[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest bez znaczenia. Tak czy owak nie zajdzie w ciążę, jeżeli nie...
- Musisz jeść dużo nabiału - podjęła Kate - ale uważaj na sery
miękkie i niepasteryzowane produkty mleczne, jeśli istnieje choćby
najmniejsze prawdopodobieństwo, że jesteś w ciąży. Napomknęłaś
Mike'owi o wspólnym wyjezdzie?
Fran zaśmiała się po raz kolejny, ale był to śmiech równie
pozbawiony radości i równie nieprzekonujący, jak ten przed chwilą.
- On... nie ma czasu.
- Faktycznie?
- Zapewne tak, ale gdyby chciał, znalazłby czas, prawda?
Kate uśmiechnęła się.
- Mnie nie pytaj. Mężczyzni są wielką tajemnicą.
- Nie musisz mi mówić - mruknęła Fran.
- No więc stwórz romantyczny nastrój w domu. Przygotuj smaczny
posiłek, włóż jakiś atrakcyjny ciuszek...
- Pomyśli, że przekroczyłam limit na karcie kredytowej - rzekła
chłodno Fran. By zrozumieć zachowanie własnego męża, rozmawia o
swym małżeństwie z kobietą, którą zna dosyć słabo. Jakie to smutne. -
Kate, wybacz...
- Fran, dobrze, że cię tu zastałem. - Nick zajrzał do gabinetu z
poważną miną. - Ben właśnie dzwonił. Mike miał wypadek. Podobno
ścinał drzewo i...
57
RS
- I co? - wyszeptała Fran przez odrętwiałe wargi. Zbladła, jej
kończyny zrobiły się ciężkie, a serce waliło z przerażenia. Uniosła rękę do
ust. - Chyba nie piła...
- Nie, spadła na niego duża gałąz i przygniotła mu nogę. Jest z nim
Ben. Mówi, że Mike złamał tylko nogę, ale wszystkie karetki pojechały do
jakiegoś wypadku i prędko nie wrócą, więc chcę im podrzucić coś
przeciwbólowego. Strażacy próbują poradzić sobie z tą gałęzią. Zabieram
morfinę. Czy mamy entonox, Kate?
- Tak, zaraz ci przyniosę. My też pojedziemy. Chodz, Fran,
podwiozę cię.
Podpory nie działały. Ciężar złamanej części pnia był zbyt duży.
Strażacy zebrani wokół Mike'a naradzali się po cichu, co nie budziło w
nim wielkiej nadziei. Pragnął tylko wydostać się z tej pułapki i bardzo po-
trzebował leku przeciwbólowego.
- Zrobię podkop pod jego nogą - rzekł Joe. - Będziemy mogli go
wyciągnąć. Druga noga jest wolna.
- Podoba mi się - mruknął Mike, ale dowódca strażaków miał własną
wizję.
- Przepraszam, ale nie mogę pana dopuścić tak blisko - oznajmił.
Joe odpowiedział zwięzle i niezbyt grzecznie. Mike uśmiechnął się.
Kilka sekund pózniej poczuł, że Joe jednak zaczął kopać. Pod nogą poczuł
ręce brata. Ben ją podtrzymywał, otrzepując z ziemi. Potem noga Mike^
opadła odrobinę, stopniowo oddalając się od ciężaru pnia.
Przygryzł wargę, wiedział, że muszą teraz kopać wokół jego stopy,
ale nie był pewien, czy to zniesie.
58
RS
Szczęśliwie Nick właśnie przywiózł entonox. Mike znał ten gaz
znieczulający, gdyż Kirsten dostała go w czasie porodu. Wciągnął
łapczywie gaz przez ustnik, podczas gdy Joe kopał tunel jak kret, odsuwał
pełną kamieni ziemię z jego nogi. Mike starał się nie krzyczeć. Nick
założył mu wenflon, a potem wstrzyknął coś, po czym Mike'owi zakręciło
się w głowie.
- Co to? - wymamrotał.
- Morfina i metaclopramid, żebyś nie miał nudności po morfinie.
- S... super - odparł Mike.
Było naprawdę świetnie. Ból zelżał, a w każdym razie nie był już tak
przejmujący.
- Dobra, więcej nie dam rady - oświadczył Joe.
- Okej. - To był głos Bena. - Mike, możesz sam wyciągnąć nogi?
Tylko powoli.
Mike wciągnął potężną dawkę entonoxu i wydostał lewą nogę,
potem raz jeszcze pociągnął przez ustnik i spróbował się ruszyć.
Pomimo leków przeszył go ostry ból. Przeklął siarczyście, nagle
całkiem oprzytomniał.
