych uśmiechach. Nawet nuciła pod nosem!
Zastanawiał się tylko, jak to się stało, że nie potrafił zainteresować jej w takim stopniu sobą? Był taki ostrożny i
delikatny, grzeczny i uczynny. A ona zamiast majętnego i powszechnie znanego Timothy ego Morgana wybrała ku-
charza. Dlaczego?!
Każda kobieta to zagadka. Każda też jest lekkomyślna. Lecz mężczyzni potrzebują ich. Samo tylko przyglądanie się im
dostarcza niezapomnianych wrażeń. Nawet mężczyznie nasyconemu. Jak Bryan, który wodził wzrokiem za Lily i
uśmiechał się przeciągle.
Niech to diabli!
Tim rozsiadł się na krześle, wyciągnął nogi i z kwaśną miną przyglądał się zakochanej parze. Beształ się w myślach, że
w ogóle robił sobie kiedykolwiek jakieś nadzieje. Nigdy nie miał żadnych szans, aby być z Lily.
Z drugiej strony może to i dobrze, pomyślał. Przecież gdyby związał się był z nią, na pewno spędzałby z nią mnóstwo
czasu. Kochając ją. Przyglądając się jej. Spełniając jej życzenia.
A wtedy, prawdopodobnie, straciłby pozycję najlepszego fachowca w swojej branży. Od tak dawna był najlepszy, że
nikt już nawet nie próbował myśleć, że mógłby go pokonać. Jednak gdyby wpadł w sidła Lily, wtedy mogłoby się to
zdarzyć. Miłość niszczy mężczyznę.
No i niech tak zostanie. Lily Davie Trevor ma swojego kucharza.
Podniósł się z krzesła, zapłacił za te wszystkie przeklęte pączki i zamyślony wsiadł do samochodu. Pojechał do San
Antonio, do biura.
Posiedział przy swoim biurku, pomyślał, a potem poszedł do gabinetu szefa. Jak zwykle nie było tam nikogo. Sięgnął
po stojącą na biurku fotografię córki pryncypała i przyglądał się jej długą chwilę.
Jerry wyglądała na słodką i... uległą.
Ale kiedy dzwonił do niej, nie wydawała się tak potulna. Zawahał się. Wreszcie uznał, że była to z jej strony zwykła
kokieteria.
Sięgnął po telefon i wybrał numer Jerry. Zrobił to z czystej ciekawości.
Odezwała się tak, jakby wyrwał ją z głębi erotycznego snu.
- Co robisz? - spytała zmysłowym głosem.
- Siedzę w gabinecie twojego ojca i czekam na niego - odparł natychmiast. - To twoje urocze zdjęcie na jego biurku
kazało mi zadzwonić do ciebie. Powinnaś zrobić sobie inną fotografię. W stroju górnika, cała wysmarowana węglowym
pyłem.
- Dobrze - obiecała.
- Wszyscy koledzy będą ci za to niezmiernie wdzięczni. Odzyskamy dzięki temu odrobinę spokoju.
- Odrobinę... czego?
Jeszcze raz rzucił okiem na fotografię, wziął głęboki oddech i spytał:
- Może zjadłabyś ze mną obiad?
- Nie dzisiaj.
- Kiedy?
Usłyszał szelest przewracanych kartek.
- Mogę przełożyć niektóre spotkania i zobaczyć się z tobą jutro - usłyszał po chwili.
- O której?
Wyznaczyła godzinę i pożegnała go z cichym śmiechem, od którego poczuł mrowienie na plecach. Tak szybko?
pomyślał.
Może powinien jeszcze rozpaczać po stracie Lily? Nic z tych rzeczy. Zapewne podświadomie od dawna wiedział, że
Lily nie była poważnie zainteresowana Timem Morganem.
W tym samym czasie, w zajezdzie, kochankowie przeżywali udręki, skazani na obserwowanie się z tylko daleka. Ich
oczy lśniły jak kryształy. Po ustach błąkały się nieobecne uśmiechy. Pracowali, wypełniali wszystkie obowiązki, lecz
myśli zajęte mieli tylko jednym. Wyczekiwaniem na godzinę dziesiątą, kiedy pogaszą światła w barze i pójdą do filiżanki
Lily.
Jak to zwykle bywa, kolejny ciągnący się jak guma dzień skończył się wreszcie. Kiedy znalezli się w jej domku i Bryan
rozebrał ją, Lily przestała oddychać i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Była zdenerwowana. Drżała.
Bryan śmiał się wesoło.
- Tak długo marzyłem o tym, by mieć cię w swoim łóżku - powiedział.
- To jak to się stało, że to ty znalazłeś się w moim?
- Tęskniłem za tobą. Porzuciłaś mnie ostatniej nocy.
- Twoje łóżko jest za wąskie, byśmy mogli spać w nim razem - odparła zgodnie z prawdą.
- Czyżbyś zamierzała pozwolić mi pozostać na noc w twoim? - droczył się.
- Chyba tak. Boję się tylko, co będzie, gdy ktoś odkryje, że tu jesteś. Jeśli, na przykład, zdarzy się jakiś wypadek i
będziesz potrzebny. Wybuchnie skandal, gdy wybiegniesz z mojego pokoju.
- Pewnie! A pomyśl tylko, co by było, gdyby ktoś znalazł mnie w środku!
To była noc pełna miłości. Przekonali się przy tym, że w jej łóżku mogli spać spleceni w uścisku. I wciąż mieli się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]