[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bard zagryzł zęby. Przeklinał w tej chwili wszystkie kobiety z ich tajemnicami.
Lii ja znów podniosła głowę.
- Mówiliście, panie, że w mieście grasuje zaraza, to mnie naprawdę przeraża. Nie wiem, gdzie mogła
pójść Margareta.
Brd przyglądał się jej w milczeniu. Nie uważał już, że dziewczyna kłamie.
- O ile dobrze znam zakochanych, to nie przypuszczam, aby szukali oni towarzystwa ludzi. Raczej
znalezli sobie jakieś odosobnione miejsce gdzieś w lesie...
Ledwie wypowiedział te słowa, a już urwał i uciekł wzrokiem w bok. I jemu przypomniał się pokryty
mchem skrawek ziemi w pobliżu przykościelnej wioski.
Lilja zapłonęła niczym ogień.
W Bardzie słodkie wspomnienie wywołało istną burzę uczuć. Chcąc ukryć swoją słabość, zareagował
gniewem. Chwycił Lilję za ramiona i brutalnie nią potrząsnął.
- Dlaczego to zrobiłaś, Liljo? Dlaczego ze mną igrałaś, chociaż nosiłaś w łonie dziecko innego męż-
czyzny? Dlaczego czerwieniłaś się tak niewinnie z zawstydzenia, skoro byłaś równie doświadczona
jak nierządnice z oberży? Dlaczego odpowiadałaś na moje pocałunki i pozwoliłaś mi wierzyć, że
będziesz na mnie czekać? Dlaczego? Odpowiadaj! Dlaczego?
Lilja mocno zacisnęła powieki, walcząc przez cały czas z płaczem. Zrozumiała, że za wzburzeniem i
okazywaną jej przez Barda surowością kryje się po prostu ból.
Otworzyła oczy i znów popatrzyła na niego.
- Wcale z tobą nie igrałam - szepnęła z sercem ciężkim z żalu. - Nigdy jeszcze nie byłam równie
szczęśliwa w życiu jak wówczas, gdy wyszłam z rozmównicy pani Elin. A kiedy następnego dnia
spotkałam cię w mieście, poczułam, że musi się za tym kryć jakiś głębszy sens. Każdego dnia i każdej
nocy, jakie nastąpiły pózniej, nie opuszczałeś moich myśli.
Bardowi przyszło do głowy coś nowego.
- Czy to dlatego zdecydowałaś się zgładzić dziecko? - spytał schrypniętym głosem.
Lilja popatrzyła na niego z rozpaczą.
- O nic więcej mnie nie pytaj. Nie mogę mówić. Ale pewnego dnia poznasz całą prawdę i zrozumiesz,
dlaczego milczałam. Zrozumiesz wówczas również, że nie mogłam postąpić inaczej. Moja miłość jest
podzielona, ty i Margareta ciągnięcie każde za swój koniec. Czuję się rozdarta na dwoje.
- A cóż to za mroczna przemowa - zirytował się Bard, który niewiele mógł z tego pojąć. - Proszę cię
jedynie o to, byś odpowiedziała mi na jedno jedyne pytanie, ty zaś odpowiadasz kolejnymi
zagadkami!
Lilja z rezygnacją pokręciła głową.
- Tak cię proszę, nie wypytuj mnie o nic więcej. Nie wódz na pokuszenie i nie zmuszaj do popełnienia
największego grzechu, jaki popełnić może człowiek.
- Grzechu? Odpowiedz na pytanie miałaby być
grzechem?
Ale dziewczyna milczała.
Brd ogarnięty bezsiłą chciał ją od siebie odepchnąć,
zamiast tego jednak nieoczekiwanie porwał ją w ramiona i dziko, niemal brutalnie, przyciągnął do
siebie. Bliski utraty zmysłów z pożądania, gniewu i bezradności, przycisnął jej ciało do swego tak
mocno, że czuł każdą kosteczkę, wyczuwał bicie serca, gorący oddech, drżenie jej ciała od tłumionej
namiętności.
Lii ja pragnęła dać mu dowód uczuć, jakie dla niego żywiła. Tak bardzo chciała wszystko mu
wytłumaczyć. Zarzuciła mu ramiona na szyję, pieściła dłońmi jasną głowę, wplatała palce w gęste
kędziory, przesuwała ręką po mocnym karku.
- Tak bardzo cię miłuję, Bardzie - szepnęła, wtulając usta w jego ciało. - Rozumiem twoją bezsilność,
twój niepokój i rozczarowanie, ale przyrzekam ci, nadejdzie dzień, kiedy całe to brzemię zostanie
zdjęte z twoich barków.
Do Barda dotarły jej słowa, lecz nie miał siły się nad nimi zastanawiać. Nie był w stanie ustosunkować
się do tego, czy były słuszne, czy też nie, czy były prawdą, czy kłamstwem. Nie miał siły patrzeć ani
słuchać, nie chciał pozwolić się dręczyć obrazom tego, co było kiedyś. Z pełną zniecierpliwienia
dzikością pochylił się nad dziewczyną i wziął w posiadanie jej wargi, zmusił, by je otworzyła, zdobył
wnętrze jej ust językiem.
Lilja poczuła, że opada w dół na miękką i ciepłą białą chmurę. Chmura poruszyła się, zaczęła sunąć
nad wzniesieniami, pasmami wzgórz, nad wielkimi górami i pojedynczymi szczytami. Uniosła się na
skrzydłach wiatru niczym ptak, zmierzając ku krańcom świata.
Znów poczuła to samo ssące pragnienie jak wówczas, gdy leżeli na mchu w zagajniku nieopodal przy-
kościelnej wioski. Jak wówczas, gdy siedziała przytulona do Margarety pod wzgórzami Ryen i snuła
fantazje
o chwili właśnie takiej jak ta. Drażniące ssanie czegoś ciężkiego i dobrego. Czegoś, co mroczyło myśli
i otulało świat nieprzebytą mgłą, gromadziło wszystkie dzwięki, zapachy i uczucia wokół tego
jednego. Tego, co wzbierało od jej stóp i płynęło w górę ciała niczym drżąca, pochłaniająca wszystko
fala pożądania.
Od czasu do czasu przenikał ją przelotny strach, zaraz jednak odpływał. W ramionach Barda nie miała
się czego bać. Należała do niego. On był jej. Taka wizja napłynęła do niej w rozmównicy pani Elin.
Jego dłonie chciwie przesunęły się po ramionach dziewczyny, po karku i plecach, niecierpliwie
odszukały zapięcie sukni. Zaczęły mocować się ze sprzączką, były twarde i gwałtowne, gdy wreszcie
przedostały się tam, gdzie chciały. Zmiękły jednak i nabrały niezwykłej delikatności, przesuwając się
po odsłoniętych piersiach. Doświadczonym ruchem pieściły nietknięte miękkie sutki.
Serce Lilji waliło tak, jakby chciało wyskoczyć jej z piersi. Nigdy nie sądziła, że w najbardziej
tajemniczym zakątku jej ciała może istnieć taka nieposkromiona radość. Kiedy Bard wsunął dłoń pod
jej spódnicę i dotknął nagiej skóry, umilkły wszelkie protesty, całe ciało dziewczyny gotowe było go
przyjąć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]