[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wolno ci z nim rozmawiać. Vit nieustępliwie stał pomiędzy nimi.
Sos złapał z wściekłością za sznur, lecz Sola cofnęła się i skryła w swym przedziale. Mok
pociągnął go za ramię. Sos zapanował nad sobą i odwrócił się. Coś tu z pewnością nie grało,
ale musiał jeszcze zachować ostrożność. Nie postąpiłby mądrze, gdyby zdradził, co go ongiś
łączyło z Solą.
Wszyscy ze starej gwardii odeszli powiedział Mok ze smutkiem w głosie, gdy wyszli
na zewnątrz. Tyl, Tor, Sav, Tun. . . nie ma tu już prawie nikogo z ludzi, z którymi budowali-
śmy obóz w Złym Kraju.
Co się z nimi stało?
Znał odpowiedz na to pytanie, chciał jednak jeszcze się upewnić. Im więcej się dowiady-
wał o tym plemieniu, tym mniej mu się to podobało. Czy Sol nadal rządził, czy też stał się
figurantem? Czy doszło do jakiegoś sekretnego spisku, który pozbawił go władzy?
Dowodzą innymi plemionami. Sol nie ufa żadnemu wojownikowi, którego nie szkoliłeś.
Znowu cię potrzebujemy, Sos. Chciałbym, żebyśmy się znalezli z powrotem w Złym Kraju, jak
dawniej.
Wygląda na to, że Sol ufa Vitowi.
143
Nie powierzy mu dowództwa. To jest własne plemię Sola. Kieruje nim osobiście, z po-
mocą doradców. Vit zajmuje się tylko szczegółami.
Takimi jak trzymanie Soli pod kluczem?
Sol każe mu to robić. Nie wolno jej widywać się z nikim, kiedy go nie ma. Zabiłby Vita,
gdyby. . . Mówiłem ci, że wszystko się zmieniło.
Sos zgodził się, głęboko zaniepokojony. Obóz był dobrze zorganizowany, lecz ludzie dla
niego obcy. Rozpoznał najwyżej pół tuzina z około setki, którą już widział. Dziwne, najbliż-
szym towarzyszem, jakiego mógł znalezć w plemieniu Sola, był Mok, z którym poprzednio
niemal nic go nie łączyło. W gruncie rzeczy nie było to w ogóle plemię, lecz znany mu tyl-
ko z lektur obóz wojskowy, dowodzony przez typowego służbistę. Duch solidarności, którego
pielęgnował, zniknął.
Zanocował w małym, jednoosobowym namiocie na skraju obozu. Był zaniepokojony, nie
chciał jednak podejmować jakichkolwiek działań, dopóki dokładnie nie zrozumie sytuacji. Naj-
wyrazniej ponury Vit został komendantem obozu dlatego, że ściśle wypełniał rozkazy i pod tym
względem zapewne można mu było całkowicie zaufać. Dlaczego jednak zaistniała taka potrze-
ba? Coś poszło w niewłaściwym kierunku. Nie mógł uwierzyć, że spowodowała to tylko jego
nieobecność. Plemię Tora nie przypominało tego, co widział tutaj. Co odebrało duszę dążeniu
Sola do założenia Imperium?
Jakaś kobieta podeszła cicho do namiotu.
Bransoleta? zapytała stłumionym głosem, z twarzą skrytą w mroku.
144
Nie! warknął, odwracając wzrok od podniecającej, zgrabnej sylwetki, rysującej się
na tle odległych wieczornych ognisk.
Kobieta odchyliła siatkę i uklękła, by pokazać twarz.
Czy chcesz mnie zawstydzić, Sos?
Nie prosiłem o kobietę odparł nie patrząc na nią. Odejdz. Bez obrazy.
Nie poruszyła się.
Greensleeves szepnęła.
Poderwał głowę.
Sola!
Nigdy nie miałeś w zwyczaju kazać mi czekać, aż mnie rozpoznasz powiedziała
z wyrzutem w głosie. Wpuść mnie do środka, zanim ktoś mnie zobaczy.
Wgramoliła się do namiotu i zasunęła za sobą siatkę.
Zamieniłam się z wyznaczoną dziewczyną, wiec myślę, że jesteśmy bezpieczni. Nie-
mniej jednak. . .
Co tu robisz? Myślałem, że. . .
Rozebrała się i wpełzła do jego śpiwora.
