[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmęczona pózną porą.
Kiedy July nie wróciła po godzinie, Edna poszła do jej miesz-
kania. Zastała drzwi otwarte na oścież. W środku nie było nikogo.
Postanowiła zadzwonić na policję.
Dwa radiowozy z sześcioma funkcjonariuszami pojawiły się
chwilę po odejściu Tuckera. Policjanci przeszukali mieszkanie
braci Stravanos, potem zabrali July na komendę, aby ją przesłu-
chać. Edna uparła się, że pojedzie z nimi.
July spojrzała na swoje pokaleczone nadgarstki. Zlady po
sznurze wyglądały jak dziwaczne bransoletki. Ciekawe, czy Tuck-
er ma równie bolesne otarcia, zastanawiała się. Nie miała pojęcia,
gdzie był w tej chwili. Policjanci powiedzieli jedynie, że ściga
przestępców.
Wzięła głęboki oddech, modliła się o jego bezpieczeństwo.
Nie tylko bandyci byli zagrożeniem, śliskie drogi również.
Czekały od ponad godziny. July przysłuchiwała się odgłosom
dochodzącym z różnych stron budynku. Z jednego pokoju dobie-
gał dzwięk trzeszczącego radia, przez które policjanci utrzymywa-
li kontakt między sobą, z innego stukot urządzeń biurowych. W
głębi korytarza dwaj policjanci usiłowali uspokoić pijanego
mężczyznę. Ednę obudziły jego krzyki. Usiadła, ziewając, i spoj-
rzała w tamtą stronę.
- Ależ to ruchliwe miejsce - zauważyła.
138
S
R
July potaknęła. Posterunek przywołał nieprzyjemne wspo-
mnienia. Przyszła wtedy z ojcem i siostrami do komisariatu, aby
zabrać matkę zatrzymaną za picie na ulicy. To było w innym mie-
ście, ale prawdopodobnie wszystkie posterunki wyglądają podob-
nie. Policja przetrzymuje w nich alkoholików, prostytutki, złodzie-
i, morderców. Nic dziwnego, że Tucker miał tak złe mniemanie o
ludziach. Poczynając od smutnego dzieciństwa, poprzez całe lata
młodzieńcze, a także w czasie pracy w policji miał możliwość zo-
baczenia nieskończonej liczby nieszczęść i ludzi, którzy nie wie-
dzą, co to dobro. Czas spędzony tu dzisiaj oraz własne doświad-
czenia z dzieciństwa sprawiły, że rozumiała go, jak nigdy dotąd.
Oboje, ona i Tucker, natknęli się w życiu na ten sam problem -
alkoholizm w rodzinie - ale różnie na niego zareagowali. Tucker
zamknął się w sobie, odwrócił od rodziny. July - przeciwnie, rzu-
ciła się do pomocy. Kiedy policjant przyprowadził słaniającą się
matkę, powstrzymała rozgniewanego ojca i podbiegła do matki,
aby ta miała się na kim oprzeć.
Nie zważała na jej okropny wygląd i zapach alkoholu, jaki rozsie-
wała wokół. Pogłaskała ją po ramieniu i powoli poprowadziła do
samochodu. Choć miała zaledwie trzynaście lat, przejęła odpo-
wiedzialność za coś, co nie powinno być jej problemem. To był
obowiązek ojca. Ale on nie umiał pomóc żonie. Ignorowała więc
własny ból, aby tylko pomóc matce. Nikt nie pytał jej, jak to znosi.
Jeśli mówili o niej, to podkreślali, jaką jest dobrą córką, chwaliła
ją cała rodzina, ojciec i siostry byli z niej dumni. Pochwały pobu-
dzały jej naturalne skłonności, aż przestała myśleć o własnych po-
trzebach. Stała się rodzinnym dobrym duchem, podporządkowa-
nym pomaganiu innym.
- O czym myślisz? - pytała Edna.
- O mojej matce.
- Może chciałabyś o tym porozmawiać?
139
S
R
Już miała odmówić, jak robiła to zwykle, kiedy ktoś ofiarował
jej pomoc lub zachęcał do zwierzeń, ale zastanowiła się i pomyśla-
ła, że może czas się wreszcie zmienić, przestać tłumić własne po-
trzeby?
- Tak - odpowiedziała, czując, że z serca spada jej wielki cię-
żar. - Tak, Edna. Chciałabym porozmawiać o tym z tobą.
Tucker usłyszał dzwięk syreny policyjnej, potem sygnał karet-
ki pogotowia. Ktoś krzyczał. Nie zrozumiał słów. Po czole spły-
wała mu ciepła, lepka substancja. Kaszlnął, przeszył go ból w
piersiach. Jęknął, próbował otworzyć oczy. Bezskutecznie. Nie
miał zupełnie siły i było mu zimno, okropnie zimno.
Umrę niekochany, pomyślał z rozpaczą.
Właściwie dlaczego ktoś miałby go kochać? Nigdy nie starał
się być miły, stronił od ludzi z obawy przed odrzuceniem, nie miał
przyjaciół. Niezdolność oderwania się od własnej złej przeszłości
sprawiła, że unikał jakichkolwiek związków, wszelkich zobowią-
zań.
- Ale ja kocham - szepnął. - Kocham July.
Czemu jej tego nie powiedział, nie pocałował po raz ostatni?
Czemu odwrócił się na pięcie i uciekł? Teraz już nie
będzie miał okazji wyznać jej swoich uczuć. Leży gdzieś na
odludziu i życie uchodzi z niego. Samotne umieranie było
znacznie trudniejsze, niż sobie wyobrażał.
Karetka zatrzymała się z piskiem opon. Ktoś podbiegł do
niego.
- Chodzcie tutaj! Szybko! - zawołał jakiś mężczyzna.
- Słyszysz mnie, Tucker?
Głos wydawał się znajomy. Tucker zmarszczył brwi, znów
spróbował otworzyć oczy, ale i tym razem nie dał rady.
- Duke? - szepnął.
140
S
R
- Tak, to ja.
- Co tu robisz?
- Nie mogłem cię tak zostawić.
- Ale... - Tucker miał spierzchnięte wargi, próbował je
oblizać. - Pójdziesz do więzienia.
- To nie jest taki zły pomysł. Może uda mi się wyrwać z nało-
gu i zmienić życie? - Chwycił Tuckera za rękę.
- Nie mogę mówić.
- Trzymaj się, stary! - krzyknął Duke z histerią w głosie. - Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]