- Musicie mi pomóc. - Jego czoło pokrył pot. - Wyciągnijcie mnie,
tylko delikatnie. Sam nie dam rady.
- Noga jest już wolna - oznajmił Ben, ostrożnie badając nogi Mike'a.
- Powinniśmy sobie poradzić. To bardzo niestabilne złamanie, nie
chciałbym cię ciągnąć. Poza tym musimy unieruchomić kręgosłup.
- Do diabła z tym. Muszę się stąd wydostać - mruknął Mike. Drzewo
znowu zatrzeszczało i przesunęło się po jego łydce. - Wyciągnijcie mnie!
Może Joe i Nick?
59
RS
Na nodze poczuł znów rękę Bena. Ben ją trzymał, a Joe i Nick
policzyli do trzech i pociągnęli. Mike jęknął, przeklął jak szewc i
przygryzł wargę. Po chwili był już wolny. Odciągnęli go od drzewa. Na
moment zapadł się w ciemność, walczył ze sobą, żeby nie wyć z bólu.
Kiedy go położyli na plecy, ujrzał bladą jak ściana, przerażoną twarz
Fran. Myślał, że zacznie na niego krzyczeć, ale ona tylko się uśmiechała.
- Nie wiedziałam, że znasz aż tyle słów.
Z ostatnim przerażającym trzaskiem drzewo złamało się do końca i
upadło z hukiem. Fran zalała się łzami.
- Coś ty do diabła robił tą piłą? Przecież byłeś sam!
Uśmiechnął się z żalem. Fran miała wielką chęć dać mu w twarz.
Trzymała się długo, ale to pytanie musiało wreszcie paść. Siedziała przy
jego łóżku w szpitalu, zaciskając dłonie. Może po to, by go nie udusić, a
może po to, żeby się nie trzęsły. Nie znała odpowiedzi i wcale jej to nie
obchodziło. Liczyło się wyłącznie to, że Mike żyje - cierpi, ale żyje. Ze
śmiertelnej pułapki wydobyli go Ben, Joe i Nick.
Dotarły z Kate na miejsce zdarzenia w momencie, gdy Mike
krzyczał, by go wydostali. Obserwowała z przerażeniem jego bledniejącą
twarz i słuchała, jak miotał przekleństwa, które nigdy wcześniej z jego ust
nie padały.
A potem drzewo walnęło o ziemię w miejscu, gdzie Mike leżał
jeszcze przed chwilą. Jeden ze strażaków w ostatniej chwili uskoczył przed
spadającymi gałęziami.
- Mogło się skończyć dużo gorzej. Nieskończenie gorzej.
Niewyobrażalnie gorzej...
60
RS
- Wydoiłem za ciebie krowy, ty obiboku. Na przyszłość ogranicz
rozrywki do monopolu - rzekł Joe, stając za plecami Fran i ratując Mike'a
przed uduszeniem, na które sobie zasłużył.
- Cześć, Joe - rzekła Fran z uśmiechem. - Daj bratu wycisk w moim
imieniu, dobrze? Zadzwonię do waszej matki i powiem, że go tu
przywiezli.
- Ona tu jest. Właśnie przyjechali z tatą. Ulokowany w szpitalnym
łóżku, Mike stęknął.
- Musiałeś im mówić? Teraz dopiero zaczną marudzić.
- Marudzić? - warknęła Fran. - Już ja ci pomarudzę! Gdyby to
drzewo zwaliło się minutę wcześniej, dziesięć sekund wcześniej, na
Boga...
- Michael! O Mój Boże, co ci się stało? Wyjechaliśmy, jak tylko
usłyszeliśmy o wypadku, ale na drodze z Plymouth zrobił się straszny
korek z powodu jakiejś kraksy.
- Nic mi nie jest, mamo - rzekł Mike, krzywiąc się na widok
poważnej twarzy ojca.
- Ile razy ci mówiłem... - zaczął ojciec.
Fran odsunęła się od łóżka, robiąc miejsce teściom. Nie musi już
dusić Mike'a. Jego rodzice się tym zajmą. W międzyczasie postanowiła
wyskoczyć na kawę.
- Jak się ma inwalida? - spytał Ben, gdy zderzyła się z nim w
drzwiach oddziału.
- Właśnie dostaje burę od wszystkich po kolei - odparła z gorzkim
uśmiechem.
61
RS
Ben także się uśmiechnął, ale jego łagodne oczy były pełne troski.
Fran z kolei zbierało się na płacz.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
Skinęła głową, a potem nią pokręciła. Wzruszyła ramionami i
zaśmiała się. Ale oczy ją zdradzały.
- Nie wiem. Chyba tak. Przynajmniej żyje.
- Wyjdzie z tego. Niedługo wezmę go na blok, założymy mu płytki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]