Musiałeś ćwiczyć!
Już nie. . .
Och, na pewno! Nigdy nie dotykałam tak muskularnego ciała.
Chciałem powiedzieć, że już nie jesteśmy kochankami. Jeśli nie chcesz spotkać się ze
mną w dzień, ja nie spotkam się z tobą w nocy.
145
W takim razie po co tu przybyłeś? zapytała, opierając się o niego swym wspaniałym
ciałem. Po ubiegłorocznej ciąży jej kształty jeszcze się zaokrągliły.
Aby zdobyć cię z honorem.
Zdobądz mnie więc! %7ładen mężczyzna oprócz ciebie nie dotknął mnie od chwili, gdy
spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Jutro. Oddaj mu jego bransoletę i wez moją. Publicznie.
Zrobię to odparła. A teraz. . .
Nie!
Odsunęła się, próbując dostrzec w ciemności jego twarz.
Mówisz poważnie?
Kocham cię. Przyszedłem po ciebie. Zdobędę cię jednak z honorem.
Westchnęła.
Honor nie jest taką prostą sprawą, Sos.
Wstała jednak i zaczęła się ubierać.
Co tu się stało? Gdzie jest Sol? Dlaczego ukrywasz
się przed ludzmi?
Opuściłeś nas, Sos. To wszystko. Ty byłeś naszym sercem.
To nie ma sensu. Musiałem odejść. Miałaś urodzić. . . dziecko. Jego syna.
Nie.
Taka była cena za ciebie. Nie zapłacę jej po raz drugi. Tym razem to będzie mój syn,
poczęty z moją bransoletą.
146
Nic nie rozumiesz! krzyknęła zirytowana.
Przerwał wiedząc, że nie zgłębił jeszcze tajemnicy.
Czy ono. . . umarło?
Nie! Nie w tym rzecz. To. . . och, ty głupi, głupi tępaku! Nie. . .
Zaniemówiła z emocji, odwróciła się od niego i zaczęła łkać.
Pomyślał, że ona również stała się bardziej przebiegła niż przedtem. Nie poddał się, lecz
pozwolił jej się wypłakać, leżąc nieruchomo.
Po chwili wytarła twarz i wyczołgała się z namiotu.
Został sam.
Rozdział 13
Sol był teraz nieco chudszy i poważniejszy, zachował jednak niesamowitą grację i harmonię
ruchów.
Wróciłeś! zawołał i uścisnął dłoń Sosa z niezwykłą u niego radością.
Wczoraj odrzekł Sos nieco skrępowany. Widziałem się z Vitem, ale nie pozwolił
mi rozmawiać z twoją żoną, a poza nią właściwie nikogo tu nie znam.
Ile mógł mu powiedzieć?
Powinna była mimo to przyjść do ciebie. Vit nic nie wie przerwał i zamyślił się.
Nie układa nam się. Sola trzyma się na uboczu.
A więc nadal go nie obchodziła. Chronił ją ze względu na przyszłego dziedzica, a teraz nie
zadawał sobie nawet trudu, by udawać. W takim razie jednak dlaczego trzymał ją w izolacji?
Sol nigdy nie był samolubny.
Mam teraz broń oznajmił Sos. Sznur dodał, gdy tamten spojrzał na niego.
148
Cieszę się.
Wydawało się, że niewiele więcej ma do powiedzenia. Ich ponowne spotkanie było równie
kłopotliwe jak rozstanie.
Chodz powiedział nagle Sol. Zobaczysz ją.
Sos podążył za nim do głównego namiotu, podenerwowany. Powinien był oznajmić, że
rozmawiał już z Sola, by nie dopuścić do tego udawanego przywitania. Przybył tu w sprawie
honorowej, a zachowywał się jak kłamca.
Nic nie układało się tak, jak się spodziewał. Trudno jednak było określić, na czym polegały
różnice. Ogarniały go sprawy, nad którymi ciążył jakiś nieuchwytny niepokój. Czuł się jak
omotany siecią podczas walki w Kręgu.
Zatrzymali się nad kołyską ręcznej roboty, stojącą w małym przedziale. Sol pochylił się
i wydobył z niej śmiejące się niemowlę.
To moja córka powiedział. W tym tygodniu skończy sześć miesięcy.
Sos stanął jak wryty, jedną ręką przytrzymując sznur. Zabrakło mu słów. Wbił wzrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]